Rozkładówka po raz pierwszy!

0
Reklama

Nigdy bym nie przypuścił, że znajdę się kiedyś na rozkładówce. Że nie jakiś sławetny magazyn, a Panorama? Cóż, każdy mierzy w to, co jest w stanie realnie osiągnąć.  

„Omelan zmienia redakcje, jak modnisia rękawiczki” – napisał kilka lat temu mój felietonowy kompan, Leszek Tomczuk, mając chyba w zamiarze ukłucie osobiste, wszak nie merytoryczne. Prawda to, choć gorzka – zaczynałem w „Wiadomościach,” szkolnej gazetce w najlepszej podstawówce w powojennej historii Brzegu, czyli byłej Szkole Podstawowej nr 8. Potem był już „Kurier Brzeski”, w którym naczelny i wydawca w jednej osobie nie był zbyt skory do płacenia nawet głodowych wierszówek, toteż przeniosłem się do „Gazety Brzeskiej”, gdzie płacono nieco lepiej.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Potem Adamowi Bubiłkowi udało się mnie namówić, na, jak się wyrażał, nową jakość w brzeskim świecie prasowym, czyli „Nowy Magazyn Brzeski”. Rzecz jasna, nie byłbym Omelanem, gdybym po jakimś czasie stamtąd nie wybył, a że akurat założono nowy brzeski periodyk, „Starą Gazetę Brzeską”, postanowiłem i tam troszkę popisać przed ostatecznym, jak mi się cztery lata temu zdawało, powrocie do macierzy, czyli Gazety Brzeskiej (Kuriera za swą dziennikarską macierz jakoś nie uważam). Ostatnio jednak, z powodów mi bliżej nieznanych, moje nazwisko znikło ze stopki redakcyjnej tegoż tytułu (może, jak większość wymienionych tam autorów, zbyt rzadko pisałem w ostatnim czasie?), a ponieważ redaktor Kościński nie jest na tyle kulturalnym człowiekiem, by poinformować mnie o tym osobiście a priori, to ja a posteriori nawiązałem współpracę z Panoramą Powiatu Brzeskiego. Czy to moja ostatnia redakcja? Matka Natura raczy wiedzieć i niechaj wiedzę tę zachowa dla siebie, lub ewentualnie dla Macierewicza lub innego Ziobry.
 
 No, a teraz na poważnie – ktoś zadał mi pytanie po przeczytaniu moich ostatnich tekstów, czy aby nie mam obsesji Kaczyńskich? Trudno obiektywnie ocenić samego siebie, subiektywnie jednak uważam, że nie mam. 6 lat temu jeden z brzeskich publicystów  polemizując z moim poglądem, iż również Polacy uczestniczyli w mordowaniu Żydów w Jedwabnem, powiedział, że „daję się kopać”, co zrozumiałem tak, iż mój pogląd jest tak nietrafiony, że można weń walić, jak w bęben. A że długi czas potem naukowo potwierdzono, że pogląd Jana Grossa, na którego książce oparłem swój ówczesny tekst, co do udziału Polaków w jedwabieńskim mordzie, jest prawidłowy, to przecież mały pikuś. I teraz Kaczyńscy i ich pretorianie z Prawa i Sprawiedliwości (ostatnia sprawa z zawieszeniem Pawła Zalewskiego to tylko przelana czara pewności, że cały PiS to rzeczywiście pretorianie braci) są w moim przekonaniu w takiej właśnie sytuacji – prowadzą tak złą politykę, że można w nich walić, jak w bęben z potrójnym naciągiem zwiększającym doniosłość dźwięku, i już nie tacy maluczcy, jak niżej podpisany, to czynią.

Obsesji zatem nie mam. Zresztą, gdy krytykowałem w latach 2003-2006 Sojusz Lewicy Demokratycznej na łamach nielubiącej mnie już Gazety Brzeskiej i stronach kilku politycznych portali internetowych, to też, zdaniem adwersarza, miałem obsesję Millera, Kwaśniewskiego, Olejniczaka i innych pierwszoligowych lewicowców? Jeśli będzie za co, to moim politycznym kolegom przyłożę tu, na rozkładówce w Panoramie. Tak, „kolegom” właśnie, gdyż jakoś nie wstydzę się swoich poglądów i partyjnej przynależności. 

A pierwszą pretensję do posłów mojego stronnictwa mógłbym mieć za to, że w obradach niektórych komisji sejmowych biorą udział rzadko lub wcale. Tłumaczą to tym, że PiS tak zawłaszczył te zebrania, że z żadnym pomysłem, z nawet najbardziej racjonalną poprawką do projektów ustaw nie są w stanie się przebić, to po co w ogóle podejmować jakieś starania. Do dziś uważałem, że to błąd – można by wszak sprzeciwiać się różnorakim bublom prawnym, wychodzącym spod piór posłów partii rządzącej już w fazie prac w komisji, nie tylko podczas ogólnych głosowań w izbie. Teraz jednak już rozumiem polityków SLD – jeśli przewodniczący komisji spraw zagranicznych, polityk PiS, jest przez władze partyjne zawieszany za to, że chciał uzyskać kilka ważnych informacji od ministra spraw zagranicznych, to chyba rzeczywiście w pracach niektórych komisji opozycja nie musi po prostu brać udziału.
 
W naszym systemie politycznym, ogólnie zwanym parlamentarno-gabinetowym, właśnie tak winno być, że komisja sejmowa kontroluje prace poszczególnych resortów i ma prawo je opiniować, na przykład w formie wotum nieufności wobec ministra. U nas jednak jest dziś inaczej – partia rządząca, już nie tylko w ramach swej retoryki, ale także w postaci uchwalanego prawa, próbuje zmniejszyć siłę monteskiuszowskiego trójpodziału władzy. Trochę to dziwne, wszak wielu polityków tej partii to konserwatyści, dążenie do tego rodzaju zmiany jest więc wyjątkowo obłudne. A już najmocniejszym argumentem jest to, iż bardzo wielu polityków PiS, walcząc w latach 80-tych z systemem monopartyjnym, siłą rzeczy dążyło do stworzenia rzeczywistości, w której podział kompetencji władzy byłby przestrzegany. W łatwy sposób zatem można uznać, że, rzecz jasna w odpowiednich proporcjach, dziś byłe gwiazdy opozycji demokratycznej rozmieniają także swój dorobek na drobne.  
 
Grzegorz Omelan

Reklama