Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu zaprasza na wystawę „Wigilia w rodzinie. Tradycje świąt Bożego Narodzenia”

0
Reklama

Wystawę przygotowali pracownicy Muzeum przy współpracy Regionalnej Izby Tradycji w Borkach, nauczycieli i dzieci z Publicznego Przedszkola Nr 4 w Brzegu, Nadleśnictwa – Lasy Państwowe w Brzegu. Wystawie towarzyszą dwie wersje informatora: jedna przygotowana z myślą o najmłodszych (z kolorowankami), druga –  z tekstem obszerniejszym, opisującym zwyczaje związane z Bożym Narodzeniem.


Zapraszamy na otwarcie wystawy, które odbędzie się  8.12 (piątek) o godz. 12.00.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Święto Bożego Narodzenia – po staropolsku zwane Godami lub Godnimi Świętami – ustanowiono w IV w. Po raz pierwszy odnotowane zostało w kalendarzu rzymskim w 354 r. W VI w. zostały wprowadzone do liturgii chrześcijańskiej obchody wigilijne (łac. vigilia – czuwanie, warta, straż nocna), jako przedświęcie Bożego Narodzenia z obowiązującym postem, modłami, oczekiwaniem na święto.

Data 25 grudnia została przyjęta przez pierwszych biskupów rzymskich jako dzień narodzin Jezusa nieprzypadkowo. Jest to pora przesilenia zimowego. W Europie przedchrześcijańskiej w tym czasie obchodzono uroczyście początek roku słonecznego, wegetacyjnego i obrzędowego oraz święta kultowe, noworoczne, rolnicze i zaduszne. W starożytnym Rzymie obchodzono wówczas Saturnalia – czas radości i pojednania, w którym wręczano podarunki a podczas pochodów obnoszono zielone drzewka laurowe lub oliwne. Chrześcijańskie zwyczaje wigilijne noszą w związku z tym do dziś znamiona obrzędów prasłowiańskich i elementów charakterystycznych dla kultury starorzymskiej. Dzień wigilijny obfituje w wierzenia i zabiegi, mające zapewnić zdrowie, wszelkie korzyści i przychylność losu co najmniej w całym nadchodzącym roku. To też sprawia, iż obrzędowość Bożego Narodzenia – od wieków przede wszystkim wielkiego święta Kościoła chrześcijańskiego – jest piękna, bogata i różnorodna.

Dzień wigilijny należy właściwie przeżyć. Powinno się wstać punktualnie (samemu, bez budzenia) o wyznaczonej porze i pospieszyć na ostatnie roraty. Dobrze jest umyć się w miednicy(!), na dnie której leży srebrna moneta. Nie należy w tym dniu niczego pożyczać (aby nie wynieść szczęścia z domu), hałasować (by nie spłoszyć dusz przodków), wykonywać większych i trudniejszych prac gospodarskich (rąbanie drewna zapowiada ból głowy a wbijanie gwoździ w ścianę – ból zębów), kichać (by uniknąć choroby). Trzeba pamiętać, by podczas kolacji wigilijnej nie odkładać sztućców między posiłkami i zakładać nogi na nogę, bo i  to uchroni nas przed chorobami. Warto w tym dniu podrzucić śmieci sąsiadom, aby domu trzymały się pieniądze. Zwyczajowo dawniej mężczyźni udawali się na połowy i polowania – udane i obfite wróżyły całoroczny dostatek. Przede wszystkim należy pamiętać o wystrzeganiu się kłótni i sprawiania przykrości bliźnim, bo „jakiś w Wigilię, takiś cały rok” Od dzieci wymagane jest wyjątkowe posłuszeństwo i szczególna grzeczność, by uniknęły napomnień i kar w ciągu całego roku.

Przygotowując się do najważniejszej chwili dnia wigilijnego – wieczerzy, dom sprząta się zazwyczaj staranniej i dokładniej. Przystraja się wnętrze choinką i snopami zboża.

Choinki czyli ozdobione drzewka iglaste, to jedna z młodszych tradycji świątecznych. Pojawiły się one dopiero w XVIII/XIX w. w Niemczech. „Ubrane” w orzechy, jabłka i słodycze były prezentem dla najmłodszych. Wcześniej w Polsce znane były zielone stroiki – gałązkami świerku, jodły lub sosny zdobiono ramy obrazów, ściany, drzwi wejściowe i furtki. Nad stołem wieszano rozwidlony czubek drzewka bądź obręcze sit lub uplecione ze słomy tarcze, owinięte gałązkami. Na takim stroiku, zwanym podłaźnikiem, połaźnikiem, podłaźniczką, jutką, wiechą, sadem, rajskim lub bożym drzewkiem wieszano ciastka, jabłka, orzechy, papierowe ozdoby, wycinanki z opłatka i wierzono, że chroni ono od nieszczęść i chorób, przynosi dobrobyt, zapewnia zgodę i miłość w rodzinie a pannom na wydaniu – szybkie i udane małżeństwo. Wyschniętej ozdoby nie wyrzucano, lecz pokruszone drobne cząstki dodawano do karmy zwierzętom i zakopywano w bruzdach zagonów. Pierwsze choinki zdobiono w identyczny sposób – własnoręcznie wykonanymi papierowymi łańcuchami i wycinankami, darami sadu, świeczkami. Umieszczana na czubku gwiazda wskazuje – dosłownie i w przenośni – drogę do domu tak, jak Gwiazda Betlejemska wskazywała właściwą drogę Trzem Królom. Łańcuch oplatający choinkę symbolizuje okowy, z których uwolnił nas Chrystus oraz utrzymuje jedność i nierozerwalność więzów łączących rodzinę. Jabłka przypominające biblijny owoc, którym wąż kusił Adama i Ewę, zapewniają domownikom zdrowie i urodę. Wieszane na choince wszelkie słodkości oznaczają radość. Wieszamy na niej kruche ciasteczka i pierniczki ozdobione lukrem, cukierki o kształcie długich sopelków. Wyrazem radości z przyjścia na świat Bożego Dzieciątka są też dzwoneczki. Wykonane własnoręcznie z tektury i oklejone srebrzystym bądź złocistym papierem obiecują dobre nowiny w najbliższym roku. Figurki aniołków przypominają o dobrych duchach, chroniących dom i jego mieszkańców przed złymi mocami. Światełka/świece obwieszczają przyjście na świat Chrystusa i wskazują drogę błądzącym. Orzechy, owinięte z złociste i srebrzyste papierki zapewniają dobrobyt, zdrowie i mądrość.

