Chcę się zmierzyć

0
Reklama

Jak do tej pory, obserwowałem polityków, tych brzeskich i nie tylko. Robiłem wywiady, opisywałem ich poczynania (a może raczej kompletny brak tychże). Traktowałem ich jako swoistą, małą grupkę ludzi, którzy kierują się specyficznymi zasadami postępowania. Może nawet bardziej brakiem właśnie tych zasad, którymi zwykły człowiek w normalnym życiu się kieruje. Na przestrzeni lat obserwowałem zawirowania, jakie wśród tej dziwnej kasty następują. Rozbawiały mnie i często kpiłem z przetasowań, jakie wewnątrz tej gromadki występowały. Bo występowały dość często. Rzeczą charakterystyczną dla tychże polityków, czy jak kto woli – lokalnych politykierów, było nieustanne dążenie do zmiany. Przez cały czas coś musiało się dziać. Ktoś się z kimś pokłócił na śmierć i życie. Ktoś się na kogoś obraził. Ktoś strzelił focha. Ktoś z innymi ktosiami zawierał jakieś koalicje. Potem je jeszcze szybciej rozwalali. Normalka dla nich – można by powiedzieć. Jeszcze zabawniejsze było porównywanie tych tzw. „partyjnych”, czyli zrzeszonych w partiach politycznych (takich jak np. PSL, PO, PiS czy SLD), do ich odpowiedników na „górze”. We „warszawce”. Tam na przykład taki Kaczor pluł na peowców, a tu na dole razem ogniska robili. Tam eseldowcy grzmieli, że pisowcy robią zamach na demokrację, a tu na „meczyk i browarka” się umawiali. Żeby się nie pogubić, należało ciągle ten światek obserwować. Rozmawiać z nimi. Spotykać się. Dyskutować… 😉
Nie powiem. Nawet to przyjemne było… A przynajmniej czasami. Jak wszystko w życiu – do czasu, kiedy za lokalną politykę zaczęli się zabierać mali rozumkiem ludzie z przerośniętym ego i chorobliwymi ambicjami, podrasowanymi ogromną ilością kompleksów. Ktoś powie, że tacy zawsze byli w polityce. Pewnie, że byli. Nawet z niej żyli. Jednak nigdy nie zdołali być na tyle „wysoko”, żeby móc mieć wpływ na jej kształt. Jakoś do tej pory cała ta dziwna grupka ludzi potrafiła samooczyścić się z takich osobników. Niestety, pół roku temu stało się inaczej. Pewien polityczny nieudacznik przez dziwny splot różnych przypadkowych okoliczności, które miałem nieprzyjemność obserwować z bliska, został szefem największej partii. To znaczy szefem jej powiatowych struktur. Oczywiście, jego poglądy i poglądy ludzi, których na początek wokół siebie „skupił” (nie mam na razie lepszego słowa, ale też nieprzypadkowo o „kupowaniu” jest mowa), są diametralnie różne od tego, co ta partia – w sensie ogólnopolskim – przedstawia. W zasadzie oprócz logo, które za zgodą i pod protektoratem władz regionalnych przejął, nie ma nic wspólnego z partią matką.
Może ktoś powiedzieć: Czym tu się przejmować! Polityka to wielka ściema! Przyszli nowi, zabili starych! Po co rozdzierać szaty! Takie samo dno!
