Tajemnice Sudetów cz. VI – Riese – Kompleks Włodarz

0
Reklama

Kolejna część informacji o ogromnym przedsięwzięciu Riese w Górach Sowich z okresu II wojny światowej. Dziś przedstawię Państwu największy z poznanych kompleksów, który jest położony w masywie góry Włodarz. Spróbujemy również podjąć kolejną próbę zrozumienia celowości budowy owych podziemi. Dla Czytelników niebędących w temacie – krótkie przypomnienie.


„Riese”, czyli Olbrzym, był jednym z największych przedsięwzięć budowlano-górniczych II wojny światowej. W starych Górach Sowich zaczęły powstawać potężne, podziemne pomieszczenia oraz infrastruktura naziemna. Do dzisiaj znamy 7 podziemnych kompleksów. Osówka, Rzeczka, Włodarz, Jugowice, Soboń, Zamek Książ, Sokolec-Gontowa. W poprzednich felietonach opisałem pokrótce pierwsze dwa kompleksy. Pomimo tego, że do dziś nie znamy przeznaczenia tego przedsięwzięcia, pod lupę weźmiemy Włodarza.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Oddajmy głos Wikipedi: „Ten olbrzymi kompleks został wybudowany w masywie góry Włodarz, prowadzą do niego trzy wejścia od strony północno-wschodniej i jedno od strony północnej. Całość kompleksu, to duża ilość korytarzy przecinających się pod kątem prostym i tworzących siatkę. Dodatkowo istnieje w nim jedna z największych, nieukończonych hal. Jest prawdopodobne, że w nieosiągalnej dziś głębi obiektu zamordowano wiosną 1945 kilka tysięcy więźniów pracujących przy budowie. Około 1/3 obiektu jest zalana wodą. Długość korytarzy: 3200 m (10 700 m²; 42 000 m³). Nad ziemią rozpoczęto prace nad potężnymi fundamentami.”

Wejścia do sztolni są w zasadzie identyczne jak w innych kompleksach. Zaskakują ich niewielkie wymiary – ok. 3 metry szerokości i ponad 2 metry wysokości. Przy tak małych rozmiarach wejść, jeszcze bardziej zadziwiają wymiary największej hali w całym Riese. Łodzią dopływa się do pomieszczenia o wymiarach 60m długości i 10 m wysokości. Co chciano produkować w tak wysokiej hali? Jeżeli ta rzecz/broń była dużych rozmiarów, to jak planowano wydostać ją z przestrzeni produkcyjnej? Nie przekonują mnie argumenty, że miał to być magazyn mniejszych przedmiotów, czy hala z suwnicami. Nakład pracy i zagrożenie zawałem przy budowie był ogromny.

Chodniki kompleksu stanowią istny labirynt. Po kilkudziesięciu metrach od wejść zaczyna się system wyrobisk chodnikowych, a co kilka metrów jedno z 50 skrzyżowań z kolejnymi korytarzami. Można się zgubić. Wydaje mi się, że najciekawszą atrakcją Włodarza jest zwiedzanie podziemnego obiektu z łodzi. Polecam. Zresztą jest to w cenie biletu, gdyż obiekt jest przystosowany do zwiedzania. W sztolniach panują warunki jaskiniowe. Proszę przygotować się na temperaturę 5-10 stopni oraz bardzo wysoką wilgotność, ok. 95%. Obiekt dzierżawi jeden z dość kontrowersyjnych eksploratorów i odkrywców. Jest znany chociażby z ogłoszenia znaleziska ok. 200 km podziemnych korytarzy w Górach Sowich.

Przed wejściem do kompleksu zorganizowana jest wystawa sprzętu wojskowego. Super atrakcja dla najmłodszych eksploratorów – odkrywców. Cóż, szkoda, że jest to sprzęt z innej epoki. Wokół, na zboczach góry, znajdziemy podobnie jak w Osówce mocno rozbudowany system betonowych obiektów naziemnych. Są tam zbiorniki na wodę, fundamenty pod ”Bóg wie co” oraz worki ze skamieniałym cementem. Zaraz po wojnie, w rejonie Włodarza znajdowało się ok. 10 milionów tych worków. Przy wykonywaniu prac budowlanych zatrudnione były nie tylko specjalistyczne firmy z całej Europy, ale przede wszystkim tysiące więźniów wykonujących katorżniczą pracę. Nieopodal drogi z Walimia do Jugowic znajdują się ruiny tzw. miasteczka SS. Są to ruiny baraków obozu pracy, w którym przebywało od 3 do 6 tysięcy więźniów.

