Konkurs „Smoki, księżniczki i tablety” – pierwsza bajka!

0
Reklama

Fundacja Rozwój pod patronatem Brzeskiego Centrum Kultury i Banku BZWBK ogłasiła konkurs plastyczny, pn. „Smoki, księżniczki i tablety”. Jest to plastyczna kontynuacja konkursu literackiego pod tym samym tytułem, skierowana do dzieci i młodzieży szkół podstawowych, gimnazjów oraz szkół średnich. 


 

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Konkurs potrwa od listopada 2015 do czerwca 2016. Celem konkursu, z kolei jest zachęcenie dzieci i młodzieży do rysowania, malowania, dzięki któremu pobudzana jest ich wyobraźnia, kreatywność oraz wrażliwość.

Na łamach naszego portalu oraz na fanpage’u Fundacji Rozwój na portalu facebook, 2 razy w miesiącu będą publikowane bajki, które zostały napisane przez dzieci i młodzież z brzeskich szkół w I edycji konkursu. Na podstawie bajek – uczestnicy konkursu będą musieli narysować obrazek nawiązujący tematycznie do konkretnej bajki. Wygrają osoby, które prześlą najwięcej prac w czasie trwania konkursu oraz osoba, która prześle – zdaniem komisji – najpiękniejszą pracę (nagroda specjalna). Organizatorzy przewidują także nagrodę dla szkoły, z której wpłynie najwięcej prac. Wśród nagród znajdzie się laptop, profesjonalne zestawy plastyczne oraz wiele nagród książkowych.

Poniżej prezentujemy pierwszą bajkę – bajkę autorstwa Julii Buczkowskiej, pn. „Gwiazda Shengwina”. Zapraszamy do lektury i do wykonywania prac konkursowych.


Julia Buczkowska kl. IIA

Gwiazda Shengwina

„To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina”

W. Shakespeare, „Juliusz Cezar”

I.

Była 3:45 dnia24 marca 2087 roku. Ulicą podążał około trzydziestoparoletni mężczyzna, ubrany raczej niestosownie, biorąc pod uwagę trzydziestostopniowe upały utrzymujące się od paru tygodni. Jego twarz pokrywały zmarszczki, a szarozielone oczy wydawały się wyprane z emocji. Miał na sobie długi płaszcz, ciężkie buty i szalik. Szedł szybkim, niespokojnym krokiem, a poły jego płaszcza wzdymały się za nim.

-Panie Shengwin! Proszę poczekać!

Znów jakaś natrętna reporterka chce przeprowadzić z nim wywiad. Odprawił ją obojętnym ruchem ręki. Ta była inna, nie dawała za wygraną.

-Panie Shengwin, tylko parę pytań. Jak skomentuje pan plotki, dotyczące pańskiej rzekomej wyprawy w poszukiwaniu PM177?

-Wszystkiego dowiedzą się państwo w swoim czasie –odrzekł znudzonym głosem.- A teraz przepraszam, ale śpieszę się. Do widzenia.

Dziennikarka dłużej nie drążyła sprawy i komentowała spotkanie z naukowcem do kamery. Shengwin wszedł do gmachu Ministerstwa Wypraw Pozaziemskich. Nie było mu dane odetchnąć od natrętnych spojrzeń i pytań, gdyż od razu rzucił się na niego Jerry, jak zwykle z milionem nowych pytań. Zignorował go i podszedł do Asystentki Głównej.

Przepraszam, gdzie znajdę pana McShabby’ego?

Jego biuro znajduje się na 5 piętrze, sala 496.

Kurczę, już jestem spóźniony- pomyślał, wbiegając w pędzie najpierw na drugie, trzecie, czwarte, a w końcu na piąte piętro. Gorączkowo przebiegał oczami plakietki z wyświetlonym hologramicznie numerami sal, aż w końcu ujrzał właściwy.

Znów spóźniony. Dlaczego nie może pan przyjść punktualnie chociaż raz? Nie zdaje pan sobie sprawy z odpowiedzialności, jaka na panu będzie ciążyć, jeśli, oczywiście, się pan zdecyduje– zaczął od progu Szef MWP.

Proszę wybaczyć, panie McShabby. To się więcej nie powtórzy.

Mam taką nadzieję. A więc powróćmy do tematu naszego spotkania. Zdecydował się pan?

Tak, jestem gotów.

Więc jest pan świadom niebezpieczeństwa i tego, że może pan nie wrócić na Ziemię?

Oczywiście, inaczej bym się nie zgodził – uśmiechnął się z przekąsem.

Wspaniale. Może więc przejdziemy do prawnych kwestii Wyprawy.