W wigilijny wieczór pod choinką znajdujemy prezenty przyniesione, w zależności od regionu, przez Aniołka, Dzieciątko, Gwiazdkę, Gwiazdora lub Świętego Mikołaja. W religii chrześcijańskiej jest dziesięciu świętych Mikołajów. Wspominamy najstarszego z nich – biskupa Miry, żyjącego na przełomie III i IV w., który słynął z pomocy biednym i potrzebującym. W Kościele katolickim czcimy go szczególnie 6 grudnia. Wtedy też obdarowujemy się upominkami. Niegdyś „europejski” święty Mikołaj, przedstawiany jako starzec z okazałą brodą, w infule i z pastorałem, z workiem prezentów i pękiem rózg w ręce, przybywał z południa a nawet w niektórych krajach przypływał żaglowcem z dalekich ciepłych mórz. Pomagał mu czasem ciemnoskóry sługa. W 1823 r. Clement Clarke Moore napisał wiersz Noc wigilijna, w którym św. Mikołaj przybywa saniami zaprzężonymi w renifery z bieguna północnego. Nieco później pojawiło się przedstawienie świętego w charakterystycznej czapce – w 1881 r. Thomas Nast opublikował taki wizerunek Mikołąja, rozdającego prezenty żołnierzom podczas wojny secesyjnej. Niezwykle dziś popularny wizerunek został wymyślony przez Freda Mizena i Haddona Sundbloma, którzy w l. 1930 – 1931 stworzyli reklamę koncernu Coca-Cola. Temu Mikołajowi pomagają elfy bądź Śnieżynka.

Bywa, że pojawia się w naszych domach jemioła. Celtowie, mieszkający niegdyś na terenach dzisiejszej Francji, Wielkiej Brytanii i Irlandii, uważali ją za roślinę świętą, symbol życia, płodności i nieśmiertelności. Ze szczególną czcią traktowano jemiołę rosnącą na dębach. Gałązki były ścinane złotym sierpem i przyrządzano z nich lecznicze mikstury. Z wielu zwyczajów związanych z jemiołą do dzisiaj przetrwał jeden – zwyczaj całowania się pod gałązką. Jest to pocałunek zakochanych bądź jednający zwaśnionych.

Snopy zbóż: pszenicy, żyta, jęczmienia i owsa rozstawiano w narożnikach pomieszczenia. W niektórych rejonach Polski zaścielano całą podłogę słomą a pod (koniecznie lnianym) obrusem kładziono nie tylko grubą warstwę siana, ale też wysypywano ziarna zbóż, grochu, maku i soczewicy. Wszystko to w intencji dobrych urodzajów. Ze słomy skręcano powrozy i po wieczerzy owijano nimi drzewa owocowe. Niewielkie wiązki rzucano pod sufit, by zboże urosło wysokie. Siano dodawano do paszy, by zapewnić zdrowie hodowanym zwierzętom. Uważano też, że słoma i siano przypominają ubogie narodzenie Jezusa i żłób służący Mu za kołyskę.

Wszelkie prace wypada zakończyć przed zapadnięciem zmroku. Ponieważ w czasie narodzenia Jezusa nad grotą w Betlejem ukazała się jasna gwiazda, wraz z ukazaniem się na niebie pierwszej gwiazdy można rozpocząć wieczerzę wigilijną, zwaną wigilią, wilią, pośnikiem lub postnikiem.

Kolację  rozpoczyna czytanie fragmentu Ewangelii św. Łukasza o narodzeniu Chrystusa i wspólna modlitwa. Ceremoniom wieczerzy wigilijnej przewodniczy zazwyczaj ojciec lub najstarsza osoba w rodzinie.

„Jest w moim kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny,przy wzejściu pierwszej gwiazdki wieczornej na niebie, ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny, najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie.Ten biały kruchy opłatek, pszenna kruszyna chleba, a symbol wielkich rzeczy, symbol pokoju i chleba. Na ziemię w noc wtuloną, Bóg schodzi jak przed wiekami. Braćmi się znowu poczyńmy, przebaczmy krzywdy, gdy trzeba. Podzielmy się opłatkiem, chlebem pokoju i nieba”. (Cyprian Kamil Norwid)

Dzielenie się opłatkiem to wyłącznie polski obyczaj, liczący sobie ponad dwieście lat.  Wywodzony jest z bardzo dawnych rytuałów dzielenia i rozdawania chlebów niekonsekrowanych, których nie użyto podczas misteriów religijnych. Eulogia – tak je nazywano – były wymieniane pomiędzy kościołami, bractwami zakonnymi i rozdawane wiernym. W połowie IX w. zaczęto używać pieczywa z białej mąki pszennej i czystej źródlanej wody, wypiekanego w metalowych matrycach, zdobionych wygrawerowanymi symbolami religijnymi. Opłatek wigilijny i dziś przemawia do nas sceną lub wielowątkową opowieścią, którą na nim umieszczono. Dawniej wypiekiem chleba mszalnego zajmowały się klasztory, kościelni, organiści i wikariusze. Dziś czynią to zakonnice w klasztorach lub wyspecjalizowane piekarnie. Dzielenie się świętym chlebem jest znakiem miłości, pojednania, przyjaźni i pokoju. Ma on zapewnić domownikom zdrowie, spokój, harmonię i szczęście. Oznacza również, że będziemy mieć chleba pod dostatkiem i jesteśmy gotowi podzielić się nim z każdym człowiekiem. Składając sobie równocześnie życzenia – dajemy i przyjmujemy wzajemne świadectwo dobrej woli i życzliwości. Niewykorzystanego opłatka nigdy nie wyrzucamy – dzielimy się nim z domowymi zwierzętami (dawniej do tego celu pieczono specjalne kolorowe opłatki)  i kładziemy przy świecy na stole. Dawniej wykonywano z opłatka ozdoby świąteczne, wycinając przemyślne, płaskie i przestrzenne, kompozycje.