Pomimo tych wszystkich informacji do dziś nie znamy przeznaczenia tego kompleksu. Oczywiście jest wiele teorii. Redaktor Mosingiewicz w 1947 roku napisał o Włodarzu: „Jesteśmy już w jednej z największych siedzib podziemnego miasta – b. posiadłości Goeringa”. Zapytany po latach na jakiej podstawie tak twierdził, odpowiedział, że … niewiele pamięta z tych czasów. Jest wielce prawdopodobne, że w niektórych częściach sztolni – być może jeszcze nie odkrytych – były prowadzone prace badawcze lub produkcyjne. Jerzy Cera, człowiek który chyba najlepiej zbadał Riese, zajmuje się tym tematem już kilkadziesiąt lat. Penetrując któregoś razu jeden z korytarzy Włodarza natknął się na dziwny przedmiot, który może daje promyk nadziei na rozwiązanie zagadki. Otóż Pan Jerzy znalazł okulary. Ale jakie niech opowie sam: „Choć wyglądają na prymitywne, to jest to typowy niemiecki erzac, na pierwszy rzut oka wyglądają na samoróbki, ale produkowane były przemysłowo. Na obrzeżach szkieł są usztywniające wytłoczenia, a na nich napis: Deutsches Reichs Patent allgemeine (niemiecki patent ogólny, zwyczajny). Oprawki genialne, wykonane z drutu miedzianego, dzięki czemu każdy mógł swobodnie dopasować je do własnej twarzy (rozstawu oczu i nosa), posiadające z tworzywa wykończenia na nos jak i na uszy. Największą niespodzianką są szkła. Ruchome, pozwalające na ich podnoszenie jak na zawiasach, służyły do obserwacji, czego? (w skalnych wyrobiskach czy laboratorium?). Szkło w kolorze ciemnozielonym okazało się specjalnym tworzywem. Jak pokazała ekspertyza zrobiona przez laboratorium wojskowe, w 100% zatrzymujące promieniowanie UV. I tu jest pełne zaskoczenie, bo dziś niewiele okularów spełnia takie normy, a te zostały wykonane w czasie wojny. Kolejnym zaskoczeniem była jakość tworzywa. Specjaliści z laboratorium wojskowego nie sądzili, że Niemcy byli w stanie wyprodukować takie tworzywo i to w warunkach wojny. Osobnym zagadnieniem jest fakt, po co i komu miały służyć te okulary głęboko pod ziemią i to w 1944 roku”.

No właśnie, dlaczego Niemcy zdecydowali się na tak gigantyczne przedsięwzięcie? Latem 43 roku alianci zbombardowali między innymi w okolicach Mimojek w okupowanej Francji, wyrzutnię broni – działa V-3, dosłownie w przeddzień odpalenia, przebijając się przez 6 m betonu za pomocą bomby o nazwie toll boys. W 1943, wobec nasilających się alianckich nalotów bombowych, Niemcy hitlerowskie zaczęły przenosić dużą część swej strategicznej produkcji zbrojeniowej pod ziemię na terenie Francji i Niemiec oraz w – uważany za bezpieczny – rejon Sudetów. Podobnie uczynili Rosjanie po zaatakowaniu ich przez dotychczasowego sojusznika, czyli Niemców w 1941 roku. Zacytujmy Normana Daviesa, Europa walczy 1939–1945: „Ewakuacja przemysłu z europejskiej części ZSRR na Ural i na Syberię była osiągnięciem wręcz niewyobrażalnym. Fabryki przeniesione w sierpniu 1941 r. z Ukrainy do Magnitogorska już w grudniu wypuszczały pierwsze, w pełni sprawne czołgi! A w 1942 produkowały już 24 000 czołgów rocznie! I nie był to jeszcze szczyt ich możliwości produkcyjnych. W 1944 r. z linii fabrycznych zjechało 29 000 czołgów, 40 000 samolotów i 122 000 dział”.

