Po krótkim pobycie w winiarni Molla wracamy do felietonów z Kotliny Jeleniogórskiej. Ten region to obszar kryjący wiele ciekawych miejsc i tajemnic nie tylko z okresu II wojny światowej, ale – jak się okazuje – nawet z czasów prasłowiańskich.
W poprzednim felietonie o tajemnicach ukrytych w Sudetach wspominałem, że w lutym br. wspólnie z żoną przebywaliśmy jakiś czas w Cieplicach – dzielnicy Jeleniej Góry. Chcę dziś opowiedzieć o interesującym miejscu, z pięknymi widokami i historią, odkrytym przez ciekawość i przypadek. Na placu Piastowskim w Cieplicach stoi okazały pałac – rezydencja bardzo majętnej i wpływowej rodziny Schaffgotschów – w którym obecnie mieści się filia Uniwersytetu Wrocławskiego. Sporo posiadłości w okolicy należało do tej niezwykle bogatej familii. Posiadali dobra również w powiecie brzeskim. Pałac i posiadłość w Kopicach to także pośrednio własność Schaffgotschów.
Dowiedzieliśmy się, że do pałacu w Cieplicach codziennie była dostarczana woda o cudownych właściwościach ze źródełka znajdującego się kilkanaście kilometrów dalej, a dokładniej na zboczu góry Grabowiec. Podczas wojny w pałacu mieściły się tzw. Skrytki Grundmana. Jedna z nich zawierała zbiory skarbców: katedry wawelskiej, katedry warszawskiej, Wilanowa, Muzeum Narodowego w Krakowie i Czartoryskich.
W trakcie wycieczki po okolicznych pałacach (w promieniu kilkunastu kilometrów jest ich tam kilkanaście, w lepszym lub gorszym stanie, są też perełki, ale o tym innym razem), moja żona zaproponowała, odnalezienie wspomnianego źródełka, które znajduje się między Miłkowem, Sosnówką Górną i Karpaczem. Chwila skupienia przy mapie i jedziemy. W Osówce znajduje się dość ciekawa dziwna postkomunistyczna, surrealistyczna konstrukcja metalowo-szklana w kształcie okręgu. Podobno miała to być wspólna stołówka FWP. Po konsultacji z miejscowymi wybieraliśmy dość stromą, ale krótszą trasę (można tam prawie na miejsce dojechać również samochodem). Po chwili dostrzegliśmy białą kapliczkę, przy niej źródełko, a obok karczmę. Wszystko w miejscu, gdzie raczej można spodziewać się szałasu górskiego. Dowiedzieliśmy się, że powyżej znajduje się tzw. Patelnia – czakram – formacja skalna, na szczycie której znajduje się prawie płaska powierzchnia, gdzie można podziwiać panoramę zachodniego pasma Karkonoszy. Prawdopodobnie najpiękniejszy widok w Sudetach. Otóż miejsce to było otoczone kultem już w czasach neolitu, kiedy odprawiano tam prasłowiańskie obrzędy. Uważa się, że to najstarsze miejsce kultowe po polskiej stronie Karkonoszy. Góra czarownic i wiedźm. Dziś nazywa się to miejsce Patelnią, a źródło Dobrym Źródłem, Źródłem Miłości lub Świętym Źródłem. Źródło zostało nazwane tak przez księcia świdnicko-jaworskiego Bolka II, który tępił w XII stuleciu wszelkie przejawy pogańskich kultów w tej okolicy i ufundował kaplicę poświęconą św. Annie. Źródełko oraz kaplica stały się miejscem pielgrzymek i atrakcją turystyczną. Do dzisiejszego dnia trwa wiara w ich niezwykłą moc. W okresie międzywojennym popularność tego miejsca wzrosła tak dalece, że kuracjuszy wnoszono do źródełka na lektykach, a w okolicy funkcjonowało schronisko i karczma. Wiele młodych par brało w kaplicy śluby. Zwyczaj ten podobno powraca.
