Zanim utopisz pilarkę w konarze… !? – felieton Ryszarda Wojnowicza

0
Reklama

Od dłuższego już czasu jestem stałym sympatykiem i czytelnikiem „Panoramy”, toteż stosownie do moich nadwyżek czasowych, staram się śledzić społeczne życie i losy tego zacnego i interesującego tygodnika. W numerze 16/500 przykuł moją uwagę krótki artykuł o wycince drzew, będący odpowiedzią na pismo pana Marka w sprawie wycinki drzew w okolicach pomiędzy Głębockiem, a Michałowem. Nie ukrywam, że się we mnie zagotowało!!!

Temat znam nadto dobrze, ponieważ wspomniana w artykule droga leśna, to trasa naszych bardzo częstych eskapad rowerowych i pieszych włóczęg od Głębocka do koryta Nysy Kłodzkiej. Jesteśmy corocznymi świadkami rozkwitania jednego z najważniejszych geofitów rezerwatu, „kokoryczy”. A dzieje się to w pierwszy dzień wiosny, tuż po równonocy. Fenomen tego zjawiska polega na tym, że gdyby nawet zdarzyły się wcześniejsze ciepłe dni, kokorycz i tak konsekwentnie czeka, aż nastąpi owo zrównanie. No tak, ale jak na razie powodu mego zagotowania nie widać – najpewniej skonstatuje czytelnik. Więc spieszę wyjawić powód. To, co oglądamy od dłuższego już czasu w podgłębockim grądzie, woła o pomstę do nieba!!! Tutejsze zbiorowisko, między innymi, 120 letnich dębów, grabów, klonów i jesionów dopadł ogólnopolski trąd, zwany przeze mnie „szyszkologią” – o etymologię mniejsza. Wycina się co popadnie i gdzie popadnie. Wzdłuż drogi, co raz potworzyły się „polany” pełne gałęzi, składowiska kloców (efekt „planowej” troski leśników o drzewostan) i pozasychane, głębokie koleiny po kołach ciężkich pojazdów.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Nawet przydrożne drzewa padają łupem okrutnych pił. Wystarczy przejechać się drogami w dowolnych kierunkach, by stwierdzić straszne spustoszenie okolic rowów przydrożnych, pełne kikutów zasypanych trocinami lub porosłych już odrostami. Nie jestem uczonym w lesistej materii, niemniej pozwolę sobie przytoczyć kilka znamiennych danych, które unaocznią skalę problemu. 100-letni buk w ciągu godziny jest w stanie wyprodukować 1200 litrów tlenu. Według uczonych amerykańskich drzewo w czasie swego 50-letniego życia produkuje tlen o wartości ponad 30 tysięcy dolarów. 1 hektar lasu rocznie pochłania niemal 250 ton dwutlenku węgla i produkuje 10-krotnie więcej tlenu, niż taka sama powierzchnia użytków rolnych!

Ad rem! Mnie interesuje leśna zbrodnia, która dzieje się za przyczyną Nadleśnictwa na terenach między Głębockiem, a Michałowem. Ale niestety, nie jest ono osamotnione w tym dziele zniszczenia. Rozumiem znaczenie gospodarcze lasu, ba! – pamiętam, kiedy jako brzdąc z ojcem i gajowym pospołu, kluczyliśmy po lesie (były to obrzeża Borów Niemodlińskich) i leśnik wybierał i znaczył drzewa, które mogliśmy wyciąć. Przecież w PRL-u drewno też było wziętym materiałem budowlanym, a i do tego w o wiele większym stopniu służyło opałowi. A ile cięło się „na lewo” – kto to policzy? Ale lasy miały się dobrze, nie były tak okaleczone jak teraz. Kiedy zabliźnią się te rany? Drzewo ścina się w minutach, ale rośnie… trzeba pokoleń. Co komu te drzewa zawiniły? Kto je tak znienawidził? Masakra! Tną bezrefleksyjnie na potęgę.

