Mój Brzeg: Kościół św. Mikołaja – zniszczenia wojenne

0
Reklama

W ubiegłym roku minęło 600 lat, od kiedy to w 1417 r. poświęcony został kościół św. Mikołaja, który budowano przez długie lata od 1370 do 1417 r. Od tego momentu przez kolejne wieki kościół wzbogacał się o różne elementy wystroju, najpierw typowe dla kościoła katolickiego, a po 1517 kościoła protestanckiego. W związku z jubileuszem w cyklu artykułów prezentuję poszczególne elementy tego wyposażenia oraz ich losy. W tym numerze pragnę przedstawić zniszczenia i straty, które powstały w wyniku działań wojennych.


Zniszczony kościół, widok od strony północnej, 1947 r.

Niemiecka załoga twierdzy Brzeg poddała miasto, po zaciętych walkach, w wyznaczonym przez stronę radziecką terminie – 6 lutego 1945 r. Działania wojenne dokonały prawdziwego spustoszenia miasta. Ewangelicki kościół św. Mikołaja należał niestety do tych obiektów, które najbardziej ucierpiały w wyniku działań wojennych. Ostrzał artyleryjski i późniejszy pożar strawił prawie cały dach z drewnianą więźbą dachową. Dodatkowego zniszczenia dokonał wiosną 1945 r. pożar w zachodniej części kościoła, który spowodował bezpowrotne straty. Zachował się jedynie fragment dachu z resztką konstrukcji nad wschodnią częścią nawy, nad prezbiterium. Spadające elementy dachu zniszczyły prawie wszystkie przęsła ze sklepieniami gwiaździstymi, które runęły z wysokości blisko 30 metrów, niszcząc cały wystrój we wnętrzu nawy głównej. Ocalały jedynie sklepienia nad drugim od wschodu przęsłem, sklepienie nad wielobocznym zamknięciem absydy oraz nad empora organową. Spłonęły całkowicie neogotyckie hełmy obu wież z końca XIX w. Częściowo zostały uszkodzone także dachy nad nawami bocznymi, zwłaszcza nad nawą południową, gdzie zawaliły się także krzyżowe sklepienia trzech przęseł od wschodu. Zniszczeniu uległy praktycznie wszystkie okna nawy głównej, zarówno po stronie północnej jak i południowej, a spadające z dużej wysokości kamienne maswerki zamieniały się w stertę gruzu. Nieco lepiej zachowały się okna w nawach bocznych, w których zachowało się kilka oryginalnych maswerków. Stosunkowo dobrze zachowało się przeszklenie wielkich okien wschodniej apsydy, w których zachowały się nie tylko oryginalne maswerki, ale także pochodzące z końca XIX w. przeszklenia.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Największe straty spowodował jednak długotrwały pożar kościoła i spadające sklepienia nawy głównej. Niemal całkowitej zagładzie uległa ambona znajdująca się przy czwartym od zachodu filarze po stronie północnej, spłonęła drewniana dekoracja jej baldachimu, a z kamiennego korpusu ocalały jedynie fragmenty podpory z figurami aniołów i potłuczone elementy reliefów zdobiących kosz kazalnicy. Spadające elementy sklepień uszkodziły także chrzcielnicę, która została podzielona na dwie części na trzon i czaszę. Całkowicie spłonęła konstrukcja empory organowej i stojące na niej elementy dźwigające wcześniej dekorację snycersko-rzeźbiarską prospektu organowego Englera. Jak wyrzut sumienia pozostały w tym miejscu zakotwione w ścianach nawy środkowej dwa stalowe dźwigary, które od końca XIX w. stanowiły wzmocnienie całej konstrukcji barokowej empory organowej.

Spłonęły wszystkie renesansowe i barokowe empory, wypełniające do tej pory nawy południową i północną. Zagładzie uległy wszystkie bezcenne drewniane siedziska kolatorskie i stalle z obu naw i kaplicy św. św. Barbary i Katarzyny. Nie udało się uratować wielu epitafiów wykonanych z drewna, wśród nich największych i najbardziej dekoracyjnych m.in. epitafium burmistrza Schmidta, epitafium diakona Kartschera, epitafium Gebela. Bezpowrotnie uszkodzone zostały nawet kamienne epitafia, z których najbardziej ucierpiało epitafium burmistrza Andreasa Clementa na ścianie południowej zachodniego przęsła w kaplicy św. św. Barbary i Katarzyny. Jego destrukcja była tak wielka, że kiedy w 1958 r. przystąpiono do renowacji kościoła zdecydowano o jego całkowitym usunięciu z kościoła. Potłuczone zostało obramienie barokowego epitafium rodziny Springer z 1736 r. Nieznaczne szkody poniosło kenotafium marszałka Gesslera, ale jego dalsze losy nie są nam znane, a samo epitafium nie dotrwało do naszych czasów.

