Deratyzacja

0
barcickim.jpg
Reklama

Szczury to gryzonie niezwykle niebezpieczne. Stanowią istotne zagrożenie dla zdrowia – żerujące na nich pchły roznoszą dżumę i inne zaraźliwe choroby, niszczą zapasy żywności i zbiory rolne, są przy tym niezwykle inteligentne i zdolne do błyskawicznego rozmnażania. Gdyby człowiek nie zwalczał ich w miarę skutecznie, to mogłyby zagrozić naszej populacji. Do obowiązków właścicieli i zarządców budynków należy przeprowadzanie deratyzacji, czyli trucia tych szkodliwych gryzoni oraz utrudniania im życia poprzez utrzymywanie należytego porządku. Nie powinno się pozostawiać bez odpowiedniego zabezpieczenia niczego, co może stanowić dla szczurów pożywienie oraz uszczelniać wszystkie szczeliny, dzięki którym te gryzonie mogłyby dostać się do ludzkich siedzib. Zwykle służby miejskie egzekwują na odpowiedzialnych podmiotach dostosowanie się do tego obowiązku. Bywa jednak, że dochodzi do rażących zaniedbań w tym względzie. Dzieje się tak prawie co roku w naszej stolicy, w której późną jesienią szczury nie tylko nie są tępione, jak w pozostałych regionach Polski, ale wręcz   korzystają z publicznej ochrony. Wyłażą ze swoich nor, łączą się z grupami szczurów przyjezdnych i paradują po głównych ulicach Warszawy. Co więcej, są chronione przed próbami ich unieszkodliwienia przez zaniepokojonych sytuacją mieszkańców stolicy kordonem złożonym z uzbrojonych policjantów i strażników miejskich. Sytuacja powtarza się od lat tego samego dnia – 11 listopada.
       Nie mam na myśli tutaj, rzecz jasna, znanych nam wszystkim  szczurów pospolitych, ale ich szczególnie niebezpieczną odmianę – szczury brunatne. Zagrożenie, jakie one stanowią bywa często bagatelizowane mimo tragicznych doświadczeń z poprzedniego wieku, kiedy to owe szkodniki  nie niepokojone przez ówczesną cywilizację rozmnożyły się i rozpanoszyły w Europie do tego stopnia, że w wyniku ich ekspansji zginęło wiele milionów ludzi, a jeden z najliczniej występujących na naszym kontynencie narodów niemal doszczętnie nie został wytępiony. Po okresie nędzy wywołanej przez pierwszą ze światowych wojen oraz światowy kryzys z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych szczury brunatne objęły rządy w kilku krajach europejskich i przyszło im do głowy zawładnąć całym światem. Przez kilka lat cały wysiłek cywilizowanego świata został skupiony na zwalczaniu tej plagi. Całe szczęście wówczas się udało i wydawać by się mogło, że po takich doświadczeniach już nigdy nikt nie dopuści do kolejnej inwazji brunatnej zarazy. Zwierzęta te, niestety, nadal sporadycznie występują w wielu krajach, a u nas, w samej stolicy urządzają sobie parady w dniu Święta Niepodległości. Co zaskakujące, udaje im się to robić legalnie i to w mieście rządzonym od lat przez prominentną działaczkę partii, która popularność zdobywa w ten sposób, że wmawia ludziom, że jest alternatywą dla szczurzego stronnictwa.
       W tym roku również brunatne szczury próbują zorganizować swoją paradę i zyskać sympatię tłumów głosząc hasła rasistowskie i ksenofobiczne. Hordy szczurzej braci spod znaku ONR, NOP i innych brunatnych w treści i formie szczurzych organizacji chcą ściągnąć do Warszawy 11 tysięcy swoich wyznawców. Do poparcia swojej akcji zaprosili ludzi cieszących się sporym autorytetem. Bywało, że ci zwabieni patriotycznymi hasłami publicznie głosili swoje poparcie dla brunatnego „Marszu Niepodległości”. Kiedy jednak zdają sobie sprawę, z kim mają do czynienia swoje poparcie dla popularyzującej szczurzą dominację nad światem akcji wycofują. Tak zrobił ostatnio generał Petelicki. Wkrótce zapewne dołączą do niego inni. Obowiązkiem władz kraju, stolicy i wszystkich ludzi, którzy zdają sobie sprawę z zagrożenia brunatną zarazą jest zablokowanie ich parady i skuteczne wytępienie groźnych dla ludzkości szczurów brunatnych.
Marcin Barcicki

Reklama