Kościół wszelkiej pomocy cz.2

0
Reklama

 Bezpieczny azyl pod Krzyżem

Strach ma wielkie oczy. Jak wielkie? 

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Bezpieczny azyl pod Krzyżem

Strach ma wielkie oczy. Jak wielkie?

O tym mógł się przekonać jeden z trzech pierwszych organizatorów brzeskiej Solidarności i równocześnie przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „S” przy FMR „Agromet”, gdy zaraz po pierwszej w nocy 13 grudnia 1981 r drzwi jego mieszkania razem z solidna futryną zostały z wielkim hukiem wyrwane łomami. Nie pomogły wcześniejsze rozpaczliwe krzyki Ireny – żony Cześka, która słysząc gwałtowne walenie i wywarzanie drzwi, przez otwarte okno wołała o pomoc. Była święcie przekonana, że jest to bandycki i rabunkowy napad. Do mieszkania wpadła grupa uzbrojonych mundurowych i pistoletami sterroryzowała całą rodzinę.

 Zupełnie zaskoczonego oraz stanowczo protestującego Cześka Wilanda wojenna grupa szturmowa zabrała w nieznane.

Jakże inna była reakcja sąsiadów z klatki schodowej i zakładowych bloków od reakcji zdesperowanych i bojowych rodzin górniczych, gdy w podobny sposób służba bezpieczeństwa i milicja aresztowały przewodniczącego Solidarności Kopalni „Wujek” Jana Ludwiczaka.

Czesiak te i inne przeżycia oraz istotne wydarzenia dzień po dniu dokładnie opisał w swoich więziennych notatkach, które udało mu się przemycić na „wolność”. A my do dziś mamy w pamięci głęboko wyryte obrazy. Przerażenie otoczenia, obezwładniający strach tak wielu sąsiadów i znajomych. Bojaźń, aby nie zbliżać się do tego skażonego terenu, – bo stoją podejrzane samochody a dom na pewno jest obserwowany i tylko czekają, aby aresztować kontaktujących się z rodziną Cześka. Jednak w tych trudnych godzinach i dniach a później miesiącach byli tacy, który nie walali się i natychmiast przyśpieszyli z pomocą oraz wsparciem dla internowanych, aresztowanych, zwolnionych z pracy i ich rodzin. Natychmiast wieczorem i w następnych dniach byłem z Adamem Wełeszczukiem u ks. prałata Kazimierza Makarskiego by wzajemnie poinformować się o aktualnej sytuacji oraz po odpowiednich zapewnieniach i najwyższej rangi gwarancjach, uzyskać stosowny i pomysłowo zaszyfrowanych glejt na pewny kontakt z Kurią wrocławską i opolską. Równolegle spotykaliśmy się z ks. prałatem Zbigniewem Bąkowskim, który przez wiele lat z przekonaniem dzielenie niósł dodatkowy ogromny ciężar związany z działalnością podziemnych struktur „Solidarności” Ziemi Brzeskiej. Od lutego 1982 r zaczęła napływać pomoc z zagranicy. Stosunkowo szybko transporty zaczęła wykorzystywać „konspira” do przekazywania informacji i listów, otrzymywania sprzętu poligraficznego czy części do nadajników radiowych. Cała ta wielka akcja nie byłaby, oczywiście, możliwa bez „parasola”, którym był Kościół a także bez pomieszczeń, które dawał do dyspozycji. Przedstawiając w poprzednich artykułach różne formy oporu społecznego zwracałam uwagę na to, że znaczna część manifestacji zaczynała się po wyjściu z kościołów. Można powiedzieć, że był to „typowy” sposób organizowania protestu ulicznego. W rezultacie niektóre kościoły – podobnie jak niektóre fabryki – stały się ”twierdzami „Solidarności”. Dla wielu ludzi równie ważnymi osobami jak przywódcy „konspiry” byli księża, tacy jak: Jerzy Popiełuszko, Henryk Jankowski (w Gdańsku), Mirosław Drzewiecki (we Wrocławiu), Wacław Lewkowicz (w Białymstoku), o. Stefan Miecznikowski (w Łodzi), Kazimierz Jancarz i Tadeusz Isakowicz-Zalewski (w Nowej Hucie) czy – znani jeszcze z działalności w okresie opozycji sprzed sierpnia 1980 – Leon Kantorski, Czesław Sadkowski lub Stanisław Małkowski. Msze za Ojczyznę, z okazji 3 Maja i 11 listopada czy zamawiane przez „Solidarność” odbywały się w setkach Kościołów wszystkich większych miast. Liczne Kościoły stały się również miejscami wyrażania patriotycznych uczuć a modlitwa stawała się, jedną z form protestu. W zmocnioną religijność stanu wojennego wpisywało się, wiele innych przejawów życia duchowego na przykład pielgrzymki jasnogórskie, które w dodatku zbiegały się z rocznicami wydarzeń z sierpnia 1980r. Jednym z elementów tego fenomenu było wejście do kościołów kultury świeckiej nie mającej bezpośredniego związku z religia, której twórcy i wykonawcy nie mieli po prostu innego miejsca, aby wyrazić właściwymi sobie środkami protest wobec rzeczywistości stanu wojennego.

 Po przełamaniu licznych oporów WRON-y prymas Glemp uzyskał zgodę na uzupełnienie istniejącej sieci kapelanów więziennych o opiekunów duchowych „internatów”, a poszczególni biskupi otrzymali zgodę „władz” na jednorazowe wizyty w ośrodkach dla internowanych. Do ośrodków tych, a także więzień zaczęła napływać pomoc charytatywna. Niektórzy kapelani pełnili – tym razem zupełnie nieoficjalnie, a nawet nielegalnie – funkcję łączników między uwięzionymi a światem zewnętrznym  dostarczali gazetki podziemne, przekazywali opinie i informacje na różne bieżące tematy, wynosili grypsy czy nawet większe teksty.

c.d.n.

 

Reklama