Wojciech Pszczolarski: „W Brzegu są równi i równiejsi” – szczera rozmowa z tegorocznym medalistą MŚ i ME w kolarstwie torowym

0
fot. archiwum / Wojciech Pszczolarski
Reklama

Wielokrotny medalista Mistrzostw Polski, Mistrz Europy z 2015 roku, tegoroczny
brązowy medalista Mistrzostw Świata i Mistrzostw Europy, jednym słowem specjalista w kolarstwie torowym. Z Wojciechem Pszczolarskim rozmawiamy o przebiegu jego kariery, przygotowaniach do Pucharu Świata w Pruszkowie i planach na przyszłość.


Gratuluję! Kilka dni temu zdobyłeś brązowy medal na mistrzostwach w Berlinie.
Madison to twoja specjalność?
Dziękuje bardzo. Na torze kolarskim czuję się idealnie w dwóch konkurencjach: wyścig
punkowy i wyścig Madison. Jak widać po wynikach, wychodzi mi to dosyć dobrze. Jako
Polska dopiero raczkujemy w tej konkurencji, więc można powiedzieć, że piszemy polską
historię w Madisonie.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Ten medal zadedykowałeś bliskiej osobie. Tato był twoim wiernym kibicem…
Dokładnie, medal dedykuje mojemu zmarłemu Tacie. Odszedł od nas nieco ponad
miesiąc temu, a w ten medal, w ten sukces Tata wierzył do ostatnich swoich dni. On
przegrał walkę z rakiem, ale już na zawsze zapamiętam jedne z jego ostatnich słów do mnie: „Wojtek, walcz!”. Zawsze tak mi mówił przed najważniejszymi zawodami. Na Mistrzostwach Europy jechałem z czarną opaską na ramieniu, w Pruszkowie na Pucharze Świata również pojadę z tą opaską, bo Tata chciał dożyć tych zawodów. Nie dał rady… Był moim wiernym kibicem, przez wszystkie młodzieżowe kategorie, zaczynając od żaka, kończąc na juniorze, podróżował razem ze mną i chłopakami z klubu po całej Polsce. Był wielkim pasjonatem sportu, był dumny z moich wyników, a także sportowych osiągnięć swoich wnuków. Dlatego ten medal jest dla Niego.

Obecnie przebywasz w Londynie na sześciodniowym turnieju, a niebawem kolejny
Puchar Świata na torze w Pruszkowie. W jakich konkurencjach zobaczymy na torze „Pszczołę”?
Prosto z Berlina przeniosłem się do Londynu, gdzie razem z Adrianem Teklińskim
startujemy w „sześciodniówce” na olimpijskim welodromie. Te zawody polegają głównie na
Madisonie, ale organizatorzy urozmaicają nam tego Madisona, mieszając go z innymi
konkurencjami torowymi. Następnie wprost z Londynu wracam do Pruszkowa i tam mamy
pierwszą edycję Pucharu Świata na sezon 2017/2018. W Pruszkowie na pewno wystartuję Madisona, a czy coś więcej? Tego jeszcze nie wiem. We wstępnych planach jest jeszcze start w drugiej edycji Pucharu Świata w Manchesterze, który odbędzie się tydzień po Pruszkowie.

