Nie jest klawo, Nikosia do lektury

0
Reklama

 dźwigać tekę ministra edukacji narodowej mając  trzydzieści kilka lat, to nie lada odwaga. Ogrom zadań nie przeraża lidera najmniejszej liczebnie partii. Mają koniunkturalne wsparcie koalicjantów można , wykorzystując demokratyczne zasady, robić co się chce. A chce się ministrowi robić głupstwa. Na złość chyba wszystkim wykształciuchom – polonistom, którzy mają w sprawie listy lektur uczniów polskich szkół swoje profesjonalne zdanie.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

dźwigać tekę ministra edukacji narodowej mając  trzydzieści kilka lat, to nie lada odwaga. Ogrom zadań nie przeraża lidera najmniejszej liczebnie partii. Mają koniunkturalne wsparcie koalicjantów można , wykorzystując demokratyczne zasady, robić co się chce. A chce się ministrowi robić głupstwa. Na złość chyba wszystkim wykształciuchom – polonistom, którzy mają w sprawie listy lektur uczniów polskich szkół swoje profesjonalne zdanie. 

Minister nie lubi Gombrowicza, Kafki, Dostojewskiego, Goethego, Witkacego, Conrada, sybiraka – katorżnika Herlinga –Grudzińskiego. Prawnik z wykształcenia ma o historii literatury polskiej i powszechnej, jak się odkrywa w wypowiedziach prasowych, raczej mętne  pojęcie. No, ale  to już w Polsce tak bywało i bywa, że lekarz zostaje dyrektorem kopalni, a górnik kieruje fabryką tekstylną. Najważniejsze żeby był odpowiednio partyjny i lojalny. Omawiany minister jest należycie partyjny, ale kiepsko oczytany. Przebrnął pewnie przez trylogię Sienkiewicza i jako ten bogobojny Longinus Podbijpięta z Mysikiszek wychować chce nowe pokolenie szlachetków wymachujących szabelką. Mówił Zagłoba do Longina: „ Bo Bóg jest sprawiedliwy, waści na przykład dał wielką fortunę, wielki miecz i ciężką rękę, a za to mały dowcip” ( czytaj rozum). Jako mecenas – papuga zachwyca się muszkieterami z XVII wieku, nie dostrzegając przeogromnych przemian w mentalności Polaków, którzy owszem lubią Zagłobę, Wołodyjowskiego i Kmicica, ale traktują te postaci, i słusznie, rozrywkowo. Historia literatury to poważna nauka.

 

 

Nad twórczością pisarzy – poetów, prozaików, dramatopisarzy, od Mikołaja Reja po współczesnych noblistów – Miłosza i Szymborską , pochylają się badając ich teksty, liczne zastępy profesorów, przy uniwersytetach funkcjonują od wieków wydziały humanistyczne, pracują instytuty badawcze. Tam są specjaliści wysokiej klasy – ich trzeba słuchać i dać możliwość ułożenia kanonu lektur szkolnych. Minister , co nie tak dawno temu zdał maturę ( nie wiemy w jakim stylu) wie wszystko jednak lepiej, wie co jest do czytania w szkole źle obecne. Pewnie słucha  też swego zastępcy, co to wierzy w Adama i Ewę, a Darwina wyciąłby z programu biologii. Lider Ligi Obrony Kraju przed Gombrowiczem i innymi Zboczeńcami pewnie zrobi swoje. Radzę jednak najpierw tę listę lektur przesłać do konsultacji swemu koledze wicepremierowi, który co prawda jest bez matury, ale pewnie ktoś mu przeczytał „ Karierę Nikodema Dyzmy”. A propos – czy ta książka Tadeusza Dołęgi Mostowicza nie powinna być na jednym z pierwszych miejsc sławnej listy? Jak dotąd przeżywamy hańbę domową, albo raczej ministerialną.
Co będzie dalej? Wybory w 2009 roku.

Jan Lekturowy

P.S. O hańbie domowej pisał Cyprian Kamil Norwid w: „ Duch Adama i skandal”. Taki też tytuł nadał swoje książce Jacek Trznadel ( Paryż 1986).

Reklama