Udany, czy nie? cz. 1

0
Reklama

 Okiem Głównego Instruktora d/s Organizacji Imprez BCK Jacka Ochmańskiego.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Okiem Głównego Instruktora d/s Organizacji Imprez BCK Jacka Ochmańskiego.

Od 5 do 10 lipca we francuskim mieście partnerskim Bourg-en-Bresse na zaproszenie zespołu folklorystycznego „Les Hospitaliers” gościł zespół „Piast” z Brzeskiego Centrum Kultury w ramach organizowanego w tymże mieście Festiwalu Zespołów Folklorystycznych. Po powrocie zespołu do Brzegu na jednym z forów internetowych członkowie zespołu "Piast" przez kilkanaście dni prowadzili zażarta dyskusję na temat warunków ich pobytu we Francji. Padło mnóstwo gorzkich słów. Były wyrażane niezbyt pochlebne opinie w stosunku do organizatorów tej wymiany zarówno ze strony polskiej jak i francuskiej. Poziom emocji, który był obecny w tych internetowych postach skłonił nas do przeprowadzenia rozmów z Dyrektorem BCK Adamem Bubiłkiem i Głównym Instruktorem d/s Organizacji Imprez BCK Jackiem Ochmańskim.


 Paweł Kowalczyk: Panie Jacku, jest pan szefem grupy „Piast”. Chciałbym, aby na początek podsumował Pan wasz pobyt we Francji od strony artystycznej. Czy był udany?

Jacek Ochmański: Jeżeli chodzi o moje wrażenia z pobytu we Francji od strony artystycznej, nie ukrywam, że tak jak poprzednie wyjazdy, oceniam pozytywnie. Zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić. Scena była trochę za mała. Nie wybrzydzaliśmy, bo tańczy się w warunkach, jakie są. Nie wszystko było tak przejrzyste. Nie było tak, jak sobie założyliśmy. Generalnie jednak wszyscy byli zadowoleni. Zarówno my wykonawcy, jak i publiczność.

Paweł Kowalczyk: Zawsze Pan próbuje dostrzegać jakieś mankamenty, żeby wyciągać na przyszłość wnioski dla zespołu?

Jacek Ochmański: Oczywiście. Człowiek nie jest doskonały i całe życie się uczy. Tylko niechaj ciemna strona księżyca nie przyćmi tych wszystkich dobrych rzeczy, które były. Uważam, że byłoby to bez sensu.

Paweł Kowalczyk: Po waszym przyjeździe rozpętała się taka „mała burza medialna” na jednym z forów internetowych. Może zacytuję jednego z internatów: „… Po ponad 38 godzinnej drodze wróciliśmy do Brzegu dziś o 5 rano… Mimo tragicznie ciężkich warunków (brak ciepłej wody, ciepłych posiłków, ciepłych napojów, desek sedesowych!, i totalnego braku organizacji jak ze strony francuskiej tak i polskiej! oraz braku mozliwości poruzumiewania się z Francuzami – nie znali innych języków jak angielski czy niemiecki, a tłumaczka delikatnie rzecz ujmując nie radziła sobie)…” Czy według Pana warunki pobytu zespołu były tak tragiczne, jak piszą internauci, chyba w większości członkowie zespołu?

Jacek Ochmański: Po pierwsze. Członkowie zespołu sobie sami uruchomili ten temat. Po drugie. Dało się w XXI wieku ludziom możliwość nie tylko mówienia poprzez media jak prasę, telewizje i radio. Jest też internet. Uważam, że to w pewnym sensie jest dobre. Za tamtych czasów tego nie mieliśmy. Wracając do pytania. Co kraj to obyczaj. Byłem we Włoszech, warunki tam były podobne, czyli „na małysza”. Takie nasze tradycyjne postkomunistyczne toalety. Nie ukrywam, że pewne moje zdziwienie było, gdy zobaczyłem we Francji brak sedesów.
 Paweł Kowalczyk: Panie Jacku w zespole są młodzi ludzie. Może oczekiwania członków grupy są za daleko idące? Może to wynika z tego, że samorządy na takie wymiany kulturalne, takie wyjazdy, nie tylko w Polsce, mają ograniczone środki? Jak coś ciąć w samorządach to zawsze na kulturze. Tak się zastanawiam, czy w ogóle robić takie wymiany? Jeżeli później, że tak powiem, poziom niezadowolenia jest tak duży. Może przez to ci młodzi ludzie mogą się zniechęcić?
Jacek Ochmański: Ja jestem za tym, aby takie wymiany były. Czy to są sportowe, harcerskie czy szkolne. Otworzyliśmy granice w latach dziewięćdziesiątych żeby ci młodzi ludzie mieli teraz możliwość wyjazdu, komunikowania się między sobą. Im człowiek częściej jeździ, tym więcej rzeczy poznaje. Ja przypuszczam, że za ileś lat, a może za kilka miesięcy na pewno będą patrzeć na to z innej perspektywy. Będą inaczej to oceniać.