Napięty grafik… Jak wygląda codzienne życie mistrza-kolarza? Pytam o spędzone
godziny na treningach oraz o życie poza torem. Topowi piłkarze np. wsiadają w swoje Lamborghini i po chwili znajdują się na jakimś evencie.
Kolarstwo to moja praca, jedni wstają rano i idą na osiem godzin do biura, a ja wstaję rano i szykuję się do treningu, który może trwać czasami również do 7-8 godzin. Praca zawodowego kolarza to także regeneracja i dodatkowe zajęcia po treningu typowo
kolarskim. Co do treningu na torze kolarskim, to nie przepadam trenować na welodromie,
nie przeszkadza mi szykowanie się do najważniejszych imprez poprzez trening szosowy.
Jako kolarz nie zarabiam tyle, co piłkarze, choćby z naszej polskiej ekstraklasy. Niestety w
kolarstwie jest kilka poziomów zarobków i jeśli nie jeździ się grupach World Team, czyli tam
gdzie m.in. Michał Kwiatkowski czy Rafał Majka, to nie ma mowy, by dorobić się wielkiej
fortuny. Ogólnie polski sportowiec w wielu przypadkach żyje jak każdy przeciętny człowiek. Wielu z nich boryka się z finansowym problemem życia na zasadzie „od pierwszego do pierwszego”. Co do różnych sportowych i publicznych eventów, to nie pojawiam się na takich imprezach, bo po pierwsze – nie mam czasu, nie ma mnie w domu przez 300 dni w roku, a po drugie – nie jestem celebrytą i karierowiczem. Jestem człowiekiem, który chce godnie reprezentować kraj i samego siebie na imprezach sportowych na całym świecie.

Cofnijmy się na moment do przeszłości. Jak zaczęła się twoja przygoda z kolarstwem, kto wyznaczył taki kierunek i jak wspominasz młodzieńcze lata treningów pod okiem trenera Franciszka Moszumańskiego?
Za cała przygodę z kolarstwem, żartobliwie mówiąc – winny jest mój starszy brat Maciek.
To on jeździł najpierw u Pana Franka, a gdy skończył wyczynową przygodę z rowerem to
zaciągnął na trening ośmioletniego Wojtka. W tym roku można powiedzieć, że osiągam
pełnoletniość sportową, gdyż moja przygoda z kolarstwem trwa już osiemnaście lat.
Młodzieńcze lata treningów w Brzegu wspominam bardzo dobrze, Pan Franek nauczył
mnie kolarstwa od podstaw, przy nim zdobywałem pierwsze medale i tytuły Mistrza Polski.
Do tej pory pamiętam zimowe treningi w Parku Wolności, czy też letnie w okolicach Pępic,
Michałowa i Kruszyny. Wiele zawdzięczam temu człowiekowi, bo ma wielki wkład w to,
gdzie w obecnej chwili się teraz znajduję.

Nie od dziś wiadomo, że wasza grupa (Ziemia Brzeska) nie miała lekko. Od tamtej
pory nic się nie zmieniło, niektórzy juniorzy nie mają nawet rowerów wyścigowych, a trener nie pobiera wynagrodzenia, aby starczało na podstawowe naprawy sprzętu, czy na paliwo, żeby zabrać zawodników na jakiś wyścig. Dlaczego kolarstwo jest traktowane po macoszemu, jeśli chodzi o finansowanie tej dyscypliny?
Rozpoczynałem treningi w latach, kiedy były ciężkie czasy finansowe dla wielu klubów w Polsce. Większość zawodników w Polsce ścigała się na prywatnym sprzęcie, ja też taki
posiadałem. Tu głównym sponsorem był Tata, który starał się bym miał na czym trenować i
ścigać się w młodszych kategoriach. Teraz jest zdecydowanie lepiej, większość zawodników, którzy teraz ścigają się w młodzieżowych kategoriach dostaje sprzęt z klubu, dodatkowo są Szkółki Kolarskie pod patronatem samorządów, ministerstwa sportu, czy też Polskiego Związku Kolarskiego. Młodzieży jest łatwiej rozpocząć, a rodzicom trochę lżej. Wiadomo zawsze mogłoby być lepiej. Nie mogę się wypowiadać w kwestii, czy w klubie brzeskim nie ma pieniędzy na paliwo, podstawowe naprawy, czy podróże, bo nie jestem w zarządzie klubu. Takie sprawy mnie nie dotyczą, tak naprawdę wiem tyle, co inni. Moim zdaniem, kolarstwo przeżywa powrót popularności, mamy międzynarodowe sukcesy w wielu odmianach tego sportu. Niestety nie jest to wykorzystywane w kwestii marketingowej, gdyż
o sponsorów dla klubów jest bardzo ciężko. Jednostki samorządowe pomagają, choć
muszę zaznaczyć, że nieliczne, w takich granicach, jakich tylko mogą. Ja to doceniam.