Da się? Oczywiście, jak ma się nieograniczone wręcz zasoby siły roboczej i pieniędzy. Sudety, a w nich Góry Sowie, nie były jakimś szczególnym miejscem. Podobne kompleksy podziemne powstały w różnych rejonach okupowanej Europy, górach Harzu, Turyngii, Francji i wiele innych, ale jak pokazał czas, kompleksy w zasięgu alianckich bombowców nie miały „życia”, gdyż np.: kompleks podziemnych magazynów i wyrzutni V-2 tzw. Kopuła Helfaut we Francji, był bombardowany tylko w maju 1944 roku podobno aż 229 razy.

Znamy powód, nie znamy celu. Zastanówmy się. Może drogą eliminacji? Pomyślmy, nie tyle, co można produkować w Riese, ale czego nie można. Na pewno nie można dużych gabarytów – wąskie wejścia, czyli odpadają czołgi, samoloty, czy międzykontynentalne pociski A-9, itp. Broń atomowa? O, to może być to. Niemcy posiadali ogromne zapasy rudy uranu (w Sudetach również występował), produkowali rdzenie pocisków do armat. Przy produkcji bomby atomowej wykorzystywane są ogromne ilości wody, z którą w Górach Sowich jest problem. W masywie Osówki w ogóle jej nie ma, chociaż to właśnie tam istnieją fundamenty czegoś co według fachowców miało być małym reaktorem atomowym. Woda sprowadzana była rurociągiem z góry Włodarz. Wielu autorów opracowań na temat Riese, zastanawia się, dlaczego w ciągu 1,5 roku tak mało wykonano.

Faktycznie, w porównaniu z takimi przedsięwzięciami jak fabryka Messerschmitta w południowej Turyngii, wspomniane wcześniej wyrzutnie V-2 we Francji były praktycznie ukończone jeszcze w 1944 roku, czy schrony pod Dortmundem dla 80 tys. osób. A tu, trochę sztolni, mało betonu. Przecież była to priorytetowa, najkosztowniejsza budowa obiektów strategicznych ówczesnych Niemiec. W felietonie z eksploracji Osówki, zwróciłem uwagę na infrastrukturę naziemną. Otóż, aby wykonać jakiekolwiek prace kopalniane, konieczne jest wykonanie gigantycznych prac logistycznych, mianowicie: drogi i linie kolejowe, tunele, linie energetyczne, telefoniczne, wodociągi, kanalizacja, itp. Mało? Zejdźcie z utartych szlaków, a zobaczycie w lasach Olbrzyma „wybrukowane”- tzw. kocie łby, płaskie kamienie ułożone w pionie – drogi szerokości 8 – 10 metrów, nasypy kolejowe kolejek wąskotorowych, tunele i rampy rozładowcze, dopiero zrozumiecie ogrom przeprowadzonych tutaj prac.

Być może jest to największa tajemnica II wojny światowej, być może jest to klucz do zagadki? Największej zagadki! Dlaczego? Rok 1944, Góry Sowie, trwa najkosztowniejsza budowa III Rzeszy w II wojnie światowej, dziesiątki tysięcy robotników, firm budowlanych, organizacja TODT, SS, Wermacht jednostki wywiadu i kolejarze, praca wre. Alianckie samoloty zwiadowcze wykonują tysiące zdjęć lotniczych. Eksperci analizują te fotografie i dochodzą do wniosku. Jakiego? – Nie warto sobie zawracać głowy tymi Górami Sowimi. Dlaczego tak sądzę? Otóż na obszar Riese nie spadła ani jedna bomba! Mało tego, żołnierze I Frontu Ukraińskiego wyzwalający tereny Dolnego Śląska ominęli również bez walki tak strategiczne miasta jak Wałbrzych i Świdnicę, bez praktycznie ani jednego nalotu czy ostrzału. W lutym wypuścili więźniów obozu Gross Rosen (których notabene w ciągu kilku następnych tygodni Niemcy wyłapali i „zagonili” do pracy w sztolniach). Rosjanie minęli Wrocław, Góry Sowie i stanęli na trzy miesiące na linii 60 km na wschód od Berlina, wzdłuż Odry i dalej Nysy Łużyckiej, przed ostatecznym szturmem na Berlin. Wiemy z historii jak wielką rolę przykładali Rosjanie do pozyskiwania technologii wojskowych, kadry naukowej. Żołnierze niemieccy opuścili Riese 7-8 maja 1945 roku. Do 5 maja trwały tam prace. W kierunku Jedliny (Riese), 8 maja wyjechał ostatni pociąg ze Świdnicy, a z Wałbrzycha startowały samoloty. Zadziwiające! Przypomnijmy, Kompleks rakiet V-2 we Francji był bombardowany setki razy. O co chodzi? Może o śmierdzące jajo? Gaz bojowy, np. sarin. Niedawno świat zobaczył skutki użycia tego gazu. Sarin został użyty w Syrii.