Podawany na stół chleb to symbol nowego życia, płodności, dobrobytu i gościnności. Wypieki z mąki zapewniają pomyślność w nadchodzącym roku, zaś sam chleb jest oznaką życiodajnej mocy. Jego obecność na stole wigilijnym to dla domowników gwarancja dostatku, powodzenia i sukcesów. Chleb, powstający z ziarna, które obumierając daje plon – pokarm – życie, zawsze budził w naszej polskiej kulturze i tradycji najwyższe uczucia, był obdarzany wyjątkowym szacunkiem; pracujemy na chleb, witamy się chlebem, dzielimy się chlebem, czynimy na nim znak krzyża przed pokrojeniem, zbieramy okruszyny i życzymy sobie, by nam go nigdy nie brakło.

Szykując wolne miejsce przy stole, wyrażamy pamięć o tych, którzy odeszli i jesteśmy gotowi na przyjęcie niespodziewanego gościa. Dodatkowe nakrycie przeznaczone jest dla każdego, kto w wieczór wigilijny zapuka do naszych drzwi i poprosi o schronienie, dla każdego gościa – nawet z tamtego świata. Wiara w obecność dusz zmarłych bliskich w wieczór wigilijny jest szczególnie mocna i dyktuje często osobliwe zachowanie: zostawianie otwartych drzwi wejściowych, przywoływanie/zapraszanie dusz do stołu, dmuchanie na puste krzesło. Wieczerza składa się z dań postnych. Jest ich zazwyczaj 12 – tylu apostołów poszło za Chrystusem, tyle jest miesięcy w roku. Zdarza się, że podawanych potraw jest 5, 7, 9 lub 11 – zawsze jest to liczba nieparzysta. Im większa liczba potraw, tym większe dobrodziejstwa spływające na dom w najbliższym roku. Na wigilię przyrządzamy potrawy, według porzekadła,  z „wszystkiego, co w polu, w lesie, w wodzie i w ogrodzie”. Każdej potrawy należy skosztować, by nie zaznać głodu w nadchodzącym roku i z szacunku dla płodów ziemi.

Najczęściej pojawiające się na naszych stołach zupy, to barszcz (z czerwonych buraków) z uszkami  (z nadzieniem grzybowym), zupa grzybowa, zupa rybna. Zawsze jest obecna potrawa postna z kapusty (kiszonej w domu; ma ona życiodajną moc, chroni przed chorobami), często z dodatkiem grzybowym; jemy pierogi, gołąbki z takim właśnie nadzieniem bądź zwyczajnie kapustę z grzybami albo groch z kapustą. Przygotowujemy też dania wigilijne z ryb, najczęściej ze śledzia. Ryby pojawiły się na polskich stołach o wiele później niż potrawy ze zbóż, warzyw, grzybów i owoców. Początkowo jadano je tylko na dworach, w bogatych klasztorach i w domach rybaków. Na Pomorzu występowały najczęściej, przy czym tradycyjnym daniem był tam gotowany węgorz. Z czasem zasłynęła kuchnia polska z dań wigilijnych ze śledzia i innych ryb. Jej specjalnością został szczupak w szarym sosie z dodatkiem warzyw, migdałów, rodzynek, przypraw korzennych oraz tzw. krążki czyli szczupak faszerowany w galarecie.  Obecnie nie wyobrażamy sobie wigilii bez karpia: smażonego i w galarecie. Tak dziś popularna ryba jest w Polsce znana od XII w. za sprawą cystersów, którzy założyli w Miliczu pierwsze w Polsce stawy hodowlane. Już w XIII w. hodowlą karpia zajmowano się na terenie innych ziem przyległych a w XVI w. Rzeczpospolita słynęła z pokaźnej liczby stawów i wysokiego poziomu gospodarki rybnej. Karp jednakże przez wiele lat nie był kulinarnym symbolem wigilii. Stał się nim dopiero po 1947 r., od kiedy to masowy sposób hodowli (a więc do osiągnięcia w miarę satysfakcjonujących wyników nie była potrzebna zniszczona wojną flota rybacka), choć nie zapewniał regularnych codziennych dostaw do Centrali Rybnej, realizował przynajmniej wymyślone hasło „Karp na każdym wigilijnym stole” i uszczęśliwiał obywateli raz w roku możliwością przyniesienia do domu żywej ryby.

Spożywanie ryb ma zapewnić siłę, szczęście i dostatek. Łuska z karpia przechowywana w portfelu gwarantować ma stałą obecność gotówki.  Dostatek i wszelką pomyślność mają zapewnić również potrawy z makiem – makowiec i kluski z makiem. Mak tradycyjnie dodajemy do kutii. Są w niej też ziarna pszenicy, miód, bakalie. Pszenica to dar ziemi. Miód symbolizuje wszystko to, co w naszym życiu najlepsze – samą słodycz, miłość i szczęście. Zjedzony w wigilię ma zapewnić przychylność sił nadprzyrodzonych, długie szczęśliwe życie. Orzechy od wieków symbolizują tajemnicę, pieniądze i płodność. Chronią też przed bólem zębów.

Menu wieczerzy na polskich kresach wschodnich to obowiązkowe dwanaście potraw, wśród nich: śledzie, a do nich kartofle i tzw. winegretka, śledź siekany, a potem ułożony na półmisku z głową i ogonem, szczupak w galarecie, kwasek lub barszcz z przysmażanymi grzybowymi uszkami, sandacz z wody, smażony karp albo nawaga, lin w szarym sosie. Na słodko m.in. kisiel żurawinowy z mleczkiem migdałowym, łamańce z makiem, strucle z makiem i masą migdałową, ryż z rodzynkami. Wszystko to zapewne smakowało wybornie. Inaczej rzecz się miała z kisielem owsianym. Według Melchiora Wańkowicza, opisującego święta w babcinych Nowotrzebach na Kowieńszczyźnie,  kisiel owsiany wyglądał jak „brudny klajster” a oprócz niego były na stole wigilijnym jeszcze inne „paskudztwa ku tradycji przyrządzone, których nikt nie tykał”: „rozdęte ziarna pszenicy, groch i jęczmień oraz mleko makowe”.  W wielu naszych domach pojawiają się potrawy typowe dla kuchni wielkopolskiej: zupa owocowa z suszonych jabłek i śliwek, zagęszczana śmietaną – podawano ją z drobnymi kluseczkami pszennymi, kluski (większe) z utartym makiem,  dosładzane cukrem „ makiełki”, grzyby suszone  uprażone na maśle, śledzie w śmietanie z ugotowanymi ziemniakami.  Do tradycyjnego dla danego regionu Polski zestawu dań, pod wpływem zachodzących zmian: mediów, migracji, małżeństw, dołączają rzadko spotykane  wcześniej.