Do niedawna można było powiedzieć, że wspólnie z Adrianem Teklińskim razem
przemierzacie kolarski świat. Razem rozpoczynaliście w Brzegu, razem w kadrze
narodowej, razem w czeskiej ekipie TUFO Prostejov. Czy po tym, jak Adrian został bez kontraktu wasze drogi się rozejdą?
Razem z Adrianem znamy się praktycznie od początku naszej kariery kolarskiej. Razem
jesteśmy reprezentantami kraju. Obaj mamy szansę na kwalifikację i start na Igrzyskach
Olimpijskich w Tokio. Od 2016 roku razem reprezentowaliśmy czeski klub SKC TUFO
Prostejov. W 2018 roku ja nadal będę reprezentował barwy tego klubu. Nie wiem, w jakim
zespole będzie jeździł Adrian, a to, że klub nie przedłużył z nim kontraktu – to na pewno nie jest kwestia problemów finansowych klubu, bo takie informacje pojawiały się również u was na portalu. Klub ma się dobrze, pozyskał nowego tytularnego sponsora na przyszły rok, ja mogę potwierdzić, że mam przedłużony kontrakt o kolejny rok i mogę spać spokojnie. Nie zmienia to faktu, że nadal będziemy ścigać się razem w kadrze narodowej.

Informacje o problemach czeskiej ekipy pojawiły się także m.in. w Onecie i Fakcie. Przyjmuję, że jest to powielany „fake news”, ale w takim razie, co się stało, że SKC TUFO Prostejov nie przedłużył kontraktu z Mistrzem Świata? Adrian był za drogi, czy za wolny?
Faktycznie takie informacje pojawiły się na Onecie i w Fakcie, ale zawsze można
sprawdzić, czy te informacje są prawdziwe, a nie podawać dalej taką ściemę. Prezes klubu
czy też dyrektorzy sportowi chętnie odpowiedzą na pytania, a ja nie bronię polskim mediom
kontaktu z klubem. Dane kontaktowe dostępne są w internecie, więc dla chcącego nic
trudnego. Co do braku kontraktu dla Adriana, to zapytajcie jego samego o to, ja nie mogę
się wypowiadać za kogoś, patrzę w swoje „koryto”, bo nikt by się mną nie przejmował,
gdybym się znalazł w takiej sytuacji. W kolarstwie o kontrakt walczy się osobiście lub za
pomocą managera.

Zapewne znasz temat budowy toru kolarskiego w Brzegu, bo pomysł ogłosił
burmistrz, gdy uroczyście witał was w Ratuszu zaraz po Mistrzostwach Świata w
Hongkongu. Na jednej z sesji rady mówiło się nawet o takich szczegółach, jak długość toru – 180 m, bo na więcej nie ma miejsca. Nie uważasz, że władze miasta powinny najpierw godnie wpierać lokalny klub kolarski, a dopiero później myśleć o budowie i utrzymaniu takiego obiektu?
Temat budowy toru kolarskiego w Brzegu znam od dawna. Nieraz w przeszłości taki
temat się pojawiał. Teraz pojawił się ponownie po naszych sukcesach na Mistrzostwach
Świata. Zawsze, gdy słyszę o temacie budowy toru kolarskiego, chciałbym zadać pytanie:
po co zburzyliście stary tor kolarski, który był na terenie stadionu miejskiego? Nie wiem, kto był wtedy u władzy, czyj był to pomysł. Było, minęło… Teraz jest nowy pomysł, ja w to się nie wtrącam, choć znam dobrze sprawę, wielokrotnie rozmawiałem o tym z burmistrzem i wiem, że jest to ciekawa inicjatywa, która w większości mogłaby zostać sfinansowana ze
środków ministerialnych, a nie jak niektórzy „wielce społeczni mieszkańcy” sądzą, że ze
środków miejskich. Pieniądze na klub kolarski to tak naprawdę jedno, a budowa toru
kolarskiego to drugie. Nie wiem, kto ma w tym interes, by atakować burmistrza, ale
spójrzmy na to z innej strony, powstanie nowa infrastruktura sportowo-rekreacyjna,
skorzysta na tym miasto, skorzysta na tym baza noclegowa, baza gastronomiczna itd. To
jest moje prywatne zdanie, nie wtrącam się w te lokalne kłótnie, bo jak wspominałem, ja
jestem od jeżdżenia na rowerze.

