„Syberiada polska” z brzeskim akcentem

0
1.jpg
Reklama

 Już wkrótce na ekrany kin wejdzie kolejny film Janusza Zaorskiego pt. „Syberiada polska”. Obraz, określany jednym z największych produkcji ostatnich lat, opowiada przejmującą historię Polaków deportowanych w latach 40. na Syberię.

„Syberiada polska” przedstawia losy Jana Doliny, który po wkroczeniu Armii Czerwonej, zostaje wraz z żoną i dziećmi wywieziony na Syberię, gdzie zmuszony jest stawić czoło NKWD, nieludzkim warunkom sowieckiego łagru i bezlitosnym siłom natury.
Reżyser filmu, znany jest choćby z takich dzieł, jak „Matka Królów”, za którą otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia MFF w Berlinie, czy „Jezioro Bodeńskie” nagrodzone Grand Prix MFF w Locarno. Tym razem Zaorski zaprosił do współpracy gwiazdy polskiego kina, m.in. Adama Woronowicza, Jana Peszka, Sonię Bohosiewicz, Urszulę Grabowską i Natalię Rybicką. Ponadto w „Syberiadzie polskiej” wystąpili aktorzy ukraińscy: Igor Gniezdilow, Andrii Zhurba i Valeria Guliaewa. Autorem dekoracji jest wybitny scenograf Janusz Sosnowski, który w skali 1:1 zrekonstruował syberyjski obóz Kalucze. Muzykę do filmu skomponował Krzesimir Dębski.
Realizacja filmu zajęła 48 dni zdjęciowych, rozciągniętych na cztery pory roku, pomiędzy styczniem 2010 a lipcem 2011. Ekipa liczyła 100 filmowców, choć zdarzało się, że na planie pracowało 250 osób. Większość zdjęć nakręcono w Polsce: na zalewie w Bielinku koło Cedyni, w Sanoku, Chabówce, lasach pod Nowym Targiem, Sierpcu, Drewnicy i okolicach Celestynowa.
Najważniejsze sceny plenerowe zostały wykonane na Syberii (między innymi w zabytkowym, drewnianym kwartale Krasnojarska, na zamarzniętym Biriusinskim Zaliwie na Jeniseju i w starej syberyjskiej wsi Barabanow). Była to pierwsza w dziejach polskiej produkcji filmowej praca ekipy filmu fabularnego na Syberii.
Na planie „Syberiady polskiej” obecny był brzeżanin Wiesław Iwasyszyn (pierwszy polski beatboxer, znany choćby z programu „Must be the music”), który odegrał jedną z epizodycznych ról.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Krystian Ławreniuk: Jak to się stało, że beatboxer trafił na plan filmu Janusza Zaorskiego? Znamy się już troszkę czasu i nie przypominam sobie abyś aspirował do bycia aktorem.
Wiesław Iwasyszyn: To był właściwie przypadek. Po koncercie w Jarocinie, w 2009 roku, podszedł do mnie Andrzej Wolf, operator filmowo-telewizyjny, którego w branży nazywają guru kamerzystów. Widzieliśmy się pierwszy raz na oczy, a on ni stąd, ni zowąd zapytał, czy nie miałbym ochoty zagrać w filmie Janusza Zaorskiego. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie. Wymieniliśmy się numerami telefonów i wróciłem do Brzegu. W sumie, to nie do końca wierzyłem, że ktoś się odezwie, ale końcem sierpnia zadzwonił telefon z informacją, że wkrótce zaczynają się zdjęcia w Cedyni.

W jaką postać wcielasz się w „Syberiadzie polskiej”?
Wiesław Iwasyszyn:
Gram jednego z przesiedleńców. ”Syberiada polska” to naprawdę niesamowita opowieść. Niesamowita, ale jak najbardziej prawdziwa. Film opowiada o grupie polskich zesłańców, którzy muszą przetrwać w rosyjskim obozie pracy – to właśnie w nim rozgrywa się najbardziej poruszająca część „Syberiady”. Głównymi bohaterami są członkowie rodziny Dolinów. Moja postać, podobnie jak wiele innych, stanowi tło tej historii.