Z wielkiej kuchni gospodyni śle delicyę za delicyą,Sutą ucztę pilnie czyni uważając na tradycją.Teraz wisi, ot, na włosku cnej jejmości słuszna sława,Więc jest szczupak po żydowsku: prym jegomość temu dawa!Zasię potem lin w śmietanie i karp tłusty w sosie szarym –Jedz – nie pytaj, mości panie, a zapijaj węgrem starym.Jedz – nie pytaj! – a gdyć mało, starodawną znaj wilię:Masz tłuczeńców misę całą i zamorskie bakalije! (Artur Oppman)

A zasiadłszy do stołu w godzinę zmierzchową jadł polewkę migdałową.Na drugie zaś danie szedł szczupak w szafranie,Dalej okoń, pączki tłusto, węgorz i liny z kapustą,Karp sadzony z rodzynkami.Na koniec do chrzanu grzyby i różne smażone ryby. (Alojzy Żółkowski)

Popijamy nasze dania kompotem z suszu owocowego. Kompot ten symbolizuje szczęście, pomyślność i witalność. Suszone śliwki mają odpędzać złe moce, jabłka zapewniają miłość i zdrowie, a gruszki  gwarantują długowieczność i przyciąganie pieniędzy. Do picia była przyrządzana też orszada (napój z jęczmienia i migdałów, cukru i różanej lub pomarańczowej wody kwiatowej)  i syta (woda gotowana z miodem).

Po skończonej wieczerzy, kiedy już obdzielono jadłem zwierzęta i gdy dopełnione zostały wszystkie inne zwyczaje wigilijne, odpoczywano i śpiewano kolędy. Nazwa „kolęda” pochodzi od łacińskiego słowa calendae. W starożytnym Rzymie określano tak pierwszy dzień każdego miesiąca. Nazywano też tak pierwszy dzień nowego roku, w którym odbywały się huczne i wesołe zabawy. W Polsce kolędą nazywano niegdyś pieśni noworoczne, towarzyszące również obchodom Godnich Świąt, czyli Świąt Bożego Narodzenia. Jeszcze w średniowieczu nowy rok rozpoczynano 24 grudnia, w dniu przesilenia zimowego słońca. Najstarsze pieśni noworoczne nie były pieśniami religijnymi. Składały się one zawsze z trzech części: z życzeń powodzenia, szczęścia i urodzaju, następnie z prośby o jakiś datek i wreszcie z podziękowania za ów dar, czyli za podarze,  także nazywane kolędą. Tak bowiem określano wszystkie dary noworoczne. Z czasem kolęda związana została z obchodami religijnymi Bożego Narodzenia, a przede wszystkim z pieśniami o narodzeniu Jezusa. Pieśni te wywodzą się z hymnów łacińskich, komponowanych we Włoszech w wiekach średnich i rozpowszechnionych w całej Europie przez franciszkanów, podobnie jak kult Dzieciatka i misteria kościelne – jasełka. Co prawda najstarsze zachowane teksty polskich misteriów na Boże Narodzenie i Trzech Króli pochodzą dopiero z wieku XVII, wiemy jednak, że widowiska jasełkowe wystawiano u nas dużo wcześniej. Według świadectwa Kallimacha (XV w.) w oglądanej przez niego szopce bernardyńskiej znajdował się żłóbek z Dzieciątkiem, figurki Maryi, Józefa, Trzech Króli i pasterzy. Wiele późniejsze jasełka polskie, sarmackie i wystawne, opisał Jędrzej Kitowicz – w szopce zjawiają się przedstawiciele wszystkich stanów ówczesnej Rzeczypospolitej, przy czym pasterze wyraźnie uosabiają stan chłopski, zaś Trzej Królowie – szlachtę. Z takimi właśnie widowiskami (szopki, jasełka, misteria) wiąże się znaczna liczba kolęd o charakterze kołysankowym, narracyjnym i zarazem apokryficznym. Według legendy autorem pierwszej takiej pieśni jest św. Franciszek.

Na wiekową spuściznę polskiej kolędy należy spojrzeć z całym należnym jej szacunkiem, by dostrzec w niej nieprzebrany skarbiec naszych najlepszych wartości i uczuć – religijnych, narodowych, artystycznych, jak też tych najbardziej intymnych, związanych ze wspomnieniami dzieciństwa: wigilii, choinki, pasterki i nieodłącznego od nich śpiewania kolęd w gronie rodzinnym i w kościele.

Adam Mickiewicz w swych wykładach z literatury słowiańskiej (1841) mówił:  „Nie wiem, czy jaki inny kraj może się pochlubić zbiorem podobnym do tego, który posiada Polska… Mówię o zbiorze Kantyczek… Uczucia w nich wypowiedziane, uczucia macierzyńskie, gorliwej czci Najświętszej Panny dla Boskiego Dzieciątka, są tak delikatne i święte, że tłumaczenie prozą mogłoby je spospolitować. Trudno by znaleźć w jakiejkolwiek innej poezji wyrażenia tak czyste, o takiej słodyczy i takiej delikatności”. Badacz kolęd polskich Stanisław Dobrzycki zauważa: „Chyba nigdzie pieśni na Boże Narodzenie nie stały się czymś tak bardzo narodowym, tak dziwnie przez cały naród ukochanym i pielęgnowanym jak w Polsce”.

Najstarsze polskie kolędy, przełożone teksty z kancjonałów łacińskich i czeskich, pochodzą z XV i XVI wieku i są to: Zdrow bądź Królu Niebieski (zapis z 1424 r. w zbiorze kazań łacińskich Jana Szczekny), Stałać się rzecz wielmi dziwna (przekład pieśni czeskiej z poł. XV w.), Chrystus się nam narodził (k. XV w.) oraz śpiewany do dziś chorał Anioł pasterzom mówił (przetłumaczony z oryginału łacińskiego, znajdującego się w zbiorach Biblioteki Kórnickiej).