Czytałem wypowiedź nadleśniczego w sprawie tej wycinki. Powiada, cytuję: „(…) odbywają się planowane prace związane z cięciami odnowieniowymi (proszę nie mylić z bestialską wycinką). W ramach tych cięć wycinamy drzewa, które osiągnęły wiek RĘBNY, zastępując je młodym pokoleniem.” – koniec cytatu! Szanowny panie! Jak wygląda ta odnowa pokazuję na zdjęciach (to ledwie kilka). Okazuje się ponadto, że biedaczyska nie są w stanie dożyć szczęśliwej emerytury. Nie jest to możliwe, bo panem życia lasu jest pan Leśniczy. Przejedzie się wspomnianą wcześniej drogą i zamachnie władczą, katowska ręką: „chłopaki, tniemy te! (tu zatoczy ręką krąg ogromny)” i za dni kilka powstaje kolejna przetrzebiona, zryta niemożebnie i dokumentnie wymieszana z błotem, łysina. Powiem więcej! Miejscami ten las wygląda znacznie gorzej, niźli moje wiekowe głowy owłosienie!? Jeszcze jedna złota myśl jest godna przytoczenia: cytuję „Jako leśnicy gospodarujemy w lasach… od kilku pokoleń chroniąc go, użytkując i odnawiając. Dzięki prowadzonej wielofunkcyjnej gospodarce leśnej flora i fauna tych lasów wzbogaciła się w nowe gatunki roślin i zwierząt…” – koniec cytatu. Mam dość ambiwalentny stosunek do tych wyznań. Nie jestem ja ani biologiem, ani żadnym fachowcem od leśnictwa. Przyroda, las, to moje miłości! Kocham przyrodę i dusza łka i serce mi się kraje na wszelkiego rodzaju przejawy wspomnianej „szyszkologii”.  Trudno mi ocenić te postępy w namnażaniu nowych roślin, czy też ubogaceniu ostępów leśnych w nowe zwierzaczki. Faktem jest, że po drodze mijam miejsca dawniejszych już wycinek, ale są to zbiorowiska różnego kalibru „samosiewek” – takie odnoszę wrażenie. Nadto jakoś dziwnie rzadko udaje mi się natrafić na jakąś nową myszkę nawet. Czasami przeleci i zakracze czarnowron, czasem jak cień między drzewami przemknie jastrząb, śmignie chyłkiem kos, no i zięby rozbrzmiewają radosnym chórem. Ten ptasi chór o tej porze jest wyjątkowo bogaty, ale czy w następnych latach będzie radować nas ta ptasia symfonii? I jestem pewien, że one się radują porą roku, zakładaniem rodzin, a na pewno nie leśnym cmentarzyskiem, które z góry mają okazję oglądać. O! Przepraszam! I jeszcze wczoraj natknąłem się na ślady sarnich kopytek.

Ponadto w swej gazetowej pisemnej odpowiedzi rozbroiła mnie (z pełnym uszanowaniem) opinia pana leśnika, który w składowiskach kloców rozpoznał jesiony i lipy. Hm! Muszę wyznać, że podczas tylu wędrowań po wcześniej wspomnianej drodze, nie dane mi było usłyszeć wzmożonego brzęczenia pszczół, ani odczuć charakterystycznego słodkiego zapachu kwiatu lipowego. A gdybym je spotkał, na pewno uwiecznił bym na zdjęciach! Ale pewnie co oko fachowca, to oko!

W każdym razie te wyrębowiska, to istny krajobraz po wielkiej burzy, armagedon w naturze! Nie dość, że pomordowane drzewa, to jeszcze cała biocenoza wokół zniszczona. Kto ten teren i kiedy wyrówna? Kiedy to się odnowi? I już zupełnie na koniec: sezon lęgowy i gniazdowania jest już prawie w pełni. Barbarzyństwem jest więc, panowie leśnicy, uniemożliwienie gniazdowania i rozrodu tym bożym śpiewakom! I strach pomyśleć, że ciąć te biedna drzewa zamierzacie do końca lipca 2021!?

Ryszard Wojnowicz

Reklama