Część zdjęć do filmu powstała na Syberii. Byłeś tam z ekipą Zaorskiego. Opowiedz, jakie ta wyprawa zrobiła na tobie wrażenie.
Wiesław Iwasyszyn:
Oczywiście było to ogromne przeżycie i wspaniała przygoda. Podróż na była bardzo ciężka. Najpierw lecieliśmy do Moskwy, następnie dalej, w stronę Syberii. Wyjście z samolotu, po wielu godzinach spędzonych w cieple i wygodach, było bardzo dużym szokiem. Wystarczy chyba, jeśli powiem, że przez tych kilka dni, które spędziliśmy w tym miejscu, na termometrze nierzadko można było odczytać temperaturę niższą niż – 50 stopni Celsjusza. Na szczęście trafiliśmy na okres bezwietrzny. Dzięki temu te potworne zimno nie było aż tak odczuwalne. Cała ekipa dostała solidnie w kość. Sprzęt też boleśnie odczuł te ekstremalne warunki. Byliśmy oczywiście bardzo ciepło ubrani i przygotowani na to co nas czeka, ale i tak odchorowałem swoje po powrocie do Polski. Hotel, do którego trafiliśmy też pozostawiał wiele do życzenia. Niby cztery, czy nawet pięć gwiazdek, więc zanim do niego dotarliśmy spodziewaliśmy się, że będzie, jeśli nie luksusowy, to przynajmniej przyzwoity. Nic bardziej mylnego. Toalety wspólne, zamarzająca woda… tragedia. A co do zdjęć, to naprawdę ciężko to opisać. Trzeba się znaleźć tam choćby na chwilę, aby zrozumieć w jak niegościnnym miejscu świata się znaleźliśmy. Gdy się stanie na chwilę gdzieś na tej śnieżnej pustyni, w tym nieziemskim mrozie i pomyśli się o historii, choćby o tej, którą opowiada „Syberiada”, to naprawdę daje to do myślenia.

Miałeś okazję pracować z profesjonalistami. Ekipa Zaorskiego to bardzo wysoka półka. Jak odnajduje się w tym wszystkim człowiek, który nigdy nie miał do czynienia z filmem?
Wiesław Iwasyszyn:
Na początku, jeszcze w Cedyni, była ogromna adrenalina i nie ukrywam, że też strach. Stałem gdzieś z boku i zastanawiałem się – jak to będzie. Nie jestem i nie byłem aktorem, a tu nagle taka produkcja, tylu fachowców, znane twarze. Co z tego, że mam epizodyczną rolę, to mnie w żaden sposób nie zwalnia z obowiązku wypełnienia swoich zadań w stu procentach. Reżyser ma swoją wizję i ona musi zostać zrealizowana dokładnie tak, jak ma być. Na szczęście byli przy nas specjaliści, którzy dokładnie wyjaśnili nam, jak należy postępować i jak się zachowywać. Instruował nas nawet sam Zaorski. Aby się przełamać trzeba najpierw wejść na plan, pochodzić trochę, oswoić się z tym wszystkim i wejść w tą rzeczywistość, którą dany film ukazuje. W każdym bowiem razie nie jest to łatwa praca. Niekiedy byliśmy po 18, nawet 19 godzin na nogach. Setki powtórek. Pamiętam scenę, gdy szliśmy po kamieniach, tuż obok uskoku – trzeba było bardzo uważać, a jednocześnie wykonywać swoje zadania.

Kiedy będziemy mogli to wszystko zobaczyć na ekranach kin?
Wiesław Iwasyszyn:
Już 22 lutego. Ja mam to szczęście, że zobaczę film nieco wcześniej, na pokazie przedpremierowym w Warszawie, z czego bardzo się cieszę.

Zobaczymy cię jeszcze na wielkim ekranie?
Wiesław Iwasyszyn:
Bardzo bym tego chciał. Kiedyś zarejestrowałem się w jednej z agencji, która werbuje aktorów, również tych niezawodowych. Niestety szukali raczej ludzi z okolic Warszawy. Powiedziano mi nawet, że załapałbym się na jakieś drobne role, ale niestety mieszkam za daleko, a to są szybkie akcje, nie ma czasu na zastanawianie się i podróżowanie przez pół Polski, aby dotrzeć na plan.

A są jakieś osoby ze świata filmu, z którymi szczególnie chciałbyś pracować?
Wiesław Iwasyszyn:
Oczywiście. Jeśli chodzi o reżyserów to przede wszystkim Andrzej Wajda. A aktorzy – Borys Szyc, Cezary Pazura i Bogusław Linda. Chociaż muszę przyznać, że na planie „Syberiady polskiej” też była wymarzona ekipa. Byli zarówno aktorzy polscy, ukraińscy, a także Rosjanie i Kazach. Całą gama świetnych artystów.

Bardzo dziękuję ci za rozmowę i pozostaje mi tylko życzyć ci, aby Andrzej Wajda zabrał się za zrobienie filmu z Szycem, Pazurą, Lindą i Iwasyszynem.

Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Wiesława Iwasyszyna

1.jpg

1.jpg

1.jpg

1.jpg

 

Reklama