Trzeba mieć pasję

0
ignacy__1600x1200_.JPG
Reklama

O graniu w Brzegu, szantach i muzyce w polityce rozmawiamy z Ignacym Czekalskim – członkiem znanego brzeskiego zespołu  North-West Passage

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Jak to się stało, że wziął Pan udział w koncercie, który de facto był rozpoczęciem kampanii wyborczej dwóch kandydatów do parlamentu, startujących z naszego regionu
Ignacy Czekalski:
No, tak to prawda. Tak się stało. Ja z reguły nie piszę się do polityki. Darek Byczkowski jest moim bliskim kolegą. Znamy się już czterdzieści parę lat. Jesteśmy z jednego podwórka. Wcześniej graliśmy już parę razy na różnego typu imprezach. Poprosił mnie i się zgodziłem, tym bardziej, że był to fajny pomysł. Na koncercie tej polityki nie było za dużo… A poza tym to było dość ciekawe nowe doświadczenie.
Słowem – nic strasznego…
Ignacy Czekalski:
Dokładnie. Nic strasznego. W sumie sympatyczna impreza z fajną publicznością, która, jak mi się wydaje – bardzo dobrze się bawiła. Jak już mówiłem, tej polityki prawie tam nie było i właśnie przez to uważam, że warto było coś takiego popełnić.
Jest Pan znanym tu na lokalnym rynku muzykiem, z pewnym dorobkiem i bardzo dużym doświadczeniem. Jak to się zaczęło? Kiedy rozpoczęła się Pańska przygoda z muzyką, z koncertowaniem?
Ignacy Czekalski:
Zaczęło się to już bardzo dawno temu. To były czasy, kiedy na naszej krajowej scenie muzycznej pojawiły się takie zespoły jak Manam czy Perfekt. Wychowywałem się na muzyce Pink Floyd, Led Zeppelin czy Deep Purple. To wtedy dla nas, wówczas bardzo młodych ludzi, była to muzyka, która wręcz pobudzała do samodzielnego grania na gitarze i śpiewania. Wielu moich kolegów wtedy właśnie postanowiło coś samemu robić. A mnie tak zostało aż do dziś. Pierwszy zespół założyłem między  innymi z Mariuszem Grochowskim – dzisiaj dyrektorem BCM-u. Co ciekawe, ta polityka, nawiązując do poprzedniego pytania, wówczas się też na chwilę jakoś pojawiła. Wtedy nawet graliśmy dla „Solidarności”. Było to w 82 i 83 roku. To jednak były inne czasy i trudno je porównywać do obecnej sytuacji. Później już, jak to nazywam, było klezmerowskie granie po weselach, innych imprezach czy koncertach. A potem 20 lat pustki. Nie grałem nic kompletnie. Dopiero później, mój przyjaciel Sylwester „Jasiek” Pikor w pewien sposób zmobilizował do bardziej profesjonalnego grania. Dołączyłem wówczas, to był 2005 rok, do zespołu North-West Passage. Zainwestowałem w sprzęt muzyczny, o którym w latach osiemdziesiątych mogłem tylko pomarzyć. No, i trwa to granie do dziś. Jest to wspaniała grupa pasjonatów. Gramy dla przyjemności i jest to nasze prawdziwe hobby. Gramy przede wszystkim szanty i jak to określamy – „smenty” czyli poezję śpiewaną, albo piosenkę autorską. Na przykład utwory Starego Dobrego Małżeństwa czy Martyny Jakubowicz.
W repertuarze macie jednak własne utwory?
Ignacy Czekalski:
Tak, oczywiście. Jest tego trochę. Planujemy wydać płytę. Jednak skład zespołu ostatni trochę się zmieniał, więc pokrzyżowało nam to plany. Jedni przychodzą. Zaczynają grać i wydaje się im, że można na tym zarobić, że można z tego wyżyć. Kiedy okazuję się inaczej – odchodzą. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda się to w końcu. Cały czas nagrywamy nowy materiał. Właściwie jest prawie gotowy. Tak na marginesie, jeśli oczywiście mogę skorzystać z
okazji to potrzebujemy basisty, ponieważ Mateusz Dwornik gra z nami tylko gościnnie.
Czyli na takim graniu nie da się zarobić?
Ignacy Czekalski:
Z tego typu działalności muzycznej, na pewno nie. Oczywiście, można grać po imprezach czy weselach, ale nam nie o to chodzi. Robimy to z pasji i dla swojej, oraz mam nadzieję słuchaczy, przyjemności. Każdy z nas ma swoje obowiązki zawodowe i życie prywatne. Próbujemy to jakoś pogodzić i znajdować czas na koncerty czy próby. Czasami go jednak brakuje.
Obserwując frekwencję na Waszych koncertach, to jednak macie sporo tych fanów w Brzegu.
Ignacy Czekalski: Zgadza się. Myślę, że ta popularność szant wynika z istnienia aż dwóch klubów żeglarskich w naszym mieście. Poza tym ten rodzaj muzyki zawsze miał w naszym kraju stałą i dość pokaźną grupę sympatyków.
Łatwo w Brzegu grać muzykę? Być członkiem zespołu muzycznego?
Ignacy Czekalski:
Niestety, nie. Nie wiem, dlaczego ciężko w naszym Centrum Kultury doprosić się o jakąkolwiek salę do prób. To przecież podstawa. Nie tylko zresztą my mamy ten problem. Wiem, że inne zespoły też mają z tym kłopot. Musimy próbować gdzie indziej, a wydawałby się, że naturalnym powinno być udostępnianie takich sal w miejskim ośrodku kultury. Oczywiście, drugim największym problemem jest czas. Mamy swoje obowiązki zawodowe i prywatne. Nam udaje się co poniedziałek robić próby. Do tego dochodzą koncerty. Tak więc tego czasu ciągle brakuje. Generalnie trzeba mieć wielką cierpliwość, pokorę i chęć realizowania swojej pasji, aby grać w zespole. Nam się to, jak na razie, udaje. Myślę, że to w dużej mierze zasługa naszego lidera – Sylwestra „Jasia” Pikora, który jest kimś takim „pchającym” nasz zespół do przodu.
Proszę jeszcze na koniec powiedzieć parę słów o sobie i zdradzić nam swoje największe muzyczne marzenie.
Ignacy Czekalski:
Zawodowo zajmuję się konserwacją sprzętu przeciwpożarowego. Prowadzę własną działalność. Mam wspaniałą żonę Mariolę i dwójkę dzieci. Żona, jak na razie, nie narzeka na moje granie. Pozwala mi na moje hobby, za co oczywiście jestem jej ogromnie wdzięczny. No, i słucha naszej muzyki. Jeśli chodzi o moje marzenie, to chciałbym wraz z zespołem pojechać na duży festiwal szantowy. I tam pokazać naszą muzykę. Mam nadzieję że kiedy nagramy płytę, to nam się uda
Czego, oczywiście, życzę i dziękuję za rozmowę

 

Na zdjęciu: Zespół North-West Passage. Od lewej: Magda Jadczyk – skrzypce, instrumenty klawiszowe śpiew, Jagoda Jadczyk – flet poprzeczny, śpiew;Ignacy Czekalski – gitary, śpiew; Zdzisław Rabenda – akordeon; Mateusz Dwornik – gitara basowa (gościnnie); Jasiek Pikor – gitara, śpiew; Krzysztof Leroch – perkusja

Reklama