Oni – przegrali wojnę

0
Berlin_lipiec_2011_031_cmyk__22_.jpg
Reklama

Budujmy drugie Niemcy!
Stolicę Niemiec miałem okazję odwiedzać jeszcze za czasów byłej NRD lub jak kto woli – DDR. W okresie, gdy w latach osiemdziesiątych w polskich sklepach straszyły gołe półki, kilkakrotnie miałem okazję robić zakupy po wschodniej stronie Berlina oraz oglądać bogate wystawy w jego zachodniej części.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

To wspaniałe, rozległe i bogate w zieleń miasto od zawsze przyciągało turystów. Po kilku latach przerwy też postanowiłem odwiedzić nową stolicę zjednoczonego państwa. Przede wszystkim chciałem zobaczyć kilka zabytkowych oraz powszechnie znanych miejsc: Bramę Brandenburską, Reichstag, Unter den Linden, Alexander-Platz i sławną berlińską wieżę telewizyjną. Muszę przyznać, że to, co dzieje się u naszych zachodnich sąsiadów, to dla zwykłego mieszkańca Polski jest szokiem. Nie dość, że Niemcy są od nas dużo bogatsi, to w dodatku, większość tych samych produktów jest u nich w sklepach tańsza niż u nas w kraju. W tysiącach sympatycznych barów szybkiej obsługi można się dobrze najeść. Najlepsze są punkty ze świeżym kebabem, a u Chińczyków, za niecałe 5 euro, można wpakować w siebie tyle smacznego żarcia, ile kto tylko potrafi. Ale najbardziej zaskakujący dla nas jest pewien ład architektoniczny. Prawie na każdym kroku widać porządek, estetykę, konsekwencję, harmonię, dbałość, czystość i urodę ulic, domów, a także wszelkich budowli i konstrukcji. Tu nie spotka się budynków, w których, tak jak w Polsce, zgodnie z powiedzeniem – każdy wuj ma swój strój – co któreś okno różni się od pozostałych wielkością, wyglądem lub barwą. Nie ma w Berlinie natłoku reklamy, ani obiektów poobwieszanych szpetnymi ogłoszeniami lub banerami, jak choinka. Nawet bardzo stare budynki utrzymywane są w przyzwoitym technicznym stanie i nikogo swoim wyglądem nie straszą. Samo miasto nie jest żadnym cudem świata. Berlin nie posiada wspaniałych i super luksusowych hoteli, najwyższych, czy też najnowocześniejszych biurowców, ani z daleka szokujących swoim wyglądem budowli. W mieście jest sporo imponujących wielkością gmachów, wiele ciekawych konstrukcji, które doskonale komponują się z otoczeniem i nie wyróżniają spośród reszty budynków. Berlińczycy sprytnie i delikatnie połączyli tradycję z nowoczesnością, dbając przede wszystkim o funkcjonalność architektonicznych rozwiązań i wygodę mieszkańców. Ulice są przestronne, a chodniki dla pieszych szerokie. W czteromilionowym mieście prawie nie odczuwa się natłoku pojazdów, ani pieszych.
Jeżdżą jak ludzie!
W Berlinie już za 100 euro można na 1 tydzień wynająć spore dwupokojowe mieszkanko. Za połowę tej kwoty przez kilka dni nocowałem w starym, przedwojennym budynku w najgorszej z dzielnic, zamieszkałej przez tzw. kolorowych. Tak więc moimi sąsiadami byli Arabowie, Turcy, Murzyni, Cyganie, Polacy i Ukraińcy. Cała ta menażeria była nie tylko różnorodna etnicznie, ale przede wszystkim głośna, swobodna, niezbyt kulturalna i trochę uciążliwa. Jednak wszyscy sąsiedzi bywają w stosunku do siebie uprzejmi i niegroźni. W Berlinie jest ponad milion emigrantów, praktycznie z krajów całego świata. Pomimo tak znacznej odmienności kulturowej, rzeczywiście w tym mieście można czuć się bezpiecznie. Nawet w najbardziej oddalonych od centrum miasta uliczkach napotka się dobrze widoczne patrole policji. Samochody na drogach poruszają się bardzo płynnie, z prędkością, jaka określona jest na znakach drogowych. Napotkanie pojazdu pędzącego przez miasto z prędkością ponad 50km/godz. jest dość trudne. Wszędzie zdarzają się wyjątki, ale kierowca pędzący samochodem przez miasto, to – zazwyczaj Polak lub rzadziej – Niemiec idiota. Na ruchliwych skrzyżowaniach, pomiędzy autobusami i ciężarówkami, swobodnie i bezpiecznie poruszają się rowerzyści, w tym inwalidzi i dzieci. Nikt na nikogo nie trąbi i nikt nikogo od chamów nie wyzywa. Kolejnym szokiem dla Polaka może być komunikacja publiczna: nowoczesna, sprawna, szybka, punktualna i czysta. Gęsta sieć linii oraz zintegrowany system połączeń kolei miejskiej i metra, tzw. ban-ów (S-Bahn, U-Bahn), wraz z układem połączeń autobusowych i tramwajowych – natychmiast nam uzmysławia, że własne auto najlepiej jest zostawić w garażu lub na parkingu. Za niecałe 7 euro, na podstawie jednego biletu, przez cały dzień można się przemieszczać po mieście za pomocą wszelkich środków transportu. Na przystankach komunikacji miejskiej zainstalowane są tablice świetlne, informujące rzetelnie, za ile minut przyjedzie nasz autobus lub pociąg. Wszystko przemieszcza się punktualnie, jak w zegarku. Jednym słowem: jeździć – nie umierać!
 

 

Marek Popowski

Berlin_lipiec_2011_023_cmyk__22_.jpg

Berlin_lipiec_2011_043_cmyk__22_.jpg

Reklama