Na przełomie XV i XVI wieku pojawiają się utwory bardziej rozbudowane w warstwie narracyjnej, przeznaczone nie tylko do odśpiewania, ale także do indywidualnej modlitwy medytacyjnej. Do grupy tej należą m.in.: pieśń Władysława z Gielniowa Augustus kiedy krolował, pieśń Dziecię najmilejsze, proszę Cię, nie płaczy z druku „Żywot Pana Jezu Krysta” Baltazara Opeca (1522) i pieśń Jezu, Synaczku Panieński z tzw. Kancjonału kórnickiego.

Wiek XVI to stulecie, w którym formuje się trwały, w coraz większym stopniu rodzimy fundament tego rodzaju twórczości, a to zarówno w praktyce religijnej, jak też w sferze kształtowania się gatunku nowożytnej kolędy. Dochodzi do tego jeszcze druk jako nowy, przełomowy dla popularyzacji pieśni religijnej sposób jej utrwalania i rozpowszechniania. Renesans przynosi też krótkotrwały rozwój kolędy innowierczej, protestanckiej, surowej      i ograniczonej treściowo do kanonu biblijnego. Natomiast w katolickich pieśniach na Boże Narodzenie daje się wówczas zauważyć nasilające się z czasem upodobanie do wplatania w ewangeliczną opowieść o narodzinach Chrystusa motywów i wątków apokryficznych.

W okresie średniowiecza i renesansu, pomijając anonimowych tłumaczy hymnów łacińskich, twórcami kolęd byli przede wszystkim księża, mnisi, bakałarze, żacy, organiści i bezimienni poeci ludowi. Kolędy „literackie” pisali m.in. Jan Kochanowski (Kolęda), Marcin Laterna, Sebastian Grabowiecki, a wcześniej jeszcze – choć tylko po łacinie – Andrzej Krzycki.

Nie renesans wszakże był „złotym wiekiem” polskiej kolędy a epoka następna – barok. Wiele pięknych kolęd o dużej wartości literackiej powstało w XVII i XVIII wieku. (Teksty do nich pisali m.in.: wielki kaznodzieja polski Piotr Skarga (autor kolędy W żłobie leży), poeta Wespazjan Kochowski. Nie tylko jednak pod względem ilości powstałych wówczas utworów stulecia te górują zdecydowanie nad innymi. Był to bowiem okres niezwykłego rozkwitu twórczości kolędowej we wszystkich jej aspektach: tematycznym, kompozycyjnym, gatunkowym i literacko-muzycznym. Ustaliła się wówczas forma kolędy polskiej, która dla twórców epok późniejszych stała się niedoścignionym wzorcem gatunkowym, przedmiotem licznych imitacji i stylizacji. Mniej lub bardziej istotnym przeobrażeniom ulegają wówczas niemal wszystkie komponenty polskiej pieśni bożonarodzeniowej ukształtowane w  XVI w. Nad elementami dogmatyczno-modlitewnymi przewagę zyskują pierwiastki realistyczno-obyczajowe; do betlejemskiej szopki wkracza w całym swym rodzajowym bogactwie staropolska rzeczywistość w jej najrozmaitszych przejawach: poczynając od siermiężnego, lecz pełnego werwy i humoru życia pasterzy po dostojne i pełne przepychu sceny sarmackiego ceremoniału adoracji Króla. Zróżnicowanie tematyczne kolęd barokowych idzie w parze z obfitością stylów i konwencji: pierwiastki dogmatyczne sąsiadują z apokryficznymi, realistyczne z cudownymi, pogańska mitologia przeplata się z katolickim credo, uniwersalizm Dobrej Nowiny konkretyzuje się w swojskich, rodzimych obrazach, humor i dosadność wyrażenia mieszają się z powagą i tonami podniosłymi, rozbrajająca delikatność idzie nierzadko w parze z typowo plebejską rubasznością. Wszystkie te elementy i paradoksalne niekiedy ich mariaże występują najczęściej w odmianie kolędy zwanej pastorałką, której powstanie i kariera związana jest genetycznie również z epoką baroku. W 1630 r. Jan Żabczyc wydał w Krakowie Symfonie anielskie, zawierające 36 kolęd „pasterskich”.  W zbiorze znalazły się m.in. A wczoraj z wieczora i Przybieżeli do Betlejem. Autor poprzedził zbiorek Instrukcją, w której wszystkim 36 tekstom przyporządkował melodie popularnych wówczas pieśni świeckich o rytmach wyraźnie tanecznych: poloneza, kujawiaka, mazurka itp. Zabieg ten, zwany kontrafakturą, stosowano i w kolędach późniejszych, czego znakomitymi przykładami mogą być takie utwory, jak Bóg się rodzi czy Betlejemskie pole śpi.

W XVII i XVIII w. najprężniejszymi ośrodkami twórczości kolędowej były klasztory – franciszkańskie, benedyktyńskie i karmelitańskie. Jednym z najcenniejszych źródeł do historii kolędy klasztornej tego okresu jest rękopis z roku 1721 odkryty przez Adolfa Chybińskiego (zwany Kantyczką Chybińskiego). Zawiera on najobszerniejszy spośród zachowanych zbiór kolęd (tekstów i licznych melodii) spisanych w klasztorze krakowskich karmelitanek. Z XVIII w. pochodzą dobrze jeszcze dziś znane kolędy: Gdy śliczna panna, Ach ubogi żłobie i Tryumfy Króla Niebieskiego.  Stulecia XVIII i XIX utrwaliły żywotność najbardziej wartościowych i popularnych kolęd barokowych, eliminując jednocześnie utwory zbyt udziwnione lub pozbawione walorów emocjonalnych. Nieliczne stosunkowo kolędy późnego oświecenia noszą na sobie znamiona obowiązujących wówczas poetyk: wzniosłość i harmonijność klasycyzmu, czułostkowość sentymentalizmu, wyrafinowaną sztuczność rokoka. Prawdziwą perłą epoki, nie tylko zresztą w zakresie kolędy, ale również poezji w ogóle, jest utwór Franciszka Karpińskiego Bóg się rodzi, moc truchleje (z bardzo dobrze znanymi słowami: „Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą. W dobrych radach, w dobrym bycie, wspieraj jej siłę swą siłą…”), który zamyka najbardziej twórczy i oryginalny okres w dziejach polskiej kolędy.

