Tu i teraz

0
barcickim.jpg
Reklama

Trzy lata temu premier Tusk opowiadał w Sejmie, że nie chce drastycznych reform – „Reformy mają tylko wtedy sens, gdy przy elementarnej odpowiedzialności za budżet dają ludziom satysfakcję z życia tu i teraz, a nie satysfakcję doktrynerom albo wyłącznie przyszłym generacjom”.

Mówił wtedy, jak dbający o interesy obywateli społecznik. Obiecywał również szukanie oszczędności w administracji. Dziś wiadomo, że żartował. Premier inaczej mówi przed wyborami, a po wyborach robi swoje – wydłuża wiek emerytalny, tnie wydatki na cele społeczne i mnoży obciążenia dla najuboższych. Oszczędza jedynie swoich urzędników, których ilość od momentu objęcia przez niego stanowiska szefa rządu wzrosła o ponad 11%. Zachowuje się, jak partyjny kacyk z czasów PRL, któremu do głowy nie przychodzi, że może być na świecie siła zdolna do zrzucenia go ze stołka. Podobnie myślą zapewne jego partyjni koledzy na mniej eksponowanych, ale też decyzyjnych stanowiskach. Marszałek naszego województwa jest bardzo zdolnym uczniem premiera. Dokładnie go naśladuje w tworzeniu nowych miejsc pracy dla swoich protegowanych w Urzędzie Marszałkowskim i zadłużaniu województwa. 
Jak się żyje „tu i teraz”, dwa lata po kolejnych już wygranych przez PO wyborach, wiadomo. Swoje zadowolenie z „tu i teraz” gremialnie i w sposób cywilizowany zamanifestować będzie można dopiero przy urnach wyborczych, ale są bardziej niecierpliwi, którzy dyskretne sygnały o niestosowności pewnych zachowań rządowi chcą wysłać wcześniej. Bardzo zadowolony ze współpracy z rządem jest na przykład prezydent Krakowa. Jacek Majchrowski ma powody, by PO nie lubić. Już w 2010r. rząd dyskretnie wspierał kandydata PO w wyborach na prezydenta poprzedniej stolicy. 
Jaskrawym tego przykładem było wstrzymanie zwrotu kosztów wawelskiego pogrzebu prezydenckiej pary po katastrofie w Smoleńsku. Miasto opłaciło wszystkie rachunki związane z pogrzebem z pompą, a rząd miał je szybciutko zwrócić. Nie zwrócił aż do wyborów, a opozycyjna w Krakowie PO zarzucała prezydentowi braki w kasie. W tym roku krakowski magistrat obliczył, że do zadań zleconych przez państwo miasto będzie musiało dopłacić ponad 300 milionów. Przy brakach gotówki na realizację zadań własnych, o inwestycjach nie wspominając, ma prawo człowieka jasna krew zalewać. Poszedł więc do sądu domagać się na początek zwrotu wyłożonych przez samorząd w 2011r. pieniędzy na utrzymanie USC i innych zadań administracyjnych, które leżą w gestii państwa. Chodzi o marne 5,4 miliona. Dla rządu to pestka. Pod warunkiem, ze śladem Majchrowskiego nie pójdą inni prezydenci i burmistrzowie. Pamiętamy przecież zamieszanie z urzędowaniem brzeskiego USC w ubiegłym roku, kiedy burmistrz Huczyński policzył sobie, że do interesu rządowego musi dokładać. Dobrze by było, gdyby reprezentujący PO lokalni politycy zasugerowali burmistrzowi, które szkoły należy zamknąć, z remontu których ulic i chodników zrezygnować, by zapłacić rachunki za pana premiera i jego ministrów. 
 
O prawa pracownicze zamierzają głośno upomnieć się związki zawodowe. Już we wrześniu podziękują one na ulicach Warszawy rządowi za uelastycznienie czasu pracy i inne udogodnienia dla zatrudnionych tu i teraz. W dzisiejszych czasach czołgów na ulice wyprowadzać dla przywrócenia porządku nie wypada, ale rząd korzysta z innych metod – rozpoczął kampanię uświadamiającą społeczeństwo, ile nas wszystkich związki zawodowe kosztują. Wiemy, panie premierze, ze za dużo, ale biorąc pod uwagę wydatki na pańską administrację, to przecież grosze. 
W Opolu zaważą się losy marszałka Sebesty. Jego nie trzeba odwoływać w referendum, bo może to zrobić Sejmik. Za naśladownictwo premiera w zadłużaniu, cięciu wydatków na to, co istotne przy rozroście administracji powinien zapłacić co najmniej stratą stanowiska. Dokładnie tak, jak zapłacił dyrektor generalny jego urzędu parę lat temu. Skoro o nim mowa, to może i on wyłoży gawiedzi na łamach niezależnego i obiektywnego dwutygodnika, jak to ma w zwyczaju, dlaczego Sebesta tak bardzo zadłużył nasze województwo – na głowę licząc bardziej zadłużeni są tylko mieszkańcy Mazowsza. Zna problem od podszewki, a swoimi dobrymi układami z władzami województwa chwalił się wszędzie przed ostatnimi wyborami.

Marcin Barcicki

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Reklama