Tor kolarski został wyburzony w latach ’80. Odległe czasy, nie było nas wówczas na świecie i również przyznaję, że nie wiem, kto był wtedy u władzy i czyj to był pomysł. Zostańmy na chwile przy tych wydatkach. Jeśli gmina uważa, że jest ją stać na wydatek rzędu 1,5 mln złotych (wkład własny) na tor, a później na utrzymanie tego obiektu, to dlaczego budżet klubu stoi w miejscu, a nawet się kurczy? Sam burmistrz mówił, że miasto wyłożyłoby jedynie 15%, co przy budowie toru za 20 mln złotych daje 1,5 mln zł z miejskiej kasy. Do tego dochodzi utrzymanie obiektu, a PZKol mówi wprost, że ma swoją bazę i toru w Brzegu nie będzie utrzymywać. Związek również dodaje, że Brzeg ma nikłe szanse na organizację zawodów o znaczącej randze, bo takowe będą się odbywać w Pruszkowie.
Chciałbym zaznaczyć, że ten projekt nie samym torem kolarskim żył. Z tego, co
pamiętam jest tam też mowa o terenach rekreacyjnych oraz rozbudowie krytej pływalni o
basen sportowy. Czy z tego „wielcy brzescy społecznicy” nie będą korzystać?! Za 1,5 mln
złotych mieć basen sportowy, tereny rekreacyjne i tor kolarski, tylko głupi by nie próbował
składać papierów o takie dofinansowanie. Co do utrzymywania toru poprzez PZKol…
Federacja ma swoje problemy i prezes swoją politykę, na której temat nie będę się
wypowiadał, bo to nie moja rola. Dla ciekawostki podam, ze tor w Londynie jest własnością
miasta, nie Brytyjskiego Związku Kolarskiego, to miasto organizuje na nim różne imprezy,
nie tylko kolarskie. Możecie powiedzieć: ale to Londyn, a nie mały Brzeg! Proszę bardzo –
Prostejov, miasto wielkości Brzegu, miasto w którym siedzibę ma mój klub, także posiada
betonowy tor kolarski, o długości 300 metrów, którym zarządza klub przy pomocy miasta i
województwa. Na tym torze co najmniej raz w miesiącu organizowane są zawody dla
młodzieży, a dwa razy w roku zawody rangi Międzynarodowej Unii Kolarskiej dla Elity!
Można? Można! Mieszkańcy zamiast płakać, że jest tor kolarski, że utrzymanie kosztuje, że
władza jest taka a nie inna, to przychodzą kibicować.

Tak dla jasności – rozbudowa basenu i tereny rekreacyjne to kolejny wydatek i wtedy w grę nie wchodziłby wkład własny rzędu 1,5 mln, tylko ponad 3 miliony. Stanę też w obronie mieszkańców, bo oni nie negowali rozbudowy basenu krytego. Dziś obrywa się mieszkańcom, ale także trenerowi klubu kolarskiego, bo narracja niektórych radnych jest taka, że tor kolarski, to wymysł pana Franciszka Moszumańskiego. Odnoszę wrażenie – powiem wprost – że ktoś próbuje obrócić kota ogonem i głosy niezadowolenia skierować na człowieka, który ma prawo chcieć tor, jednak to nie on mówił o tym pomyśle do mikrofonu, to nie on na spotkaniu z mieszkańcami próbował ich do tego przekonać, to nie on publikował wizualizację i to nie on pokazywał ludziom z ministerstwa lokalizację. Czy takie zachowanie jest w porządku?
Media obracają to po swojemu, a prawda jest taka, że pomysł toru kolarskiego w Brzegu jest odkąd pamiętam. Słyszałem już o takim pomyśle, gdy jeździłem w juniorach młodszych, czyli w 2008 i 2009 roku. Już wtedy trener Franciszek Moszumański starał się o ten tor w Brzegu, pytał dlaczego zniszczyli ten, co był na stadionie miejskim. Zatem nie broniąc tu burmistrza, bo pewnie możecie mnie posądzić o to, pomysłodawcą był trener Moszumański, osoba, która pisze historię brzeskiego kolarstwa. Dlatego też zostawcie trenera w spokoju, niech zajmie się treningami, on dał tylko pomysł takiego projektu, a od spraw papierkowych, realizacji projektu, wizualizacji itp. są inne osoby. To nie trener
Moszumański zarządza miejskimi pieniędzmi. Wiec proszę was bardzo, nie odwracajcie kota ogonem!

