Kolejki pod przedszkolami, to nie tylko efekt biurokracji

0
Reklama

Rodzice przedszkolaków stali dziś (1.09) ze swoimi pociechami pod placówkami w całej Polsce. Nie inaczej było w Brzegu, a wszystko za sprawą rzekomych formalności związanych z obostrzeniami sanitarnymi. Czy to oznacza, że po 1. września kolejki znikną, czy taki sposób pozostawiania dzieci w przedszkolach utrzyma się na dłużej?


Media obiegła dziś informacja, że pod przedszkolami w całym kraju pojawiły się kolejki związane z pozostawianiem dzieci w placówkach oświatowych. Jak tłumaczyli ogólnopolskim mediom, np. urzędnicy z Lublina, problem pojawił się w związku z koniecznością uzupełnienia dokumentacji przez rodziców. I rzeczywiście, częściowo jest to prawda, bo rodzice musieli podpisać np. zgodę na pomiar temperatury swoich pociech, jednak jak wytłumaczyć kolejki przy odbiorze dziecka z przedszkola, kiedy już ta formalność była za nami?

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

– Ja kompletnie nie rozumiem tej organizacji. Kiedyś każdy rodzić wchodził do szatni, pomagał przebrać się dziecku i wychodził. Teraz będziemy się tłoczyć w kolejkach na zewnątrz, albo małych korytarzykach wejściowych. Czy to spowoduje zachowanie tego dystansu społecznego? Kiedyś rodzice sami „odbijali” bezdotykowo kartę godzinową na urządzeniu i nie mieli z nikim kontaktu, a teraz robi to przedszkolanka, która odbiera karty od wszystkich rodziców, a więc tak naprawdę wszyscy mają kontakt ze wszystkimi. Gdzie w tym jest sens? – komentuje sposób odprowadzania i odbierania dzieci mieszkanka Brzegu.

Oczywiście, że na każdy argument zaskoczenia obecną sytuacją można znaleźć kontrargument, bo jeśli rodzice robili to dotychczas bezdotykowo, to mieszkanka Brzegu ma rację, że wcześniej było bezpieczniej, ale spora część rodziców wpisywała kod ręcznie, mogąc teoretycznie transmitować zakażenie. 

Trzeba jednak zaznaczyć, że ogólne wytyczne sanitarne ustalił GIS, a samorządy je definiują i następnie realizują. Pozostaje jednak kwestia prawidłowej interpretacji definicji „zalecenia” i „obowiązku”. Główny Inspektor Sanitarny np. zaleca (nie nakazuje), aby do grupy dzieci przyporządkowani byli, w miarę możliwości organizacyjnych, ci sami opiekunowie. I jeśli dany samorząd chce się tego kurczowo trzymać i przestrzegać, to oznaczałoby, że opiekunowie grupy „A” mogą odbierać i wydawać dzieci tylko z grupy „A”, a jeśli pod drzwi podejdzie rodzic z dzieckiem z grupy „B”, to opiekunowie z grupy „A” wycofują się z korytarza i do akcji wkraczają opiekunowie z grupy „B”. A co jeśli w tym samym czasie przyjdą rodzice z dziećmi z kilku różnych grup?

Zaczyna tworzyć się kolejka…







 

Reklama