Żarcie, a sprawa polska

0
barcickim.jpg
Reklama

Państwa arabskie ostatnimi czasy dostarczają pracowicie tematów do rzeczowych analiz światowym ekspertom, a dziennikarzom materiałów na pierwsze strony gazet.  Większość „gadających głów” mówi o demonstracjach, które mają na celu wprowadzenie demokratycznych procedur wyłaniania władzy. Według nich do wyjścia na ulice i wzniecenia rewolucji skłoniły mieszkańców państw arabskich przede wszystkim tęsknota za demokratyzacją życia publicznego i wstręt do dyktatorów. Rzeczywiście,  to bardzo wiarygodne powody. Po kilkudziesięciu latach niepodzielnych rządów tyranów nagle społeczeństwa dojrzały do demokracji i z upodobaniem ryzykując własne życie obalają dyktatorów. Naiwność typowa dla wszelkiej maści demagogów. Ludzi na ulicę wypędza zawsze bieda. Nie inaczej jest i tym razem. Ceny żywności w ostatnich miesiącach poszybowały w górę w niespotykanym od wielu dekad stopniu. Wzrost kosztów utrzymania, oględnie rzecz ujmując – chleba, zawsze najmocniej się odbija na najuboższych. To oni właśnie są siłą napędową wszelkich przewrotów.  Prawdziwe oblicze zmieniających arabski świat wydarzeń nie brzmi w mediach tak dobrze, jak głodne kawałki o „pragnieniu wolności i demokracji”. Doświadczenia z Iraku i Afganistanu każą nam wątpić w to, że po Mubaraku i Kadaffim  nastąpią rządy demokratyczne. Władza zapewne przejdzie tam w ręce religijnych oszołomów, którzy gniew mas będą starali się przekuć w nienawiść do Izraela i Zachodu.
       Podobnie zresztą traktuje się wydarzenia, często tragiczne, jakie miały miejsce u nas w czasach PRL. Wszystkie „zrywy niepodległościowe” w naszym kraju, może z wyjątkiem wydarzeń z 1968r., miały podłoże czysto socjalne. Niezadowolenie Polaków powodowały podwyżki urzędowych cen żywności, wówczas zwykle wędlin. I to właśnie była główna przyczyna strajków i demonstracji.  O tym dziś rzadko się wspomina, bo na planie pierwszym lepiej się prezentują postulaty polityczne.
       Głośno wyrażane niezadowolenie z pogarszających się warunków życia nie jest domeną społeczeństw rządzonych przez tyranów. Nie tak dawno mogliśmy obserwować demonstracje w Grecji, które były odpowiedzią na cięcia socjalne. W krajach o ugruntowanej demokracji niezadowolenie społeczne przekłada się zwykle na określone zachowania przy urnach wyborczych, a rozwiązania siłowe należą do rzadkości. Często w takich okolicznościach do władzy dochodzą populiści, którzy z łatwością przedstawiają recepty uzdrowienia sytuacji. Zwykle polegają one na wskazaniu „winnych” , wobec których należy wyciągnąć konsekwencje. Mieliśmy takie przypadki w naszej najnowszej historii – Andrzej Lepper czy partia prezesa Kaczyńskiego bazowały na niezadowoleniu społecznym i udawało się im zdobyć popularność właśnie dzięki prostym receptom.
       To, co jest przyczyną gwałtownych zajść w Libii, Egipcie i okolicach już dotyka, a dotknie jeszcze mocniej, cały świat. Kilka klęsk żywiołowych, które dotknęły największych światowych producentów żywności odbiło się drastycznym skokiem cen zbóż, niepokoje u producentów ropy naftowej spowodują zapewne wzrost cen tego surowca, a w konsekwencji będziemy mieć kolejny kryzys ekonomiczny.  U nas jest spokój – jesteśmy przecież „zieloną wyspą” , której minister rolnictwa publicznie twierdzi, że żywność w bieżącym roku nie podrożeje więcej niż o 5-10%.  Żeby nie podważać jego wiarygodności nie będę wspominał o jego ubiegłorocznych prognozach. Miejmy nadzieję, że obecne będą bardziej trafne, a krwawe zamieszki i wrzucanie na piedestał oszołomów oglądać będziemy wyłącznie w telewizyjnych relacjach z egzotycznych krajów.
Marcin Barcicki

Reklama