Paweł Kowalczyk: Może z większym dystansem?

 Jacek Ochmański: Oczywiście. Uważam, że każde doświadczenie tego typu jest ważne. Młodzi ludzie są troszkę inni. Są bardziej bezpośredni. To nie jest ta młodzież, co dawniej. Ja nie chcę powiedzieć, że byłem w ich wieku zahukany. Miało się inne wartości, inaczej się myślało.

Paweł Kowalczyk: Ale to chyba dobrzeź

Jacek Ochmański: Ja nie jestem przeciwny temu. Świat się otworzył. Mają do tego prawo. Byli wcześniej w Goslar. Może porównanie między jednym a drugim wyjazdem tak ich poruszyło. Nie dlatego, że ktoś tam złośliwie chce powiedzieć, że Francuzi są be, a my Polacy jesteśmy cacy. Chociaż uważam, że nie powinniśmy się czuć obywatelami drugiej kategorii.

Paweł Kowalczyk: Członkowie pana zespołu ukryci pod różnymi nickami pisali o pewnym braku dowartościowania całego zespołu, pana osobiście i innych instruktorów. Czy Pan czuje się jakoś niedowartościowany?

Jacek Ochmański: 25 lat pracy to mi wystarczy. Nie potrzebuję dodatkowych gestów ze strony osób trzecich. Uważam, że ileś tam rzeczy w swoim życiu zrobiłem. Raz lepsze, raz gorsze. To, co oni pokazywali na scenie jest dla mnie istotą rzeczy. Ludzie mnie przez to mnie oceniają. To jest dla mnie najważniejsze. Ludzie mnie z tym identyfikują, z tą robotą. Zdania są podzielone. Jednemu może się to podobać, a drugiemu nie. To dobrze. Te sytuacje, które tam się pojawiły miedzy mną a osobami ze strony francuskiej to po prostu nie była ani wina moja, ani młodzieży tylko osoby, która nie była w stanie tego przetłumaczyć. Ileż można roztrząsać problem wytłumaczenia komuś, że my musimy dowieźć kostiumy, a nie je donieść. Należało też wytłumaczyć ludziom, że my nie możemy całego programu zatańczyć w jednym kostiumie. Wyobraża Pan sobie tańce góralskie wykonane w kontuszu szlacheckim? Stawiam więc weto tłumacząc, że jest to niemożliwe. Nie mam świadomości, nie znając języka, w jaki sposób zostało to przekazane.Ja rozmawiam z Panem. Pan mnie nie rozumie. Ja mówię po chińsku, Pan po arabsku. Nie możemy się porozumieć. Będziemy się patrzeć na siebie. Pan będzie się do mnie uśmiechał a ja do Pana. Uważałem wtedy, że tematu nie podejmiemy, bo nie ma o czym rozmawiać. Jeżeli podejmuje się decyzje na zasadzie: i tak zatańczą. To ja mówię: tym bardziej nie! Ja nie jestem takim człowiekiem, który chce, aby ktoś mnie prosił, tylko chcę żeby ktoś mnie zrozumiał. Jeśli ktoś jest w stanie mnie zrozumieć, to ja też rozumiem drugą stronę. Nie na zasadzie nakazu: bo tak być musi! Tak to było w 70 i później w 85 roku. Teraz musimy się dogadywać. Jesteśmy partnerami. Partnerem jest dla mnie młody człowiek, który tańczy. Partnerem jest dla mnie tłumacz, jest strona francuska. Na tej zasadzie powinniśmy funkcjonować.

 Paweł Kowalczyk: Można tak podsumować: Problemy komunikacyjne przede wszystkim były jakby źródłem, takim punktem, który spowodował narastanie pewnych konfliktów?

Jacek Ochmański:
Przypuszczam, że tak. Jeśli mówimy o całej tej sytuacji polsko-francuskiej.

Paweł Kowalczyk: Nawiążę może jeszcze do wypowiedzi jednego z członków waszego zespołu, jaka pojawiła się w internecie. Zacytuję: „… istnieje konflikt na linii dyrektor – zespół – instruktorzy…”. Czy Pan to potwierdza? Czy to jest wynik zaistniałej sytuacji