Poeci romantyczni, jak również autorzy kolęd późniejszych, świadomie nawiązują do konwencji ukształtowanej w baroku (np. Juliusz Słowacki w kolędzie Chrystus Pan się narodził). Niewiele też nowszych pieśni bożonarodzeniowych zdołało na trwałe zadomowić się w praktyce kościelnego i domowego kolędowania. Do owych nielicznych wyjątków należą kolędy: Mizerna, cicha stajenka licha, której słowa wyszły spod pióra Teofila Lenartowicza oraz Mędrcy świata, monarchowie, powstała w 2. połowie XIX wieku.               Kolędy polskie wzbudzały zainteresowanie kolekcjonerów i uczonych poczynając od początków XIX w. Niekwestionowane pierwszeństwo w tym względzie należy się ks. Michałowi Mioduszewskiemu (1787–1868), który poświęcił wiele lat na zbieranie i spisywanie tekstów i melodii polskich kantyczek ze wszystkich dostępnych źródeł, w tym także – co szczególnie cenne – bezpośrednio z ust ludu. Plonem tych pionierskich prac były publikacje: Pastorałki i kolędy z melodiami… (Kraków 1843) oraz Dodatek do pastorałek i kolęd… (Lipsk 1853). Dorobek Mioduszewskiego pomnażali i opracowywali później badacze polskiego folkloru i historycy literatury: Oskar Kolberg, Zygmunt Gloger, Aleksander Brückner, Adolf Chybiński, Stanisław Dobrzycki, Anna Szweykowska, Barbara Krzyżaniak i wielu innych. Ks. Jan Siedlecki (1829–1902) opracował w oparciu o materiał zebrany przez Mioduszewskiego Śpiewnik kościelny (pierwsze wydanie Kraków 1878), który stał się na długie dziesięciolecia podstawowym źródłem tekstów i melodii kolędowych dla najszerszych rzesz wiernych. Pomimo idących już w setki wznowień starych oraz publikacji nowych śpiewników i antologii, ogromna część polskiej spuścizny kolędowej spoczywa wciąż w rękopisach, przede wszystkim klasztornych.

W XIX i XX w. ranga pieśni kolędowej i jej popularność wzrosła wśród wszystkich warstw społecznych, nabierając przy tym nowych treści i wartości. Fryderyk Chopin cytuje kolędę Lulajże, Jezuniu  w swoim Scherzu h-moll. Powstawały liczne kolędy patriotyczne, powstańcze, robotnicze, wojenne czy wreszcie kolędy internowanych. Tak obszernego repertuaru kolęd patriotycznych jak w Polsce nie ma w żadnym innym kraju. Kolędy polskie są świadectwem minionych epok, ich wydarzeń i idei. Najbardziej znane wśród nich to: Hej, kolęda kolęda Karola Balińskiego (1863 r.; „…Lecz nie ma łańcucha na wolnego ducha, hej kolęda kolęda!…”), Kolęda Legionistów 1914 Kajetana Sawczuka (1918 r.; „…Wigilijną nocą świetny cud się iści I gwiazdy migocą świetniej uroczyście Tam u mojej matki bieleją opłatki… Hej! Kolęda, kolęda. A oni się w rowy strzeleckie zaszyli, Wśród strzałów rozmowy swe święta przebyli. Boje mieli krwawe, z wrogiem ciężką sprawę. Hej! Kolęda, kolęda….”), Bóg się rodzi, Pan nad Pany – nieznanego autorstwa kolęda z I wojny światowej („…Pękły niewoli kajdany, wpadli w nie ciemięzcy sami. Wolność już staje się ciałem i zamieszka między nami. W górę serca polskie dzieci, Ojczyzna nam zmartwychwstała! … Podnieś rękę Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą….”), Kolęda warszawska 1939 Stanisława Balińskiego (1939 r.; „O, Matko, odłóż dzień Narodzenia na inny czas, niechaj nie widzą oczy Stworzenia, jak gnębią nas. Niechaj się rodzi Syn najmilszy wśród innych gwiazd, ale nie u nas, nie w najsmutniejszym ze wszystkich miast… A jeśli chcesz już narodzić w cieniu Warszawskich zgliszcz, to lepiej zaraz po narodzeniu rzuć Go na Krzyż.”), tzw. sądecka kolęda Nie było miejsca dla Ciebie O. Mateusza Jeża (słowa) i O. Józefa Łasia (muzyka) (1932 r.; kojarzona z  obozem  koncentracyjnym w Gusen; „Nie było miejsca dla Ciebie w Betlejem w żadnej gospodzie i narodziłeś się, Jezu, w stajni, w ubóstwie i chłodzie. … A dzisiaj czemu wśród ludzi tyle łez, jęków, katuszy? Bo nie ma miejsca dla Ciebie w niejednej człowieczej duszy!”),  Refren kolędy z okresu stanu wojennego Andrzeja Borzęckiego (1981 r.; „Pociesz Jezu kraj ojczysty, zasiej w sercach prawdy ziarno, siłę swoją daj walczącym, pobłogosław „Solidarność”. Więźniom wszystkim daj wytrwanie, pieczę miej nad rodzinami. A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami.”), Wigilia na Syberii Jacka Kaczmarskiego, inspirowana obrazem Jacka Malczewskiego z 1892 r. (1980 r.; ”… Przy wigilijnym stole bez słowa Świętują polscy zesłańcy. Na ścianach mroźny osad wilgoci. Obrus podszyty słomą. Płomieniem ciemnym świeca się kopci. … Znów się urodzi, umrze w cierpieniu, znowu dopali się świeca. Po ciemku wolność w Jego imieniu jeden drugiemu obieca…”).