Gdy wyszedł z Ministerstwa było po szóstej. Miał wylecieć pojutrze. Chciał mentalnie przygotować siebie i swój organizm do opuszczenia Ziemi. Przyszedł do domu i od razu położył się do łóżka. Zastanawiał się nad tym, co w życiu osiągnął. Ma wspaniałe mieszkanie, opłacalną pracę i kilka drogich samochodów. Ale nie ma już rodziny i to właśnie skłoniło go do podjęcia decyzji, dotyczącej Wyprawy. Niewielu naukowców było gotowych opuścić bliskich, nawet w tak szczytnym celu. Ale on? On nie miał nic do stracenia.

II

Silniki cicho szumiały. Cztery tygodnie spędzone w przestrzeni międzygwiezdnej dały się Shengwinowi mocno we znaki. Na pokładzie dało się wyczuć delikatny zapach spalin i odświeżacza powietrza. Shengwin był zmęczony, ale przygotował się na podobne sytuacje. Statek był lekki w prowadzeniu i nie wymagał szkolenia. Naukowiec dostarczał cogodzinne raporty do bazy, nic szczególnego nie miało dotychczas miejsca. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie wszechobecna nuda, wyzierająca z każdego zakątka statku. Shengwina przestały już bawić holograficzne obrazy przedstawiające dowolnie wybrany zakątek Ziemi. Stworzona cyfrowo postać jego doradcy, Jerry’ego, stała się przewidywalna i sztuczna.

Jesteś 2500 kilometrów od nieznanej planety. Miniesz cel za godzinę i trzydzieści osiem minut. Liczebność populacji: nieznana. Atmosfera: występuje. Gazy: azot, hel, dwutlenek węgla.– odezwał się automatyczny pilot.

Skanuj grunt –powiedział.

Na tablicy rozdzielczej rozjarzyły się kolorowe diody. Oznaczało to, że skanery jądrowe rozpoczęły swoją pracę.

Znaleziono szukany minerał. Planeta PM177 jest bezpiecznym miejscem do lądowania.

Założył skafander z kamerą na piersiach, hełm i podłączył butlę z tlenem. Wpisał współrzędne miejsca, gdzie chciał wylądować i pogrążył się w ponurym milczeniu. Zastanawiał się, czy podjął dobrą decyzję. Już odczuwał tęsknotę za domem i Ziemią. Ale już nie było odwrotu. Musiał podołać temu, za co wziął odpowiedzialność. Godzinę później zszedł na nieznaną mu planetę. Od razu uderzył go dziwny dym unoszący się w powietrzu. Był on koloru siwoszarego, zupełnie niepodobnego do czegokolwiek na jego planecie. Wziął próbkę ziemi. Na pierwszy rzut oka wyglądała zwyczajnie, lecz po wystawieniu jej na słońce błyszczała jak diamenty.

Tutaj Shengwin, zdejmuję hełm.

Zezwalam. Wykryliśmy gazy umożliwiające oddychanie.

Poczuł na twarzy podmuchy czegoś na wzór wiatru. Miało to dziwny zapach, jakby siarki. Rozejrzał się wokół siebie. Gdy spojrzał w górę, zakręciło mu się w głowie od różnicy między sklepieniem na Ziemi i tutaj. W oddali zauważył małą,brązowo-czerwoną kropkę. Domyślił się od razu, iż jest to Mars. Otaczał go ciemny pył i szczątki dawno zapomnianych stacji badawczych i satelit. Już nic nie przyciągnęło jego uwagi, większą część krajobrazu przesłaniał mlecznobiały dym. Tylko w oddali można było zauważyć niewielkie pagórki. Naukowiec podążył w tamtą stronę. Podłoże było dość miękkie, nogi zapadały mu się na kilka centymetrów.

III

Wędrował już w kierunku niedalekich wzniesień. To tam właśnie miały znajdować się złoża GN198. Przed oczami jak żywa stanęła mu Hazel. To dla niej tu przyleciał. Chciał w pewien sposób sprawić, aby śmierć jego dziecka przyczyniła się do szaleńczych zmagań z nowotworem. Nie uważał, że rak jest „czarnym charakterem” w historii ludzkości. Rak po prostu chce żyć, jak każda istota w tym wszechświecie. Miał żal, że ta straszna choroba przytrafiła się właśnie jego malutkiej córeczce. Zabolało go również to, że matka Hazel nie mogła znosić żałoby razem z nim. On również nie umiał otrząsnąć się po śmierci dziecka, ale chciał ratować ich małżeństwo. Ten minerał mógł zmienić wszystko. Mógł uciszyć głos sumienia, który każdej nocy mówił mu, że mógł temu zapobiec, mógł coś zmienić. W czerwcu 2058 roku grupa amerykańskich naukowców odkryła, że minerał GN198 potrafi zniszczyć w zarodku każdy typ nowotworu. Sęk w tym, że ten minerał występował tylko w meteorytach, których śladowe ilości spadały na Ziemię, więc celem było znalezienie planety, z której ów meteoryt pochodził. Przez wiele lat było to niemożliwe, ale w 30 lat po odkryciu technika była gotowa na tego typu przedsięwzięcia. Zaczęły się poszukiwania człowieka, który podjąłby się tego zadania. Aż do dnia, kiedy to słynny naukowiec- astronauta, świeżo po śmierci córki, zgłosił się i został najlepszym kandydatem do Wyprawy. Pokonując zmęczenie wywołane zwiększonym przyciąganiem, Shengwin powoli zbliżył się do złoża minerału. Zgodnie z wcześniejszymi wskazaniami lokalizatora minerał znajdował się na powierzchni gruntu. Tworzył skupiska podobne do niewielkich kopców termitów. Kryształy jarzyły się w jasnym świetle nieziemskiego Słońca. ‘Hazel byłaby zachwycona’, pomyślał.

