Mieszkaniec Pisarzowic otrzymuje mandaty z Holandii, chociaż nigdy tam nie był

2
Reklama
Materiał wyborczy KWW ŁĄCZY NAS BRZEG - GRZEGORZ CHRZANOWSKI
Materiał wyborczy Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość
Materiał wyborczy KOALICYJNY KOMITET WYBORCZY KOALICJA OBYWATELSKA

Od ponad roku działa elektroniczny system wymiany danych rejestracyjnych pomiędzy Polską a Holandią. Oznacza to, że jeśli polski kierowca popełni wykroczenie drogowe w kraju tulipanów i wiatraków, to nie pozostanie bezkarny. Okazuje się, że zagraniczny mandat można otrzymać nawet, jeśli w Holandii nigdy się nie było, a nasz pojazd zna tylko polskie drogi.


– Pierwsze pismo z Holandii otrzymałem w czerwcu 2016 roku. Było w języku polskim i dotyczyło rzekomego wykroczenia. Jest tam podana data, godzina i miejscowość, w której dokonano złamania przepisów drogowych, tylko problem w tym, że ja nigdy w Holandii nie byłem. Nigdy nikomu nie pożyczałem mojego samochodu, aby ktoś inny mógł takie wykroczenie popełnić – mówi nam pan Sławomir Gawryjołek.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Materiał wyborczy Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość
Materiał wyborczy KWW Krzysztofa Grabowieckiego
Materiał wyborczy KOALICYJNY KOMITET WYBORCZY KOALICJA OBYWATELSKA

Przysłany mandat opiewał na kwotę 90 euro, plus 9 euro kosztów administracyjnych. Co ciekawe, wniosek holenderskich służb dotarł do adresata jeden dzień wcześniej, niż sam dokument był datowany.

– Pomyślałem sobie, że to jakaś pomyłka lub próba oszustwa. Byłem podejrzliwy,  bo numer konta do wpłaty był w tym samym banku, w którym mam swój prywatny rachunek. W dzisiejszych czasach bardzo łatwo dać się nabrać oszustom. Oczywiście wpłaty nie dokonałem – tłumaczy mieszkaniec Pisarzowic.

Po dwóch miesiącach do pana Sławomira dotarła kolejna korespondencja, ale tym razem w języku holenderskim. List również dotarł szybciej niż był datowany. Z 99 euro zrobiło się 144 euro.

– To mnie zaniepokoiło, bo najpierw pisali po polsku i żądali 99 euro, później chcieli 144 euro i nawet nie wiedziałem w jakim języku jest ten list. Żona postanowiła pójść na policję, aby zgłosić tą sprawę, jednak funkcjonariusze poinformowali ją, że jeśli nie było żadnego włamania na skrzynkę mailową czy na konto bankowe, to nic nie można z tym zrobić  – tłumaczy pan Sławomir.

W październiku 2016 roku pojawiła się kolejna, tajemnicza koperta z Holandii. Do zapłaty 297 euro. Małżeństwo było przekonane, że ktoś usilnie próbuje ich oszukać. Nie można przecież popełnić wykroczenia w Holandii, jeśli auto podróżuje tylko po Polsce, a w dniu rzekomego wykroczenia było się w pracy – również w Polsce, w Brzegu.

– Trudno w to uwierzyć, ale kilka dni temu dostałem wezwanie na rozprawę do Sądu Rejonowego w Brzegu. Chodzi o ukaranie mnie zagranicznym orzeczeniem o charakterze pieniężnym. Wygląda na to, że holenderska policja wystawiła mi mandat za przewinienie, którego się nie dopuściłem – komentuje sprawę pan Sławomir.

Należy zaznaczyć, że to nie pierwszy taki przypadek na Opolszczyźnie. Identyczny mandat w języku polskim, ale sygnowany przez holenderski urząd trafił pod koniec października ub.r. do mieszkańca Opola. Mężczyzna również nigdy nie był w Holandii, a gdy poszedł sprawę zgłosić na policję, to usłyszał, że podobna korespondencja dotarła do ojca jednego z funkcjonariuszy. Jak to możliwe? Prawdopodobnie kierowcy, którzy poruszają się po holenderskich drogach wiedzą, że o pamiątkę z fotoradaru nie trudno. Równie łatwo jest przełożyć podrobione tablice rejestracyjne. Jeśli numer rejestracyjny na „lewych” blachach faktycznie istnieje w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, a tablice zostaną dopasowane do odpowiedniej marki pojazdu, to niewinne osoby mogą mieć poważny problem. Do tematu wrócimy po rozprawie sądowej pana Sławomira z Pisarzowic.

Reklama
Materiał wyborczy KOALICYJNY KOMITET WYBORCZY KOALICJA OBYWATELSKA
Materiał wyborczy KWW Krzysztofa Grabowieckiego
Materiał wyborczy KOALICYJNY KOMITET WYBORCZY KOALICJA OBYWATELSKA