Zniszczony ołtarz główny, 1959 r.

Zaginęły też elementy ruchome wyposażenia kościoła. Wszystkie wiszące żyrandole i latarnie, których ze względu na działania wojenne nie udało się ewakuować ze świątyni. Nieznany jest do dzisiaj także los paramentów kościelnych wykonanych ze srebra i złota. Nie wiemy nic o losach kielichów, naczyń na wino. Być może jako szczególnie cenne zostały zabezpieczone i ewakuowane przez członków gminy ewangelickiej, ale do tej pory z pewnością ujawnione zostałoby ich obecne miejsce przechowywania. Bardziej prawdopodobne jest niestety, iż stały się one łupem wojennym radzieckich żołnierzy i dziś znajdują się w zbiorach w Rosji lub zostały przetopione.

Najbardziej fascynujący jest fakt, iż z całej tej pożogi wojennej ocalał największy element wyposażenia kościoła ołtarz główny z 1783 r. W 1946 r. wymontowano z niego obraz berlińskiego malarza Rödera i znajdującą się w niszy nad nim figurę Chrystusa Zmartwychwstałego, których obecne miejsce przechowywania jest niestety nieznane. Sam konstrukcja ołtarza została zabezpieczona drewnianym rusztowaniem i w takim stanie dotrwał on do 1963 r., kiedy to w związku z rozpoczętą odbudową kościoła, podjęto decyzję o jego rozbiórce. Tylko niektóre jego zachowane elementy zostały przekazane do zbiorów Muzeum Piastów Śląskich.

W całości zachował się wystrój Kaplicy Wszystkich Świętych, który pochodził z początku lat dwudziestych XX w. Ekspresjonistyczne malowidła szwajcarskiego artysty Utingera nie doznały większego uszczerbku. Wojewódzki Konserwator w Opolu zdecydował odważnie o ich zachowaniu, mimo iż sam wystrój Kaplicy Pamięci, jak ją wtedy nazywano, sławił żołnierzy pochodzących z tutejszej parafii, poległych w na frontach I wojny światowej. Same malowidła freskowe prezentowały niezwykłą klasę artystyczną, dlatego z tego zapewne powodu zdecydowano o ich zachowaniu. W trakcie prowadzonych w kościele prac remontowych skuto jednak tynki z malowidłami i okładziny marmurowe z nazwiskami poległych. Rozmontowano także masywne wykonane w stylu art deco obramienie wejścia do kaplicy i odtworzono ostrołukowe wejście w stylu gotyckim. Dziś trudno ustalić jest czyja to była decyzja.

Ambona, stan luty 1946 r.

Z bogatego wystroju kościoła św. Mikołaja jedynym uratowanym, wykonanym w drewnie dziełem był fragment epitafium burmistrza Melchiora Heusslera z 1622, które tuż przed działaniami wojennymi wisiało na trzecim filarze od wschodu po stronie północnej. Bardzo uszkodzone zostało przeniesione do muzeum, które mieściło się w skrzydle północnym zamku, w siedzibie dawnego Heimatmuseum. Zabezpieczanie ruchomych zabytków z kościoła odbywało się zupełnie spontanicznie. Zarówno powracający do miasta niemieccy mieszkańcy, jak i niektórzy nowi polscy osiedleńcy, szczególnie wrażliwi na niszczenie zabytkowej substancji, wywozili i wynosili z wnętrza świątyni potrzaskane elementy wystroju. W ten sposób uratowano kamienne reliefy kosza ambony, jedną figurę anioła z podpory,  kutą kratę z bramki kazalnicy. Na niewielkim dziecięcym wózku wywieziona została z kościoła czara chrzcielnicy. Wszystkie te detale trafiały do zamku, który wszyscy uważali wtedy za jedyne bezpieczne miejsce, gdzie te zabytki mogą przetrwać.

Najwięcej szczęścia miały jednak najcenniejsze elementy wystroju kościoła św. Mikołaja, które zostały zakwalifikowane przez ówczesnego konserwatora Dolnego Śląska Günthera Grundmana do ewakuacji do specjalnie przygotowanych tzw. Składnic Muzealnych. W ten sposób dekoracja rzeźbiarska brzeskiego prospektu organowego i piszczałki instrumentu Englera, w związku ze zbliżającym się do Brzegu frontem, zostały ewakuowane jesienią 1944 r. do składnicy ewakuacyjnej w klasztorze cystersów w Kamieńcu Ząbkowickim. Zanim to nastąpiło, najpierw siłami miejscowego garnizonu i straży pożarnej zostały ściągnięte na dolną emporę blisko trzymetrowe figury Dawida i Aarona oraz putta i dekoracja ornamentalna.

Romuald Nowak

Reklama