Cudowne ozdrowienia i niepokalane poczęcia

0
barcickim.jpg
Reklama

 Szczerze mówiąc nie bardzo wierzyłem dotąd w cuda. Nawet, gdy obiecywał je ktoś tak przekonujący, jak miłościwie nam panujący premier.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Jednak trudno wątpić, gdy widzi się dowody. Nie chodzi mi tutaj o pozostawione na kratach w kaplicy jasnogórskiej kule, laski i wózki inwalidzkie, bo to pewnie pic na wodę albo efekt siły sugestii, która pozwoliła właścicielom narzędzi rehabilitacyjnych i pomocy ortopedycznych o własnych siłach z kaplicy wykuśtykać, ale o rzeczywiste cudowne ozdrowienie jednej z najbardziej wpływowych osób w państwie. Jeszcze niedawno Marszałek Sejmu, a dziś szef sejmowej komisji od spraw zagranicznych jest żywym przykładem uzdrowicielskiej siły czynników nadprzyrodzonych, bo przecież tak zacnej osoby o zwykłe oszustwo nie śmiem podejrzewać. Pan Schetyna kilka dni temu trafił wprost z pracy do szpitala z ciężkim zatruciem. O jego poważnym stanie i konieczności co najmniej kilkudniowej hospitalizacji informowali zatroskanych dziennikarzy czołowi politycy rządzącej partii. Dziennikarze byli na tyle wyrozumiali, że walczącego o życie sympatycznego byłego marszałka w szpitalu nie niepokoili tylko cierpliwie czekali na wiadomości o jego zdrowiu w nadziei, że z tak poważnej dolegliwości Grzegorz Schetyna wkrótce wyjdzie. I udało się! Niemal wprost ze szpitalnego oddziału do zadań specjalnych p. marszałek wybiegł na boisko piłkarskie w Rzymie. Tym we Włoszech, a nie jakiejś wsi na Mazowszu i pomógł premierowi wykazać wyższość polskich parlamentarzystów nad włoskimi. Nastąpiło to zaledwie trzeciego dnia po poważnym zatruciu. Co prawda jego stan nie jest na tyle dobry, by mógł on powrócić do wykonywania swych sejmowych obowiązków, ale docenić trzeba choć to, że przez cały mecz żadne z typowych dla zatruć pokarmowych symptomy nie wystąpiły. Chyba, że marszałek biegał po boisku w pampersie i skutków takich symptomów na jego ubranku widać nie było. Opatrzność najwyraźniej czuwa nad zdrowiem, dobrym samopoczuciem, skutecznością i wysokimi słupkami w sondażach Platformy. To chyba głównie dzięki niej wybudowane zostały te wszystkie piękne stadiony, dworce, lotniska i autostrady jeszcze przed turniejem Euro. To zapewne również sił nadprzyrodzonych zasługa, że nasz budżet jeszcze się nie zawalił, a pobożni rodacy mimo przejściowych problemów ze służbą zdrowia w równie cudowny sposób, jak sam marszałek ze szpitali uzdrowieni wychodzą.

Innym cudem o charakterze lokalnym jest niepokalane, bo przez wchłonięcie ludzi z zewnątrz, rozmnożenie struktur miejskich brzeskiego SLD. Mimo ogólnej niechęci do wszystkiego, co kojarzy się z polityką i jakimikolwiek partiami, nowej szefowej SLD w powiecie brzeskim udało się pozyskać kolejnych ludzi reprezentujących różne środowiska do pracy w partii. SLD wzbogaciło się o specjalistów w zakresie kultury, problemów ludzi niepełnosprawnych oraz innych społecznie pożytecznych branż. Od przybytku głowa nie boli, więc nowych sympatyków, którzy postanowili swój związek z lewicą w sposób formalny zalegalizować witamy wszyscy z radością. W Kole Miejskim SLD rzeczywiście bywa ciasnawo, a atmosfera w tłoku bywa czasem zbyt gęsta, więc pewnie dlatego koleżanka Justyna Urbańska postanowiła swój nowy nabytek w całości umieścić w osobnym, stworzonym specjalnie na tę okoliczność kółku. Być może w tym pomyśle tkwi jeszcze jakaś głębsza myśl, której nie dane mi zrozumieć.

Cudowne rozmnożenie brzeskiej lewicy jest zapewne jedną z jaskółek wróżących powrót wartości i idei lewicowych do powszechnej świadomości. Ja sam mam już dosyć ambicjonalnych kłótni i awantur o stołki, jakie widzi się w naszym samorządzie w wielu gminach i w powiecie, a o tym, co wyprawia się na salonach wojewódzkich i centralnych opanowanych przez ostatnie 7 lat przez prawicę, to już zupełnie szkoda gadać. Coś, co i po lewej stronie się zdarza, ale raczej incydentalnie jest normą w PO i PiS. To pewnie proste przełożenie atmosfery panującej wewnątrz tych partii na władze różnych szczebli i urzędy poobsadzane w większości przez partyjnych nominatów z prawicy powoduje, że wielu Polakom robi się niedobrze na samą myśl o polityce i partyjnych funkcjonariuszach. Myślę, że w większym gronie i bogatsi o nową energię pomożemy dostrzec wyborcom sensowną alternatywę dla skostniałej i niedołężnej prawicy po lewej stronie. Nawet jeżeli będziemy to robić w osobnych strukturach – konkurencja nie musi kojarzyć się przecież ze zwalczaniem.

Marcin Barcicki  

Reklama