Jacek Ochmański: Może młodzież tak to formułuje. Zależy, o czym mamy mówić. Trudno mówić o przełożonych, a tym bardziej trudno mówić źle. Wedle powiedzenia: szanuj szefa swego możesz mieć gorszego. Nie wiem, jaki może być konflikt miedzy zespołem, a dyrektorem. Może dlatego, że na poniedziałkowym spotkaniu dowiedziałem się oraz zespół o tym, że dyrektor nosi się z zamiarem rozwiązania zespołu. Moim zdaniem takich rzeczy się nie mówi młodzieży. Takie jest moje zdanie. Z dobrej i nieprzymuszonej woli przychodzą tutaj do Brzeskiego Centrum Kultury. To jest 40 osób, które coś tam w życiu sensownego robi. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć pierwszo ligowej drużynie piłkarskiej: nie podoba mi się wasz „face”, idziecie do domu. Uważam, że tak się nie powinno robić. Powinniśmy przyjść, spotkać się, powiedzieć: sorry, wyjaśnić sobie pewne rzeczy, tak żeby już się taka sytuacja nie powtórzyła. Przecież będziemy dalej funkcjonować. Nikt nikogo nie wyrzuci. Nikt nikogo nie zwolni i nikt nikogo nie rozwiąże. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. To byłoby chore. Wrócilibyśmy do czasów Edwarda Gierka i Gomułki. Tak się po prostu nie robi.

 Paweł Kowalczyk:  Jednak na forum internetowym wprost pytają „co dzieje się z naszymi pieniędzmi”? Członkowie zespołu maja pretensje, że występują za darmo. Jaka jest formuła tego zespołu? Czy  możliwe jest, żeby zespół stworzony przez BCK mógł zarabiać? Nie jest to grupa zawodowa. Może warto przekształcić ją w taką? Może by tych problemów czy konfliktów było mniej? Nie byłaby to być może wymiana miedzy samorządami, a zwykły profesjonalny kontrakt? Tam się zapisuje pewne rzeczy i ustalenia.

Jacek Ochmański: Zespół istnieje już ponad 20 lat. Grupa od 15 lat prowadzi różne formy działalności „komercyjnej”. Z tych pieniędzy kupuje się jakieś nowe kostiumy albo też się je uzupełnia. Za te środki pokrywa się wyjazdy na warsztaty. Pamiętam dwa wyjazdy do Anglii i dwa wyjazdy do Włoch. To były wyjazdy za pieniądze zarobione na koncertach, wyjazdy na festiwale międzynarodowe. Dom kultury nie dołożył ani złotówki. Częściowo dołożyli się rodzice. Taka forma jest też w tej chwili. Uważam, że też w pewien sposób jest to kształcące dla tej młodzieży. W tym roku część zarobionych pieniędzy jest przeznaczona na warsztaty, które odbędą się w Jugowicach. Pozyskaliśmy kwotę praktycznie w 100% na ten wyjazd. Te stroje, które Pan widzi, zostały zakupione z zeszłorocznych występów i projektów napisanych przeze mnie. Pieniądze są przeznaczane głównie na stroje i wyjazdy. W żaden inny sposób się nie rozchodzą. Zawodowstwo to nie są pieniądze tak do końca. Zawodowstwo to bardzo szeroki temat. Choć czasem określano zespół Piast mianem tańczącej wizytówki miasta Brzeg. Tak się wypowiadał pan Bogusław Kaczyński.

Paweł Kowalczyk: Może należy przy następnej tego typu wymianie uświadamiać młodzież, że mogą niekoniecznie w komfortowych warunkach przebywać?

 Jacek Ochmański: Podobne sytuacje były w Niemczech, Włoszech, Rosji. Lepsza była komunikacja między nami a nimi. To jest w zasadzie odpowiedź na te wszystkie pytania.

Paweł Kowalczyk: Uważa Pan zatem, że gdyby była dobra komunikacja to być może uniknęliśmy tych wszystkich konfliktów? Może jednak problem był po stronie francuskiej? To była przecież pierwsza tego typu wymiana.

Jacek Ochmański: Przypuszczam, że to było takie przetarcie szlaków. Nie można szukać winy po stronie francuskiej ani po stronie młodzieży. Poprzez Internet czy telefony mogliśmy sobie ustalić pewne rzeczy. Sugerowaliśmy się sytuacjami z lat poprzednich. Jechaliśmy po prostu w ciemno, na pewniaka. Nie chciałbym, żeby ktoś przeinaczał fakty. Doszła do mnie taka informacja, że ja pobiłem kelnera we Francji. Włos mi się na głowie zjeżył. To oczywista bzdura, ale też wynik braku komunikacji tu na miejscu, w Brzegu. Są sytuacje takie, które na pewno bolą ich i ich rodziców Ja im się nie dziwię, gdy puszczają dzieci chcą mieć świadomość, że wszystko będzie ok. Po jednej, jak i drugiej stronie, jest dużo niepotrzebnych emocji. Najważniejsze, że wystąpiliśmy we Francji, że wizerunek naszego miasta będzie tam dobry. Bardzo chcą, abyśmy do nich przyjechali. To znaczy, że strona francuska odebrała nas pozytywnie.

Paweł Kowalczyk: Dziękuję za rozmowę.

 

Reklama