Niezwykle wzruszające jest zaangażowanie naszych elit w sprawie integracji Ukrainy z Europą. Mając takich orędowników słusznej sprawy i sojuszników ukraińska opozycja może spać spokojnie.
Na pewno społeczeństwo sąsiedniego kraju w całości co do jednego stawi się na Majdanie, by zażądać natychmiastowej i bezwarunkowej integracji albo chociaż podpisania umowy stowarzyszeniowej. Łza się w oku kręci, gdy widać polityka wielkiego formatu, który na zdjęciach sięga Kliczce do pasa i namawia do integracji ze zgniłą i zdemoralizowaną Europą, w której dopuszczalne są homoseksualne małżeństwa i aborcja oraz antykoncepcja, a kościoły tam zamienia się na skateparki. Myśli chłopina, że ciemnota na Wschodzie pojęcia nie ma, czym on się zajmuje na co dzień i co w Polsce wygaduje. Kolejny as naszej demokracji na twitterze natrząsa się z tego pierwszego i wytyka Ukraińcom korupcję. No kto, jak kto, ale min. Sikorski akurat ma prawo do tego, żeby naszym sąsiadom patologie wytykać. Co innego, gdyby jego koledzy z tego rządu byli zamieszani w największą aferę korupcyjną w historii III RP. Wtedy brzmiałoby to cokolwiek zabawnie. Nasz rząd powinien również wytłumaczyć Ukraińcom, na czym demokracja polega. A polega ona u nas na tym, że raz wybrany rząd robi co chce. Żadnego referendum w kontrowersyjnych sprawach polska demokracja nie przewiduje. Demokratyczne procedury polegają na sztuce pozyskania zaufania w kampanii wyborczej. Potem można je odwiesić na kołku, coby się nie zużyły.
Koledzy Sikorskiego z poprzedniego rządu, w którym zajmował się narodową obroną też są niemal święci. Ukraińcy wielu przydatnych rzeczy mogliby się od nich nauczyć. Chociażby tego, jak pozbyć się działaczy opozycji raz na zawsze i to tak, żeby akcja służb specjalnych zakończyła się niespodziewanym samobójstwem delikwenta. Ale o tym pewnie Kliczce wspominał osobiście sam Wielki Prezes.
Nasze etosowo-patosowe elity są niekwestionowanym liderem w wykorzystywaniu pieniędzy z Unii. Nieustannie się chwalą tym, ile to już oni nie wydali. Podobną dynamiką w rozrzutności mogła się onegdaj pochwalić jedynie Grecja. A ile przy tym możliwości do zrealizowania własnych i ukrytych osobistych pragnień rządzących, ich rodzin i przyjaciół. Janukowycz powinien sekrety tych operacji bezwzględnie poznać. To z całą pewnością do Unii go przekona.
Argumentem za integracją może być także bezkonkurencyjność polskiej gospodarki po dekadzie uczestnictwa w UE. Nasz przemysł zbrojeniowy na ten przykład jest tak bezkonkurencyjny, że obecny rząd woli kupić używane czołgi w Niemczech niż zamawiać je w polskich fabrykach. Bumar-Łabędy z Gliwic, który od 60 lat produkuje czołgi nie będzie miał już żadnych problemów ze sprzedażą swoich maszyn na światowych rynkach, gdy tylko w negocjacjach wspomni, że rodzimy minister obrony woli ściągać zużyty szmelc z zagranicy. Kupno zdezelowanych Leopardów stworzy mnóstwo miejsc pracy dla Polaków. Pod warunkiem, że do roboty będą dojeżdżać do Niemiec. Wytwórcy części zamiennych, ekipy serwisowe itd. z najsilniejszego państwa Unii już pewnie wysyłają zapotrzebowania na tanich fachowców z Polski do naszych PUP-ów. Wizja europejskiego zagłębia taniej siły roboczej powinna być dla Ukraińców co najmniej tak atrakcyjna, jak obecnie jest dla nas.
Podobno cała ukraińska awantura z Europą w tle sprowadza się do głupich 160 miliardów euro, których chciwa Unia braciom Słowianom dać nie chce. Czy warto narażać naszych niepowtarzalnych i wyjątkowych liderów zasłużonych w zwalczaniu komuny na niebezpieczeństwa związane z osobistym nawiedzaniem dzikich stepów i miast z pomnikami Bandery? Czyż oni nie są dla nas więcej warci? Powinniśmy te drobne środki z naszego skarbu wysupłać i nie będzie problemów. Ćwierć wieku wolnej, demokratycznej i wyposażonej w wolnorynkową i bezkonkurencyjną gospodarkę Polski na pewno zaowocowało ogromnymi rezerwami w naszym państwowym skarbie. Bozia każe się dzielić.
Marcin Barcicki