Brzeżanin w Japonii (cz.2) – Zielone parki, świątynie i najbardziej ruchliwe miejsca świata

1
Reklama

 

Niewyspany, ale zdeterminowany ruszam na dworzec w Nakano. Mieszkam tuż obok szkoły, więc idę razem z dzieciakami ubranymi w mundurki, doskonale znane z wszelkich filmów i zdjęć. Wraz z nami idą zupełni nieobecni mężczyźni w garniturach – wszystko tak, jakbym właśnie znalazł się na obrazie pt. „Stereotypowa Japonia”.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Na dworcu bez problemów sprawdzam, jak dostać się na Shinjuku. W pociągu jest tłoczno, ale bez przesady. Nikt się nie przepycha, nikt tu raczej też ze sobą nie rozmawia. Większość osób siedzi wpatrzona w ekrany telefonów, reszta patrzy przed siebie, ale tak jakby utrzymywała spojrzenie na jakimś bardzo dalekim punkcje. Stoję zatem grzecznie w metrze, powtarzając w głowie „tych kilka rzeczy, których nie należy robić w komunikacji publicznej” – nie rozmawiać przez telefon (pisać i korzystać z internetu można), nie wycierać nosa, nie gapić się na ludzi. Ponadto na schodach ruchomych zawsze należy ustawić się po lewej stronie, bo prawa przeznaczona jest dla tych, którzy się spieszą. Tu przestrzega tego absolutnie każdy, no może z wyjątkiem nierozgarniętych gaijinów.

Na Shinjuku witają mnie ogromne budynki, ale mimo świadomości, że jest się w metropolii, w której żyje prawie 14 milionów ludzi, jest jakoś dziwnie spokojnie. Deszcz zaczyna padać coraz mocniej, ale prawdę powiedziawszy, bardzo mnie to cieszy, bo po raz pierwszy od przyjazdu mam czym oddychać.

Shinjuku

Po jakimś czasie docieram pod bramę ogrodu Shinjuku Gyoen. Wejściówkę kupuję w maszynie. Dzięki temu mój kontakt z panią „w okienku” ogranicza się tylko do ukłonu. To właśnie mi się w Tokio podoba. Wszystko da się tu kupić w maszynach. I o ile Japończycy nie mówią po angielsku, o tyle maszyny obsługują zwykle ten język, a w dodatku są banalne w obsłudze. Shinjuku Gyoen prezentuje się bardzo okazale – łączy przy tym trzy style: ogród francuski, angielski ogród krajobrazowy i tradycyjny ogród japoński.

Shinjuku Gyoen

Nie jestem botanikiem, ale roślinność jest zupełnie inna niż w Polsce i spacerując po ścieżkach, w tym dziwnym, niemal gorącym deszczu, ma się wrażenie, że jest się na innej planecie. Niewielkie jeziorka, drzewka bonsai, herbaciarnia i urokliwy budynek, w którym dawniej odbywały się tradycyjne śluby, sprawiają z kolei wrażenie, że to nie inna planeta, ale inna epoka.  

brzeżanin w japonii cz ii brzeg24 (7)

Ogród w Shinjuku – miejsce, w którym odbywały się dawniej tradycyjne śluby

W ogrodzie znajduje się również restauracja, w której postanawiam zjeść niewielki posiłek. Na całe szczęście nie muszę zamawiać jedzenia u witającej mnie niezwykle uprzejmie kobiety, bo z jedzenia wyszłyby nici. Ratunkiem po raz kolejny jest maszyna. Zerkam w menu, w którym oprócz obrazków są nawet lapidarne podpisy po angielsku i wybieram sobie wołowinę curry, ryż i gorącą herbatę. Zapamiętuję numerki, wklepuję je w panel, odbieram paragon i przekazuje go wcześniej wspomnianej pani, która znowu kłania się uprzejmie. Teraz pozostaje już tylko usiąść i poczekać aż ktoś z obsługi przyniesie moją potrawę, wypowiadając przy tym setkę słów, na które mogę co najwyżej odpowiedzieć miłym, dyplomatycznym uśmiechem.

Taki jest właśnie, moim zdaniem, najwygodniejszy sposób zamawiania jedzenia. Niekiedy nie przynoszą go co prawda do stołu, a zamiast tego zagadują grzecznie, informując tym samym, że trzeba je sobie odebrać przy barze. Gorzej jest na ulicznych straganach, tam pozostaje tylko dogadywanie się na migi.   

Moja procedura zamawiania posiłków ma jednak drobną wadę – bardzo często nie wiem dokładnie, co właściwie jem. Zakupy w markecie, znajdującym się tuż obok mojego mieszkania, to też zabawa na całego. Wybieram sobie z półek różne pięknie prezentujące się potrawy, a następnie, w domu, sprawdzam „na sobie”, co to właściwie jest. To jednak nie problem, bo jedzenie jest naprawdę przepyszne i eksperymentowanie sprawia przyjemność.

Z Shinjuku Gyoen trafiam niemal od razu na drogę prowadzącą przez stary park do Świątyni Meiji. Jest to największa świątynia shinto w Tokio. Znajdują się w niej prochy cesarza Meiji, czczone jako relikwie narodowe.

brzeżanin w japonii cz ii brzeg24 (8)

 

Droga do świątyni Meiji

Przed wejściem na jej teren powinno się obmyć ręce i wziąć łyk wody ze specjalnie do tego celu przygotowanej studni zaopatrzonej w drewniane czerpaki.

brzeżanin w japonii cz ii brzeg24 (9)

Przed wejściem należy obmyć ręce i wypić łyk wody

Można też w pobliskim sklepiku kupić drewnianą tabliczkę, na której zapisuje się życzenia dla siebie i najbliższych, a następnie przyczepia się ją na ściance.

