Podagra

0
Reklama

Opole wybudza się z letargu. W imponującym tempie rosną ogromne centra handlowe, trwają trzy zaawansowane budowy a inne są w fazie początkowej. Dzieje się tak mimo, że prezydent miasta robi wrażenie, jakby wciąż spał.
Równocześnie z pracami konstrukcyjnymi przebudowuje się infrastrukturę komunikacyjną. Zupełnie przeciwnie aniżeli w Brzegu. W mieście „ciążącym” ku Wrocławiowi dobry przykład z Opola jest trochę prowokujący. Zdaniem wrocławskiego lobby wszystkie plagi brzeskie idą właśnie z Opola. Co rusz ktoś wrzuca na fora dyskusyjne gorący kartofel w postaci durnowatego hasła: Brzeg chce/pragnie/lgnie do województwa dolnośląskiego.
Brzeg to również ja, a mnie nikt dotąd nie zapytał, czy chcę/pragnę/lgnę, albo o jakiej szerokości geograficzno-politycznej w skrytości ducha marzę, dlatego wtrącam swoje trzy grosze. Mam świadomość, że mogę być wygwizdany, bo wielka debata (sic!) odbywa się bez mojego udziału. Opowiadanie się „za” a może „przeciw”, a więc morze argumentów, owo poglądów międlenie, obserwuję z boku i twierdzę, że za chceniem/pragnieniem/lgnieniem do miasta Wrocławia (czytaj: do Eldorado) stoi garstka ludzi, gości trochę dziwnych, serdecznie zawziętych i po chłopsku upartych. Potrafią, i chce im się, klikać. Po prostu.
Nie kryjąc opolskich sympatii sądzę, że przyłączenie do dolnośląskiego byłoby dla nas katastrofą. Podzielilibyśmy los mrowia miast satelickich Wrocławia. Jeżeli ktoś mnie nie rozumie powinien odbyć tour po tych rzekomo kwitnących miejscach. Trzeba się spieszyć póki wiosenne pokrzywy nie zakryły tryumfującej sromoty.
Brzeg ze swoim potencjałem może być perłą Opolszczyzny, choćby przez to, że nie musi konkurować z Legnicą, Wałbrzychem albo Oleśnicą. Pomarzmy: cudny Brzeg, perła w koronie małego województwa, które nie chce rozpadu, jako łakomy kąsek dla Katowic i Wrocławia. Co ja plotę, zagalopowałem się! A kto w tych metropoliach myśli o prowincjonalnym Brzegu? Na dobrą sprawę komu w ogóle jesteśmy potrzebni? Jęczący i narzekający. Oczywiście nie na siebie. By my – pompatyczni i komiczni – wystawiamy się licząc na branie. Jak ta uboga panna z krzywymi nogami, która wklikuje w Internet, że jest superlaską.
Chcąc bez obciachu zareklamować Opolszczyznę obwożę przyjezdnych po miejscowościach, gdzie dominują autochtoni. Śląskie obejścia przypominają bombonierki i tego serdecznie im zazdrościmy. Czego? – pytam. Pieniędzy szerokim strumieniem płynących z Niemiec? To mit, którym karmimy lenistwo i brak zamiłowania do porządku. Przecież każdy z nas ma kogoś na zarobkowej emigracji. Dzięki transferowanej kasie obrastamy w „priorytetowe” luksusy: płaski telewizor dla kochającej seriale żony, lekko bita prawie nówka audica na podjeździe, komunijny laptop dla wnuczki. Liszaj elewacji domostw i dookólny bałagan jakoś nikogo nie razi. Ważne żeby córcia miała tipsy ułatwiające zmywanie garów a teściowa szła do kościoła w nowej pelisie. Za ruinę poniemieckiego/zabytkowego domu powinien wziąć się ktoś inny. Kto? No, państwo, a więc burmistrz, starosta i wojewoda.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Trzeba też przyznać, że powoli poprawia się estetyka wsi zamieszkałych przez ludność napływową, zwłaszcza miejscowości leżących przy głównych traktach. To zasługa następców ostrożnych ojców, kolejnych pokoleń niegodzących się na tymczasowość. Młodzi poznali życie w zielonej Irlandii, podpatrzyli umajone zagrody Ślązaków i chcą żyć równie pięknie.
Niedawno odwiedziłem sklepik, nieźle kiedyś prosperujący, zlokalizowany w miejscu, gdzie trwa przebudowa jezdni w związku z wcześniejszym wciśnięciem tam supermarketu (nie skorzystano z przykładu Opola!). W sklepie smutno, trochę towaru i obolały właściciel. Ujrzawszy klienta, zamiast radości, kupiec wylał z siebie żółć. Sprowokował go pismak nie dość głośno walczący o proste chodniki, oszczędzający lokalnych polityków i nie prześladujący pijaczków obsikujących obejście butiku.
Felietonista empatyczny (nie mylić z sympatią) musiał dociec źródła czyichś cierpień. Okazuje się, że nie ofukiwał mnie miły skądinąd człowiek, to ryczała podagra. Paskudne choróbsko, inaczej dna albo artretyzm. Już w domu doczytałem, że podagra jest typową chorobą cywilizacyjną, związaną ze sposobem odżywiania: dużo mięsa (zwłaszcza wieprzowiny), nadmiar potraw tłustych, bogatych w białko, nadmierne spożycie alkoholu i kawy. Obfita uczta mocno zakrapiana alkoholem bardzo często kończy się ostrym atakiem artretyzmu. Dlatego dna bywa nazywana „chorobą bogaczy”.
Wstąpiłem do sklepiku po zwis męski, wyszedłem bez. Czekam na moment, kiedy swobodnie zaparkuję przed galerią handlową Solaris w Opolu. Tam krawatów będzie bez liku, a złość niechaj wykipi w bieda-butiku.

Leszek Tomczuk
www.brzeg.com.pl
foto: nto.pl

Reklama