Adrian Tekliński w ostatnim czasie opowiedział mediom o problemach finansowych i o obietnicach wsparcia, które było mu obiecywane. Tobie również samorządowcy składali podobne obietnice?
Problemy finansowe sportowców w Polsce nie tyczą się tylko kolarzy, ale tez innych dyscyplin. W innych krajach sportowcy są dodatkowo na etatach policyjnych, czy tez wojskowych, jako wsparcie od kraju. U nas taki system bardzo kuleje, choć część sportowców ma takie etaty, ale nie jest to na pewno kolarstwo. Po Mistrzostwach Świata w Hongkongu razem z Adrianem byliśmy na zaproszenie Burmistrza na sesji Rady Miejskiej, u Starosty Powiatu Brzeskiego oraz na sesji Sejmiku Wojewódzkiego. Wszędzie obiecano nam pomoc finansową, czy też pomoc w znalezieniu lokalnych sponsorów. Robiono sobie z nami zdjęcia, gratulowano, wręczano odznaczenia. Po Mistrzostwach Europy w Berlinie, które skończyły się tydzień temu, gratulacje otrzymałem tylko od Burmistrza Jerzego Wrębiaka i UM Brzeg. Starostwo Powiatowe i Województwo Opolskie milczy… Czemu? Nie
wiem… z tego powodu jest mi po prostu przykro, a chciałem zaznaczyć, że ja w „pakiecie” z Adrianem nie jestem, jeździmy razem w kadrze, ale wyniki robimy na własne konto. Na dzień dzisiejszy jestem pewny tylko wsparcia ze strony miasta Brzeg, które co roku systematycznie przyznaje mi taką nagrodę do maksymalnej wysokości 3000 zł, bo taka granica maksymalna jest uchwalona.

Kilka dni temu Rada Powiatu Brzeskiego na wniosek starosty uchwaliła stypendium sportowe dla Adriana. Te pieniądze zapewne są mu potrzebne, ale nie czujesz się pominięty?
Oczywiście, że czuję się pominięty. Adrian wspominał, że ma stypendium 1700 zł
brutto z ministerstwa. To może ja sie pochwalę, że za brąz na Mistrzostwach Świata w
wyścigu punktowym otrzymuje 860 zł brutto. Na każdym kroku powtarzam skąd jestem,
skąd pochodzę. W telewizji komentatorzy głośno mówią o chłopakach z Brzegu. Jesteśmy
w jakiś sposób wizytówką miasta, powiatu, województwa. Ciekawi mnie, jaka uchwała
przewidziała takie stypendium, a jeśli już takie kroki są podejmowane to traktujmy
sportowców jakimiś kategoriami. Miasto, a także cały powiat, sportowców, którzy
uczestniczą w imprezach mistrzowskich na poziomie międzynarodowym, ma tylu, że można
policzyć ich na palcach jednej ręki. Myślę, że nie tylko ja mogę czuć się pokrzywdzony. Nie
zapomnijmy o Natalii Bajor, ona też bierze udział w wielkich imprezach, także w sporcie
olimpijskim.