Napisałem za Was wszystkich życzenia, które mają się spełnić

i powiesiłem je w świątyni, w specjalnym miejscu

Można również pomodlić się, bo szczegółowa procedura – składająca się z klaśnięć, ukłonów i innych elementów – jest dokładnie opisana.

Chwilę krążę po otoczonej starymi drzewami świątyni chłonąć niesamowitą atmosferę tego miejsca.

Świątyni Meiji

Spacerując, znajduję przypadkiem przyświątynny ogród pełen irysów, które kwitną akurat na przełomie czerwca i lipca. Jest w nim także studnia. Skapuje do niej z liści drzew deszczówka, która następnie używana jest do ceremonii parzenia herbaty.

Przyświątynne ogrody Meiji jingu iris Garden

Pogoda daje mi się we znaki. Jest całkiem nieźle, gdy pada, gorzej, gdy przestaje. Robi się wtedy niesamowicie duszno. Wilgotność przykleja się do całego ciała. Niby nie jest gorąco, raptem dwadzieścia kilka stopni, a czuję się jakby było grubo ponad trzydzieści.

Opuszczam powoli stary park otaczający świątynię Meiji kierując się w stronę dzielnicy Shibuya. Po drodze przechodzę jeszcze przez miejski park Yoyogi, w którym tłumy tokijczyków spędzają czas na joggingu, piknikach i innych zajęciach na świeżym powietrzu.

Z zielonych terenów trafiam wprost w centrum nowoczesnej i tętniącej życiem dzielnicy Shibuya. Mieszczą się tutaj gigantyczne centra handlowe i modne sklepy. Zamiast banerów reklamowych na ścianach wieżowców wiszą potężne ekrany. Jest głośno od reklam i muzyki. Obok mnie przejeżdża półciężarowy samochód, również wyposażony w ekran, na którym leci teledysk jakiejś jpopowej grupy muzycznej.

brzeżanin w japonii cz ii brzeg24 (16)

Shibuya

Prawdziwym sercem dzielnicy Shibuya jest jednak Shibuya Crossing. Najbardziej ruchliwe skrzyżowanie świata. W godzinach szczytu jednocześnie przekracza je na zielonym świetle kilka tysięcy osób.

brzeżanin w japonii cz ii brzeg24 (17)

 

Shibuya Crossing  

Tuż obok znajduje się kolejne bardzo znane miejsce – pomnik wiernego psa Hachiko. Był to pies rasy akita, który każdego dnia odprowadzał swojego pana na stację, gdy ten wychodził do pracy, a następnie czekał na niej wieczorem, gdy tej z niej wracał. Gdy w maju 1925 roku właściciel Hachiko zmarł w miejscu pracy, pies nadal codziennie czekał na niego na stacji, pojawiając się tam przed przyjazdem wieczornego pociągu przez następne dziesięć lat.

Wierność Hachiko wywarła wielkie wrażenie na Japończykach. Stał się sensacją narodową i symbolem wierności. Znany japoński artysta stworzył rzeźbę przedstawiającą psa, a w całym kraju zrodziło się zainteresowanie rasą akita. Spreparowane szczątki Hachiko są przechowywane w Narodowym Muzeum Przyrody i Nauki w Ueno w Tokio. Na podstawie historii psa powstał film „Mój przyjaciel Hachiko”.

brzeżanin w japonii cz ii brzeg24 (18)

Pomnik wiernego psa Hachiko

Fascynację postawą wiernego psa widać po dziś dzień. Gdy docieram po pomnik, stoi przy nim tłum ludzi. To nie tylko atrakcja turystyczna, ale również miejsce spotkań tokijczyków. Wyjście z pobliskiej stacji metra oznaczone jest napisem „Hachiko Exit”, co dziesięć metrów można natknąć się na przyklejone na ścianach naklejki przedstawiające psa,  skwer nosi nazwę „Hachiko Square”, niedaleko znajduje się kawiarnia poświęcona Hachiko, a tuż obok stoją autobusy z napisem „Hachiko Community Bus”. Japończycy, jak już się czymś zafascynują, to do niesamowitych granic.

Po wyczerpującym dniu wracam do Nakato i udaje się na tamtejszy deptak, aby zjeść kolację, Decyduję się na ramen (rodzaj rosołu wieprzowego z makaronem i rozmaitymi dodatkami – mięsem, jajkiem, owocami morza, rybą, wodorostami, warzywami). Dłuższy czas szukam lokalu, w którym jest jakiś stolik na uboczu (w większości z tych, które widziałem, je się „przy ladzie”). Robię to, bo moje umiejętności jedzenia zupy pałeczkami nie są czymś, czym należałoby się chwalić.

brzeżanin w japonii cz ii brzeg24 (19)

Ramen (zdjęcie poglądowe)

Jeszcze tylko zakupy w pobliskim markecie. W sklepach trzeba przyzwyczaić się do tego, że kasjerki będę cały czas mówić. Na przywitanie, na pożegnanie, podczas kasowania zakupów. Nie rozumiem oczywiście ani słowa, pozostaje zatem uśmiechać się i po prostu być gaijinem.

Jeszcze ukłon na pożegnanie i do domu.

Autorem cyklu jest Krystian Ławreniuk – brzeżanin, autor zbioru opowiadań „Ziemia Wróżek’ oraz tomu poetyckiego „Arkansas”, który sam się określa mianem „bardzo początkującego podróżnika”.

Reklama