Wydaje się bardzo prawdopodobne, że miejsce było w kręgu zainteresowania okultystów z SS. Heinrich Himler Reichsführer-SS, człowiek owładnięty manią władzy i okultyzmu, bardzo lubił miejsca pogańskiego kultu. Nie wszystko w filmie o przygodach Indiany Jones’a jest bajką. Himler wysyłał ekspedycje w różne magiczne i mityczne miejsca w celu odnalezienia Świętego Graala czy Arki Przymierza. Miejsce, gdzie występuje najbardziej intensywne, energetyczne oddziaływanie ziemi, zaznaczono wbitym w skałę metalowym prętem. Ruszyliśmy w tym kierunku …
Nie było łatwo, oczywiście, pomyliliśmy drogę, ale za to, po kilkuset metrach, natrafiliśmy przy leśnej drodze na sztolnię. Zupełne zaskoczenie. Zawsze noszę w plecaku latarkę, więc nie namyślając się zbyt długo, ruszyłem do środka. Moja żona zachowała więcej zdrowego rozsądku i ze mną nie weszła. Przyznaję, że z wrażenia zapomniałem o żelaznej zasadzie eksploracji takich miejsc. Mianowicie o tym, że nie mogą wszyscy uczestnicy takiej wyprawy wchodzić w miejsca, którym grozi zawalenie lub odcięcie od świata. Na zewnątrz musi pozostać osoba asekurująca. Czasami wystarczy głośniej wypowiedziane słowo i ściany potrafią się zawalić. Podziemne budowle pochłonęły już wiele ofiar. Nie spodziewałem się jakichś pułapek czy min, gdyż sztolnia znajduje się przy drodze i było tam zapewne wiele osób przede mną. Korytarz wejściowy został obetonowany na długości kilku metrów, następnie przechodzi w wąskie o szerokości ok.1,5m wyrobisko. Z każdym krokiem dało się odnieść wrażenie, że korytarz się obniża i zamienia w jaskinię. W środku było bardzo zimno. Na suficie zauważyłem kilka nietoperzy. Po przejściu około 50 metrów moim oczom ukazało się pomieszczenie o wymiarach około 5 na 5 metrów. W posadzce wykonano betonowy zbiornik, basen o głębokości kilku metrów z metalową drabinką, na którego dnie znajduje się z kolei betonowa studnia oraz kilka rur. Cała sztolnia zrobiła na mnie spore wrażenie z uwagi na jej małe gabaryty oraz wątpliwego przeznaczenia zbiornik i studnię na końcu korytarza. Nie polecam dla osób z klaustrofobią, wskazany kask ochronny.
Poszperałem trochę w Internecie i okazuje się, że prawdopodobnie było to ujęcie wody dla pobliskiego prewentorium. Ta sztolnia również ma swoją tajemnicę. Otóż pod koniec wojny, przyjechał do pobliskiego nieistniejącego obecnie schroniska konwój esesmanów. Wyładowali z samochodu skrzynie i poszli w las. Do schroniska już nie wrócili. Być może ukryli je właśnie tam. Jak to mówią – najciemniej pod latarnią. „Ujęcie wody 50 metrów wewnątrz góry” – trochę dziwne, ale chyba możliwe. Swoją drogą, ciekawe, jak się odnajduje takie ujęcia wody? Może ktoś z czytelników wie?
Około 100 metrów dalej, na zboczu powyżej, zauważyliśmy kolejne konstrukcje. Jest to coś w rodzaju dwóch studni obmurowanych na zewnątrz cegłą, a środku metalowa drabinka. Kolejne ujęcie wody? A może jakaś skrytka Grundmana, o których pisałem w poprzednim felietonie? Oprócz osiemdziesięciu skrytek ujętych w zaszyfrowanej liście, jak twierdzi Joanna Lamparska („Tajemnice ukrytych skarbów”), profesor Grundman przygotował od daty zamknięcia listy tj. 21 czerwca 1944 roku jeszcze ponad sto takich skrytek. Część z nich odnaleziono. Z napisów na skrzyniach wynikało, że są to spóźnione transporty z głębi Rzeszy. Były to działania dość pospieszne i zapewne nieco chaotyczne, zwłaszcza, gdy gdzieś spoza horyzontu słychać dudnienie sowieckich dział. W 1981 roku, w przededniu stanu wojennego, miejsce to penetrowało wojsko pod kątem odnalezienia skrzyń z konwoju SS. Czy coś znaleźli? Zapewne nigdy się nie dowiemy …
Ps. Nie doszliśmy do tzw. Patelni i nie zobaczyliśmy najpiękniejszego widoku w Sudetach, gdyż zerwał się zimny, silny wiatr i musieliśmy się wycofać. Chyba moce tajemne nie były zadowolone, że ktoś niepokoi je we wnętrzu góry. Cóż … jest po co wrócić w to miejsce. Zapraszam czytelników w ten region. Może uda się Wam przeżyć jakąś małą lub dużą przygodę, może ktoś znajdzie swój skarb, a może szczęście. Według legendy, kto siedem razy obejdzie kaplicę św. Anny z „cudowną” wodą w ustach, spotka go szczęście w miłości.
Tomasz Potaczało