I już… po krzyku!

0
Reklama

Trudny wybór
Kilku czytelników zarzuciło mi, że stchórzyłem, nie pisząc nic o naszych lokalnych kandydatach. Może tak. Ale cóż miałem napisać?

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Trudny wybór
Kilku czytelników zarzuciło mi, że stchórzyłem, nie pisząc nic o naszych lokalnych kandydatach. Może tak. Ale cóż miałem napisać? W tych wyborach nie dominowali konkretni ludzie lecz partie oraz abstrakcyjne, ogólne hasła. Osobiście poznałem tylko dwóch jegomości. Nie zamierzałem ich chwalić, ponieważ nie mogłem napisać nic złego o pozostałych, którzy byli dla mnie totalną zagadką. Zresztą, akurat Ci dwaj, lepiej żeby pozostali w Brzegu i na Opolszczyźnie. Tu u nas, także potrzebni są dobrzy fachowcy. Większość kandydatów zapowiadała, co też to nie zrobi dla naszej lokalnej społeczności, jak tylko dobierze się do parlamentu. Z jednej strony – to rozsądne, ale z drugiej – prawie nierealne. Niewielu posłom udało się załatwić cokolwiek dobrego dla swoich miasteczek, bo… nie taka jest ich rola. Przypomnę, że jak jeden taki odważył się wybudować u siebie na wsi peron, to od razu media go zaszczuły a polityczna konkurencja zgnoiła. W dodatku chłop do dzisiaj włóczy się po prokuraturach. Tak na marginesie: jeśli już odpowiadał mi jakiś kandydat z plakatu oraz jego program, to jego partia wychodziła mi bokiem, i odwrotnie. Sądzę, że nie byłem odosobniony w tego rodzaju wątpliwościach.

Cisza przedwyborcza
Obecna kampania wyborcza była nietypowa, ponieważ trwała krótko. Była za to pełna obiecanek, pomówień i oszczerstw. Większość dziennikarzy podsycała i tak już napiętą sytuację. Chamskie odzywki, słowne prowokacje, niesmaczne wypowiedzi i obelgi kontr-kandydatów były nam pokazywane po sto razy na dzień, przez media rządne taniej sensacji. Nie brakowało wyraźnej stronniczości niektórych żurnalistów. Na dziennikarsko-wyborczym parkiecie brylowały Monika POlejnik i Justyna POchanke. Nawet niektórzy POPiSowcy czuli wielki niesmak po ich „dziennikarskiej” pracy. Ale w ostatnią sobotę i niedzielę byliśmy świadkami niecodziennego zdarzenia – ciszy wyborczej. Okazało się, że niektóre, zwłaszcza komercyjne telewizje, nie wiedziały co pokazywać. Od wielu miesięcy ich programy, po raz pierwszy, były spokojne i pozbawione demagogii oraz nienawiści. Przez ostatnie dwa dni dowiedziałem się z mediów, że my Polacy jesteśmy sympatycznymi ludźmi, że mamy swoją godność, interesujemy się kulturą, a polityka nie jest naszym jedynym zajęciem. W mediach przypomniano o weekendzie za miastem, o zbieraniu grzybów w lesie oraz o kolejnym sukcesie policji w walce z przestępczością. Proponuję, aby w przyszłości cisza przedwyborcza rozpoczynała się, nie na 2 dni, ale na 2 miesiące przed wyborami.

Cisza po-wyborcza
Kiedy pisałem ten artykuł nie miałem zielonego pojęcia, kto był zwyciężył w zakończonych w niedzielę wyborach, a kto tam przegrał. Spróbuję Państwa-czytelników przekonać, że od kiedy należymy do Unii, nie ma to już tak dużego znaczenia, jak dawniej. Podobnie jak spora część rodaków poszedłem na wybory, ponieważ uważałem, że nieobecni nie decydują lub nie mają racji. Duża część wyborców głosowała z politycznego przekonania. Spora grupa, z nienawiści do konkurencji, czyli do politycznych przeciwników, co na to samo wychodzi. Sądzę, że jeśli nawet, mój cichy kandydat lub wybrana przeze mnie partia, odniesie wyborczy sukces, to i tak w kraju wiele się nie zmieni. Ani nie będzie – dużo lepiej, ani też – dużo gorzej. O naszym codziennym życiu i o naszej przyszłości nie zawsze, i nie do końca, decydują politycy, i Chwała Bogu! Nie przyjmujmy do siebie, jako jedyny pewnik i jedyną prawdę, że wszystkie nasze drobne kłopoty i życiowe niepowodzenia zależą od decyzji rządzących lub od krytyki opozycji. Podobne sugestie wciskają nam często, zwłaszcza, liderzy dużych sejmowych partii. Proponuję każdemu z nas skupić się na lokalnych problemach. Na własnych, rodzinnych, sąsiedzkich, przyjacielskich i codziennych sprawach. Wtedy życie okaże się o wiele bardziej przyjazne, a nawet dość atrakcyjne. Wybory minęły i nie zależnie od tego, kto zwyciężył, jutro… znowu trzeba będzie pójść do roboty.

Marek Popowski

 

Reklama