Stało się jednak inaczej. Sam w to nie wierzyłem. Dziś jeszcze nie opiszę szczegółów. Zostawię sobie to na potem. Powiem tylko, że takiego ciągu, takiego parcia do koryta za cenę wszystkiego, bez żadnych zasad, niszcząc po drodze wszystkich, którzy mieli inne zdanie, dotychczas nie spotkałem. Nawet ja sam, na własnej skórze doświadczyłem tego w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Licząc na zastraszenie mojej skromnej osoby, nowo mianowany wódz struktur powiatowych w ciągu tego czasu posunął się do rzeczy, o których w normalnej prywatnej rozmowie nie można byłoby  mówić bez używania inwektyw. Nie widząc żadnego efektu, nie widząc żadnego strachu z mojej strony, wódz brnął dalej. Nie pomogły jego groźby i „wyjaśnienia”, że jak nie posłucham, to zderzę się z pociągiem – czyli z nim (na marginesie, moim zdanie, do niego bardziej pasuje określenie – drezyna), że wymaże mnie gumką i tym podobne. Wódz, mówiąc kolokwialnie, „przeginał pałę”. Aż w końcu to ja  powiedziałem: Dość! Trzeba raz na zawsze skończyć z chamstwem i prostactwem w polityce. Przynajmniej tej lokalnej. Tej, na którą można mieć jakiś wpływ. Pomyślałem, że najlepszą metodą będzie atak. Atak na takich samych prawach, jakie i on posiada. Tym atakiem będzie MOJE KANDYDOWANIE. Pewnie, że na początku na samą myśl o tym aż się wzdrygnąłem. Wchodzić w to szambo, z którego się śmieję i które często opisuję? Jeśli jednak chcę walczyć, muszę mieć równe prawa. Muszę mieć, tak jak on, możliwość chociażby sądów w trybie wyborczym, czyli 24-godzinnych. Wtedy mogę o wszystkim opowiedzieć i wtedy też sprawa nie będzie zamieciona pod dywan, nie będzie się ciągnąć w nieskończoność, aż wszyscy zapomną, o co tak naprawdę chodziło. Tak więc podjąłem wielce nieprzyjemną dla mnie decyzję. Kandyduję. Pojawił się problem. Skąd? Z jakiego ugrupowania. Naturalną rzeczą byłoby startować z listy PiS-u. Może Kaczora nie uważam, ale zawsze jakoś prawicowy bardziej byłem. Propozycję rzuciłem. Efekt taki sobie. Starosta, szef tej partii w naszym powiecie, najpierw nawet z pewną dozą sympatii zareagował, ale potem, kiedy dowiedział się, jaki mam pomysł na kampanię… ale o tym na razie cichosza.
Może będzie okazja później. Mam nadzieję, że nie jest to wynik jakiegoś strachu Starosty przed wodzem?  Ani efekt jakichś tajnych porozumień? Na razie czekam. Mam w zanadrzu jeszcze inne opcje. Szkoda, żeby skądinąd fajny Starosta okazał się kolejnym kupionym przez wodza.
Dobra. A teraz trochę o mojej kampanii. Tak ekspresowo. Za tydzień szerzej. Skoro kandyduję, powinienem się przedstawić. Poniżej, skoro były dyrektor więzienia może, ja też prezentuję swoje fotki wraz z hasłami. Może nie są mądrzejsze, ale na pewno nie są głupsze. Nawiasem mówiąc, trudniej wymyślić głupsze niż jego. Nie tylko hasła ma głupie. Obok na stronie, mogą Państwo zobaczyć, na co Urząd Marszałkowski Województwa Opolskiego wydaje kasę. Dziś pierwsza reklama. Oczywiście, on i jego piękny wąs na pierwszym planie. Tylko, dlaczego kilkanaście tysięcy złotych (ma być aż 7 wydań) publicznych pieniędzy będzie wydanych na promocję takich osobistości? Przecież idea szczytna. Pokazać należy, w co Unia Europejska zainwestowała kasę w naszym powiecie… ano właśnie, w co? A może, w kogo? Najgorsze, że pewnie bez swojej wiedzy. Dość jednak zanudzania. O tym i o innych sprawach za tydzień. Będę starał się przekazać parę ciekawych informacji o Krzysiu i innych. Trochę o Grzesiach, trochę o Jarkach, trochę o Andrzejach… no, i z niecierpliwością oczekuję propozycji i zgody jakiejś partii na mój start. Tym bardziej, że moim hasłem jest: NIE GŁOSUJCIE NA MNIE… bezmyślnie…

Reklama