Po odśpiewaniu kolęd domownicy często zabawiają się różnymi wróżbami. Na przykład, kto wyciągnie spod obrusa zielone źdźbło siana może spodziewać się szybkiego zamążpójścia lub ożenku. W sadzie chłoszczemy o drzewa rózgami lub obsypujemy się owsem w nadziei na urodzaj w przyszłym roku. Urodzajny rok zapowiada też bezchmurne rozgwieżdżone niebo. Nadsłuchujemy zwierząt, które tylko tego magicznego wieczoru odzywają się ludzkim głosem.
Wigilia – czuwanie i modlitwa, które przygotowują nas na wielkie święto, skupia nas w rodzinnym kręgu. Skupia, ale nie zamyka. Spotykamy się, bo w Rodzinie z Nazaretu, w narodzinach w Betlejem odnajdujemy głębszy sens naszej rodzinnej bliskości. Rozjaśnia go światło tych narodzin. W rodzinnym kręgu odnawiamy nadzieję i odrzucamy pokusę beznadziejności, którą podsuwa nam zbyt długo trwająca noc zniewolenia (zewnętrznego lub wewnętrznego), podziałów, gniewu, zawiści… Wigilia ze swą obrzędowością – od łamania opłatkiem poczynając po zastawione nakrycie dla tych, których przy stole nie ma, choć na nich czekamy, tradycyjnymi posiłkami, kolędami, potwierdza naszą ludzką potrzebę przynależności do wspólnoty i przeżywania jej jako wartości uświęconej. W najtrudniejszych w dziejach naszego narodu chwilach wielu wybitnych twórców oddawało nierozerwalny związek polskości z nocą wigilijną. Patos wzniosłej symboliki, urok obyczaju, piękno kultury wyrażającej wspólnotę i ciepło gościnnego domu a przede wszystkim niesiona przez pokolenia nadzieja – wszystko to, co znajduje syntezę w wyjątkowej wieczerzy wigilijnej – wyrażało sakralny i polski charakter święta Bożego Narodzenia.

Gwiazdo Betlejemska, gwiazdo wcielonego słowa! Słowa o najsłodszym brzmieniu: Miłość.Gwiazdo, do której tyle lat podnosiłem z polskiej ziemi przyprószone oczy, prosząc tym spojrzeniem i bezsłownym szeptem o to, co się nawet w wierszu powiedzieć nie dało: takie było swoje, tajne i tylko miłowania godne!Gwiazdo, co dwa tysiące lat temu zajaśniałaś nad ziemią przodków moich, którzy dali ludzkości proroków i psalmistów, a potem dziadom moim, rodzicom i mnie samemu świeciłaś nad ziemią polską, nad jedyną i ukochaną moją ojczyzną!Gwiazdo kierownicza! gwiazdo przystani! gwiazdo nieśmiertelnej mocy! Mylił się Kopernik: nie dokoła słońca toczy się ziemia, ale dookoła ciebie.Gwiazdo smutniejsza niż inne, bo żadnej innej nie zdradzili tak haniebnie synowie naszej planety. Gwiazdo nad Łodzią, Warszawą, Krakowem!Gwiazdo nad każdym naszym miastem i wsią! Ile oczu rozmodlonych na tobie, gwiazdo polska! Tak, polska. I nieraz się dziwiłem, że nie ma cię na żadnym sztandarze. A wieczór wigilijny był mi najuroczystszym w roku świętem narodowym.Gwiazdo najmilsza! „Dziś piękność twą w całej ozdobie widzę i opisuje, bo tęsknię po Tobie!”Gwiazdo miłości, wiary i nadziei! Będę cię w Wilię wypatrywał na amerykańskim niebie – i ufam, że cię znajdę.I spotkają się wtedy moje oczy z oczyma braci moich i przyjaciół z umęczonych miast i wsi polskich – oraz braci i przyjaciół moich zza murów z żydowskiego getta. Bo ty jesteś także ich gwiazdą, gwiazdo Betlejem!A tym tajnym zgromadzeniu błagalnych spojrzeń tak oto będziemy się modlić:Gwiazdo przewodnia, spraw abyśmy cię już rychło oglądali! A teraz, gwiazdo miłości, stań się groźną, złowieszczą kometą Nowego Heroda, błyśnij mu w przerażone oczy straszliwym wyrokiem, miotłą stań się ognistą i zmieć z oblicza ziemi kata naszego kraju i jego krwawych pachołków.Tak nam dopomóż Bóg, tak nam dopomóż Ojczyzno – i obojga ich męka niewinna…(Julian Tuwim)

Wigilijny wieczór kończymy udziałem w uroczystej Mszy Świętej, odprawianej bardzo późnym wieczorem, zwykle o północy, w kościołach zwanej Pasterką. Według tradycji upamiętnia ona przybycie do Betlejem pasterzy, którzy jako pierwsi oddali hołd nowonarodzonemu Chrystusowi i rozpoczyna wielkie święto Bożego Narodzenia.
Dzień Bożego Narodzenia – 25 grudnia winien upływać na modlitwie, wspólnym śpiewaniu kolęd, odpoczynku, rodzinnym biesiadowaniu przy świątecznym stole. Obyczaj nakazuje, by nic nie zakłócało wielkości i uroczystego nastroju święta. 26 grudnia to w Polsce drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, w którym wspominamy świętego Szczepana, pierwszego męczennika za wiarę chrześcijańską. Tego dnia rozpoczynają się tzw. obchody kolędnicze, znane w wielu krajach od średniowiecza,  wywodzące się z przedstawień kościelnych o Bożym Narodzeniu, odgrywanych i popularyzowanych głównie przez franciszkanów. Kolędnicy, wchodząc do domu, pozdrawiają gospodarzy, wygłaszają lub wyśpiewują powinszowania świąteczne i noworoczne a niekiedy odgrywają scenki, prosząc przy tym o datki. Dawniej kolędnicy, przebrani za Heroda, Pasterzy, Dziada, Cygana, Żyda, Śmierć, Diabła, Anioła, ale także – w zależności od regionu i czasu – Pana Twardowskiego, Czarownicę, Huzara, Sapera, Lotnika, Marynarza, Żołnierza – Tułacza…, chodzili po domach z żywymi zwierzętami, z maszkarami zwierzęcymi: turoniem, konikiem drewnianym, z „kozą” i z „niedźwiedziem”, a także z przygotowaną zawczasu szopką i gwiazdą. Obchody kolędnicze były oryginalnym, pełnym swady i humoru, wędrownym teatrem ludowym, przyjmowanym z entuzjazmem i radością.