Wiemy, że Hitler w końcowej fazie wojny – wręcz do ostatnich dni – wierzył w cudowną broń. Bardzo sceptycznie podchodzę do rewelacji typu Glocke (pojazd grawitacyjny pionowego startu), czy inne UFO. Koniec wojny był nieuchronny. Trzeba było pomyśleć o ewakuacji. Gdzie? Dziś wiemy – Argentyna, Paragwaj i jak niektórzy twierdzą – Nowa Szwabia na Antarktydzie. Rzeczywiście, tysiące Niemców – żołnierzy, naukowców, techników, przedsiębiorców, bankowców, ewakuowano w ostatnich tygodniach wojny. Niektórzy historycy szacują, że z okrążonego Königsbergu ewakuowano od 50 do 100 tysięcy osób.

W Argentynie powstało „podziemne”, prawie oficjalne państwo. Jak tego dokonali, do końca nie wiadomo. Być może istniało tajne porozumienie z aliantami. Po nieudanej kontrofensywie w Ardenach, Niemcy zdecydowali się na tajne negocjacje. W zamian za nieużycie arsenału chemicznego alianci mieliby nie przeszkadzać w cichej ewakuacji. Czy to możliwe? Oczywiście. Niemcy posiadali ogromne zasoby gazów bojowych tj. tabun, czy sarin. Bez zapachu, bez smaku, niewidoczny, wchłania się przez skórę, nie do wykrycia. Generał Hermann Ochsner, szef wojsk chemicznych Wehrmachtu, opracował plan ostrzeliwania Anglii za pomocą pocisków V-1 i rakiet V-2 z głowicami z tabunem i sarinem. Każdego dnia w Londynie miało wybuchać 250 chemicznych głowic. Niemcy uruchomili linie produkcyjne sarinu w Falkenhagen oraz, między innymi w istniejącej do dzisiaj fabryce, w Brzegu Dolnym. Zakłady te zostały przejęte przez Rosjan pod koniec stycznia 1945 roku, lecz nocna spektakularna akcja kilkusetosobowej grupy komandosów niemieckich zaskutkowała „zabezpieczeniem” wyżej wspomnianych gazów bojowych. Co właściwie zrobili komandosi? Do dziś dokładnie nie wiadomo. Może trafiły do składów w Górach Sowich, może gazy z innych fabryk również tam się znalazły. Szacuje się, że Niemcy mogli posiadać w swoim arsenale nawet od 50 do 500 tysięcy ton różnych gazów. Z taką ilością można dokonać eksterminacji ludności na bardzo dużą skalę i mógł to być bardzo duży argument do negocjacji z aliantami. Nie jest już tajemnicą, że czaszka Adolfa Hitlera z archiwum w Moskwie – jakoby dowód na jego śmierć w Berlinie – nie jest jego czaszką, ba, nie jest nawet czaszką mężczyzny.

Władze Paragwaju podały nawet adres i datę śmierci Hitlera w tym kraju. Kto wie? Podważenie autentyczności czaszki Hitlera podważa wiarygodność pełnego zwycięstwa. Wszystkie, nawet te najbardziej fantastyczne historie są możliwe. Helikoptery – wiatrakowce produkowane w Świdnicy – widziano jeszcze na początku maja w Górach Sowich i w Berlinie. Może to dobrze, że nie odnaleźliśmy do tej pory tych brakujących korytarzy Riese i tego „czegoś”, co tam może się znajdować. A może, jak zasugerował mi kolega Grzegorz, zapalony badacz historii Olbrzyma, był to jeden wielki finansowy przekręt w wykonaniu wyższych oficerów niemieckich w obliczu nieuchronnej klęski. Może czas pokaże.

Tomasz Potaczało

fot. Grzegorz Ziemiński

Reklama