O szkodliwości wprowadzonych w czasach premiera Buzka reform mówi się ostatnio często i głośno. Nawet miłościwie nam panująca koalicja nie tylko słowem, ale i czynem za poprawianie błędów się bierze urządzając socjalistyczną nacjonalizację kasy zgromadzonych na kontach finansowych korporacji w ramach tzw. drugiego filaru emerytalnego.
O reformowaniu nie tak dawno reformowanej służby zdrowia też słychać. Ma ona polegać na skracaniu kolejek do lekarza. Rządzący bronią się jedynie przed odkręceniem buzkowej reformy administracji. Tu trzeba ich zrozumieć, bo dzięki tej reformie administracja publiczna rozrosła się przez ostatnie lata niczym kleszcz na psim grzbiecie. W administracji znaleźli swoje miejsce liczni wierni działacze platformiani i peeselowscy, więc zmiany wiążące się z odchudzeniem urzędów różnej maści odpadają.
Proponowany przez SLD powrót do podziału Polski na znów 49 województw z naszej perspektywy może się wydawać bez znaczenia, bo opolskiego Buzkowi zlikwidować się nie udało. Ale oczywiście znaczenie ma – po reformie koszty utrzymania administracji wzrosły o połowę. Płacimy za to również my. Jest w propozycji SLD coś jeszcze – likwidacja sztucznego tworu w postaci drugiego szczebla samorządu. Na sensowną odpowiedź na pytanie po co one powstały nie ma co liczyć nawet ze strony twórców reformy. Wiadomo, że odebrały część kompetencji gminom, ale o korzyściach z ich funkcjonowania raczej cisza.
W Brzegu najlepiej widać, o co chodziło w reformie administracyjnej, kiedy przypomnimy sobie, że jeszcze w dziewięćdziesiątych latach cała lokalna biurokracja samorządowa mieściła się w jednym budynku przy ul. Robotniczej. Dodać należy, że część pomieszczeń zajmowały służby podległe wojewodzie, a ostatnie piętro budynku „B” zajmowało Pulitowo. Dziś nieruchomości biurokratom przybyło, ale środków na jakąś pożyteczną działalność już nie. Większość obywateli naszego pięknego miasta i okolic pojęcia nie ma, czym powiat się zajmuje i dlaczego właśnie on. To wymarzony klimat do rozmywania odpowiedzialności za całokształt pracy twórczej radnych, starosty i urzędników.
Zlikwidowanie powiatów to nie tylko mniejsze koszty funkcjonowania biurokracji, ale także większe uprawnienia, kompetencje i odpowiedzialność dla gmin. Nie będzie możliwe już zrzucanie odpowiedzialności na kogoś innego. Wyborcom będzie łatwiej rozliczać, a radnym zdecydowanie przyjemniej pochwalić się osiągnięciami. Z tym właśnie brzescy radni mają poważny kłopot. Na internetowym facebooku powstał fanpage brzeskich radnych, na którym mieli się szczycić swoimi osiągnięciami w służbie społeczeństwu. Dowiedzieć się tam można dziś (21.01) wyłącznie o udanych interwencjach radnego Bartka Tyczyńskiego w sprawie przystanku, nawierzchni ulic w obrębie jednego ze skrzyżowań oraz chodnika przy ul. Dzierżonia. Inni radni na razie milczą z wrodzonej skromności. Aktywność radnego Tyczyńskiego przyczyniła się zapewne do tego, że od 9.01 do dziś fanpage polubiły 2 (słownie: dwie) osoby. Były ponoć trzy, ale Leszek Tomczuk swojego „lajka” odebrał za cenzurę w związku z „wywaleniem” wpisu, który on tam dokonał.
Klimat w naszym kraju mamy taki, że nie sprzyja ani podróżowaniu koleją, ani normalnemu funkcjonowaniu jakiegokolwiek szczebla władzy. Radni gminni są raczej bezradni i zamiast debatować nad tym, co zrobić w gminie należy muszą decydować, z czego zrezygnować, żeby budżetową dziurę załatać i mieć z czego dpołacać do zadań zlecanych przez rząd, za który władza centralna płacić w terminie i w pełnej wysokości nie chce. Okradanie samorządów przez PO i PSL nie jest zjawiskiem nowym, można się było już do tego przyzwyczaić. Nie jest też wystarczającym usprawiedliwieniem dla braku osiągnięć burmistrza i radnych, bo zawsze można stosownie do stopnia niegodziwości rządu zareagować. Jeżeli nie pomagają awantury, pozwy sądowe i inne środki konwencjonalne, to należałoby podać się do dymisji, argumentując swoją decyzję podobnie, jak ostatnio minister Bieńkowska opóźnienia na kolei – niesprzyjającym klimatem. Gdyby udało się do takiego kroku skłonić kolegów po fachu z sąsiednich i innych gmin, to rząd musiałby się ugiąć, a to przełożyłoby się na większą liczbę pozytywnie załatwionych spraw przez radnych różnych opcji.
Marcin Barcicki