Obchody kolędnicze kończą się 6 stycznia, w Święto Trzech Króli. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa święto zwane było świętem Objawienia (po grecku – Epifaneją). Obchodzone jest na pamiątkę hołdu, jaki Trzej Królowie/Trzej Mędrcy ze Wschodu: Kacper, Melchior i Baltazar, złożyli Dzieciątku Jezus, ofiarowując Mu przy tym złoto, kadzidło i mirrę. Złoto oznaczało królewską godność Dzieciątka, kadzidło – Jego boskość i najwyższe kapłaństwo, zaś mirra – Jego człowieczeństwo.

W V w. wprowadzono zwyczaj odprawiania nocnej liturgii i „uporządkowano” poszczególne dni świąteczne w religii chrześcijańskiej.  Czas od Bożego Narodzenia do Trzech Króli zwano niegdyś Dwunastnicą (bo liczy dwanaście dni), Koladką, Godami lub Szczodrymi/Świętymi Dniami. Przez wszystkie te dni świętowano – upływały one na odpoczynku, wspólnym kolędowaniu, odwiedzinach i poczęstunkach. Dzień Trzech Króli uważany był za najbardziej szczodry ze wszystkich dwunastu dni a zatem szczególnie wówczas wyróżniano kolędników, goszcząc ich specjalnie upieczonymi bułkami i pierogami. Na pamiątkę darów, jakie otrzymał mały Jezus, to właśnie tego dnia dawniej wręczano sobie prezenty. Zwyczaj przestrzegany był zwłaszcza przez królów polskich, którzy rozdawali kosztowne podarunki swym dworzanom i urzędnikom. Prezenty otrzymywała służba dworska i krewni.           Obecnie tego dnia uczestniczymy w uroczystościach kościelnych, podczas których święci się kawałki kredy i mirrę – zioła zmieszane z żywicą. Po powrocie z kościoła na drzwiach mieszkań piszemy poświęconą kredą litery: K + M + B, interpretowane jako pierwsze litery imion Trzech Króli lub też skrót tekstu: Christus mansionem benedicat (Niech Chrystus błogosławi temu domowi).

Podobno był jeszcze czwarty monarcha, ale wszyscy o nim zapomnieli. Cyrus rządził pięknym i bogatym krajem. W swoim życiu przeczytał wiele ksiąg i rozmawiał z wieloma mądrymi ludźmi. Dlatego kiedy tylko zobaczył dziwną gwiazdę na niebie, wiedział, że wydarzyło się coś niezwykłego. Stara przepowiednia, którą przekazał mu ojciec, mówiła, że to znak narodzin najpotężniejszego Króla na ziemi. Cyrus rozkazał więc spakować na wielbłądy najpotrzebniejsze rzeczy, zabrał ze skarbca trzy niezwykłe klejnoty, żeby złożyć je w darze Królowi, i ruszył w podróż. Kiedy tylko wjechał do obcych państw, radosna wyprawa skończyła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Z ubogich domków wyglądali ludzie w łachmanach, którzy podziwiali jego wspaniałe szaty. Byli przeraźliwie chudzi, ponieważ ich władca zabierał im prawie całe plony, i od lat głodowali. Cyrus nie wahał się ani chwili – rozkazał rozdać całą żywność i wodę, jaką zabrał ze sobą. W każdej następnej wiosce było jednak tak samo. „Jeśli teraz zawrócę do mojego kraju, żeby zorganizować dla nich pomoc, to mogę nie zdążyć na spotkanie z Królem – myślał gorączkowo. – Ale nie można ich przecież tak zostawić”. Wrócił więc do domu, nakazał zebrać spore zapasy jedzenia i przywiózł je do sąsiedniego państwa. Jego władcy natomiast podarował przepiękny szmaragd, żeby władca nie okradał już swoich poddanych. Cyrus miał jeden prezent dla Króla mniej i był już spóźniony. W kolejnym kraju, przez który jechał, toczyła się wojna. Karawana przejeżdżała niedaleko pola ostatniej bitwy. Jęki rannych były tak głośne, że aż wielbłądy tuliły uszy. Cyrus zawahał się. Jeśli się zatrzyma, jego spotkanie z Królem jeszcze bardziej się odwlecze. Ale im dalej odjeżdżał, tym cięższe robiło się jego serce. W końcu wrócił. Opatrywał rany, leczył, pocieszał. Sam nie wiedział, ile dni minęło, kiedy ruszył wreszcie w dalszą podróż. Spieszył się tak bardzo, że dogonił oddział nieprzyjacielskich żołnierzy, którzy ciągnęli za sobą jeńców, żeby zrobić z nich niewolników. Czekała ich praca ponad siły, poniżenie, głód i choroby. Cyrus sięgnął do sakwy, wyjął bezcenną perłę i dał ją dowódcy oddziału w zamian za uwolnienie jeńców. Został mu już tylko jeden klejnot. Wreszcie z radością spojrzał na mapę – jeszcze tylko jeden kraj i znajdzie się na ziemi, gdzie narodził się Król. „Pewnie jest już sporym chłopakiem” – pomyślał. Cyrus pogonił wielbłąda. Z całej karawany został mu już tylko jeden. Nagle zwierzę stanęło jak wryte. Cyrusa doszedł straszny zapach ciężkiej śmiertelnej choroby. Cyrus znów zaczął leczyć, pielęgnować, troszczyć się. Rozdał resztę majątku, jaki miał, a za ostatni klejnot – wspaniały rubin – kupił cenne zioła, z których sporządzał lekarstwa.Po wielu latach dotarł do Jerozolimy, zmartwiony, że nie ma dla Króla żadnego prezentu. Akurat tłum wyległ na ulice. Cyrus dowiedział się, że właśnie skazano kogoś na śmierć. I wtedy Go zobaczył – Króla, któremu chciał się pokłonić. Król szedł z ciężkim krzyżem na plecach. Spojrzał na Cyrusa. W tym spojrzeniu Cyrus wyczytał, że dla Niego to, co zrobił po drodze, jest cenniejsze niż klejnoty, które rozdał. Poczuł się szczęśliwy – tak bardzo, jak może czuć się tylko ten, kto wie, że nie zmarnował życia.

Zebrała i opracowała Anna Techmańska

Reklama