Podmalowany Brzeg

0
Reklama

Niestety, pies z kulawą nogą nie wspomniał o moim sukcesie, który – uwzględniwszy lokalny zasięg portalu – nie jest wcale taki mały i wyraża się w tysięcznej odsłonie felietonu „Miasto naszych snów”.

Niestety, pies z kulawą nogą nie wspomniał o moim sukcesie, który – uwzględniwszy lokalny zasięg portalu – nie jest wcale taki mały i wyraża się w tysięcznej odsłonie felietonu „Miasto naszych snów”. Tekst ten jest dostępny na witrynie brzeg. com. pl.
Administrator portalu zadbał o liczniki przy publikowanych artykułach, co pozwala na śledzenie czytelniczych wyborów. Oczywiście, mam świadomość, że same odsłony nie są obiektywnym wskaźnikiem wartości danego materiału, ale stale przyrastająca liczba przy którymś z felietonów o czymś tam świadczy, a jeśli nawet nie – to łechce próżność autora. Przekroczenie granicy 1000 odsłon stanowi okazję do małego świętowania i snucia refleksji.

„Miasto naszych snów” jest opowieścią o wirtualnej społeczności – o Rosjanach, którzy przed laty uczyli się w budynku dzisiejszego II Liceum Ogólnokształcącego im. Zbigniewa Herberta. Kiedy młodzi zdobywali szlify – ich rodzice, na zachodniej rubieży środkowej Europy, strzegli interesów imperium sowieckiego. Dzieci czerwonoarmistów zapamiętały Brzeg, jak „Miasto Snów” i wciąż wracają myślami do słodkiej młodości. Stąd pomysł skrzyknięcia się w Internecie, pod takim oto adresem: www. brzeg. 28sgw.narod.ru. Muszę odnotować, że witryna cechuje się sporą kreatywnością i wciąż jest odwiedzana przez rosyjskich „brzeżan” oraz ich sympatyków.
Wstęp do ruskiej szkoły nam, Polakom, był formalnie zakazany. Już nie pamiętam za czyim wstawiennictwem, ale w latach 70tych znalazłem się w największej sali szkoły, na jakimś koncercie. Oprócz ansambli folklorystycznych, popisujących się czastuszkami i pieśniami w stylu Chóru Aleksandrowa, wystąpił zespół z ówczesnej Republiki Estonii, który nie dość, że grał rocka, to estoński wokalista zaśpiewał po… estońsku!
Rosyjskojęzyczna publika popadła w konsternację. Trzeba było widzieć miny generałów i ich nobliwych żon, naczalstwa rozpostartego w pierwszych rzędach. Na własne uszy słyszałem komentarze skonfundowanych: eto nie nasza kultura! Ten i ów, założywszy czapę wielką jak lotnisko, demonstracyjnie opuścił aulę, choć głównym powodem, jak sądzę, nie była estońska kultura, a ostry łomot gitarowej kapeli oraz serwowane w sąsiednim pomieszczeniu darmowe napitki i zakąski. A młodzież? No cóż, bawiła się w najlepsze: fruwały marynary, dziewczyny piszczały… Ciekaw jestem, czy któryś z rosyjskich forumowiczów pamięta tamten wieczór?
Sądziłem już, że aktualny gospodarz obiektu przy ulicy 1-Maja 7 zapisze się w pamięci brzeżan wyłącznie, jako współbudowniczy utopijnego projektu politycznego, którego akuszerem jest mały (w sensie wizyjnym) strateg z Żoliborza, szef niekoncyliacyjnej partii, ten sam, który na wzór Aleksandra Kwaśniewskiego zaczął stroić się w marynarki prosto od krawca, układa wreszcie włosy, opalił twarz a krawat dobiera pod kolor oczu. I coś jeszcze: to dobry człowiek, bo przygarnął sierotę po Samoobronie Rycha Czarneckiego.
Wróćmy jednak do Brzegu. Odtąd p. Dariusz Byczkowski może pękać z dumy bowiem okazał się budowniczym pełną gębą. Czy tego chce, czy nie, będzie kojarzony z rewitalizacją zabudowań, którymi od paru lat zarządza. Jeśli nawet solidny dach i odnowione hełmy wieżyczek (przed remontem jakoś ich nie dostrzegałem!) – to efekt partyjnych dojść pana dyrektora, wcale mi to nie przeszkadza. Dla takiego efektu warto było podpisać cyrograf z samym Mefistofelesem.
I naprawdę nieistotne są narzekania estetów kręcących głowami z powodu rzekomo fatalnie dobranego koloru, który nie zachowuje historycznej ciągłości. I nie ma co popadać w kompleksy, że nowa elewacja sądu przy ulicy Bolesława Chrobrego jest ładniejsza. Tamtą wybierały kobiety, które dostrzegają szerszą paletę barw. Ale nie narzekajmy. Świeże szaty II LO są całkiem sympatyczne i z pewnością przypadną do gustu uczniom, którzy pokochają swoje pokolorowane liceum.
Niegdysiejsi użytkownicy, absolwenci Średniej Szkoły Nr 28 Radzieckiego Garnizonu Wojskowego, dziś rozsiani po dalekim świecie, mogą być spokojni. Niech wspominają, marzą i śnią… kolorowo. Wreszcie ktoś zatroszczył się o „ich” szkołę.
A więc wszyscy zdrowi.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Linki pokrewne:
http://www.brzeg.com.pl//content/view/227/288/
http://www.brzeg28sgw.narod.ru/
Leszek Tomczuk
www.brzeg.com.pl
foto: LT

Reklama