Niektórzy mówią, że te pieniądze dla Adriana znalazły się dzięki nagłośnieniu sprawy przez media. Uważasz, że to właśnie media „załatwiły” to stypendium?
Taka jest prawda, bo do tej pory nikt nie chciał wyciągnąć do nikogo ręki z pomocą, a
tu nagle taka pomoc po nagłośnieniu sprawy przez ogólnopolskie media. Wszystko fajnie,
ładnie, ale ktoś tu chyba chce polityczną karierę sobie podkręcić, bo być może pojawi się
jakaś notka na Onecie czy innym portalu, że powiat brzeski taki hojny i znalazł pieniądze.
Szkoda tylko, że jak były obietnice na spotkaniu w kwietniu, to przez pół roku nikt nie potrafił nic zrobić, a nagle w 2 tygodnie sprawa załatwiona, ale tylko dla jednego, zapominając o innych. Widocznie w Brzegu są równi i równiejsi.

A może starosta ufunduje stypendium jednemu mistrzowi, a burmistrz drugiemu?
To pytanie nie ma sensu. To tak jakbym zadał pytanie, czemu powiat nie chce dołożyć
750 tys. zł do projektu z torem kolarskim? Miasto Brzeg funduje już nagrody dla
sportowców. Takie nagrody otrzymuję ja, otrzymuje Adrian i wielu innych sportowców.

Nie wiedziałem, że sprawa toru jest tak zaawansowana i były jakieś rozmowy o kosztach, kto ile da. Mógłbyś nam coś więcej zdradzić?
To jest tylko mój przykład, takiej dziwnej rozmowy, bo skoro miasto i powiat mają dzielić się z przyznawaniem stypendiów, to czemu nie podziela się z finansowaniem nowej infrastruktury sportowej.

Nie rozumiem do końca, bo przecież to nie powiat w błysku fleszy zapowiadał starania o tor i trudno oczekiwać, że bez żadnych ustaleń, ta jednostka będzie finansować pomysły innej jednostki. Ale zostawmy już ten tor, bo za ten temat oberwie nam się obu (śmiech). Wspominaliśmy, że obecnie jesteś na zawodach w Londynie i przygotowujesz się do Torowego Pucharu Świata. Oprócz kolejnych medali w Pruszkowie, jakie masz plany na najbliższą przyszłość? Olimpiada w Tokio?
Plany na przyszłość to na pewno główna impreza czterolecia, czyli Igrzyska Olimpijskie w Tokio w 2020 roku. Po przerwie wracam do olimpijskiego programu wyścig Madison, a po skończonych niedawno Mistrzostwach Europy i medalu właśnie w tej konkurencji, widzę w Tokio właśnie w Madisonie swoje szanse. Nie tylko szanse na start, ale też szanse na medal, bo zawsze staję na starcie z myślą o sukcesie. Bliższe plany to na pewno mistrzowskie imprezy, czyli Mistrzostwa Świata czy Europy. Wciąż jestem głodny sukcesów.

Na koniec zapytam – jak zachęcić młodzież do uprawiania kolarstwa? Może jakaś większa kampania informacyjna?
Organizujmy częściej takie zawody, jak odbyły się ostatnio na brzeskim stadionie. Stwórzmy cykl takich imprez międzyszkolnych, gminnych czy tez powiatowych. Można zrobić to raz w miesiącu, choćby podczas roku szkolnego, stworzyć ranking i podsumować taki cykl. Za generalną klasyfikacje jakieś ciekawe nagrody. Zobaczycie wtedy, że coraz więcej młodzieży będzie się pojawiać na starcie. Uwierzcie mi, za dętkę czy breloczki to nikt w tych czasach nie będzie się ścigał. Promocji sportu nie zrobi się za grosze, bo żeby osiągnąć sukces trzeba coś więcej od siebie dać.

Nie wiem, czego życzy się kolarzom w branżowym slangu, ale trzymam kciuki za starty w Pruszkowie. Dziękuję za rozmowę.

 

Reklama