Komputer, analiza gruntu –rozkazał.

W słuchawkach rozległ się posłuszny głos maszyny.

Przed panem złoża GN198. Wysyłam transporter. Przewidywany czas przybycia za około 6 minut.

6 minut– pomyślał Shengwin. –Po upływie tej małej chwili cudowny minerał znajdzie się we wnętrzu transportera. W tym momencie ludzkość pozbędzie się widma nieuleczalnej, strasznej choroby. Transporter jako samodzielna jednostka będzie w stanie nawet bez pomocy człowiekadotrzeć ze swym bezcennym ładunkiem na Ziemię. Jeszcze tylko 6 minut…

IV

Transporter otworzył luki ładownicze. Był ogromną maszyną, w której wnętrzu zapisana była bezzałogowa droga na Ziemię. Bezzałogowa, gdyż transportowiec nie był przewidziany do przewożenia istot żywych. Nie było w nim tlenu ani systemów podtrzymywania życia. Ogromna maszyna wyciągnęła swoje ramię, w kierunku kryształu GN198. W tym momencie Shengwin niespodziewanie poczuł lekkie drżenie podłoża. Wydało mu się, że stoi na tafli kruchego lodu, który zaraz się pod nim załamie. Wrażenie kruchości gruntu potęgowało jeszcze drżenie transportera, który swym ciężarem kruszył nieznaną strukturę podłoża. Nieugięte ramię maszyny ujęło kryształ i sprawnie zamknęło go w swym wnętrzu. Teraz ludzkość już wie, gdzie szukać lekarstwa. Kolana ugięły się pod Shengwinem. Grunt zafalował gwałtownie, a z powstałych szczelin zaczęły wydobywać się gejzery gazu. Charakterystyczny zapach powiedział mu wszystko. To siarkowodór. Wiedział, że najmniejsza iskra spowoduje wybuch. Gazu było coraz więcej. Nie miał czasu, aby znowu włożyć hełm. Najważniejsze, żeby misjasię powiodła. Czterema krokami dopadł transporter i z całej siły uderzył w tabliczkę z napisem „powrót”.

To dla ciebie, moja mała– pomyślał.

Stał wyprostowany. Czekał, aż maszyna odpali swoje silniki. Czekał. Na koniec i początek.

V

Po 16 dniach samosterowalny transporter dotarł na orbitę Ziemi. W bazie już wiedziano, że Shengwin nigdy nie wróci. Naukowcy czekali na to, co transporter zawiera w swym wnętrzu. Rozpoczęła się procedura sprowadzania maszyny na Ziemię.

Epilog

Na dzisiejszej gali– rozległ się głos z mikrofonu.- Spotykamy się z powodu, którego waga nie może być przeceniona. Dzisiaj zamykamy dziecięcy oddział onkologiczny w Szpitalu „Memorial” w Indianapolis. Zawdzięczamy to bohaterskim osiągnięciom Johna Shengwina, który, nie wahając się, zdobył lekarstwo na raka. Jest to tym bardziej znamienne, że w tym właśnie szpitalu zmarła przed laty jego córka, Hazel. Być może to jej śmierć skłoniła dzielnego ojca do poszukiwań. Ta jedna śmierć ocaliła wiele istnień.

Na polecenie Głównej Rady Astronautyki chciałbym poinformować państwa, że na pamiątkę bohaterskich dokonań, gwiazda, wokół której krąży planeta obfitująca w minerał od dzisiaj nazywać się będzie Gwiazdą Shengwina.

Od autorki

Inspiracją do napisania tego opowiadania była niezwykle wzruszająca i dająca do myślenia książka „Gwiazd Naszych Wina”. Nazwa mojego dzieła jest również zaczerpnięta z tej lektury, gdyż moja siostra źle usłyszała wypowiadany przeze mnie tytuł.

Reklama