Nowe obowiązki dla lekarzy rodzinnych to gwóźdź do trumny POZ

0
szczepionka
fot. archiwum
Reklama

Przychodnie będą się zamykać. Nowe obowiązki wynikające ze strategii walki z COVID-19 to gwóźdź do trumny dla podstawowej opieki zdrowotnej – oświadczyli lekarze Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia w związku z ogłoszoną przez Ministerstwo Zdrowia nową strategią walki z COVID-19.


„Na tę kadrę (lekarzy rodzinnych – PAP) nie nałoży się już nic. Nowe obowiązki, o których mówi NFZ i MZ, będą końcem podstawowej opieki zdrowotnej skrajnie niewydolnej z powodu braku lekarzy. Czy mroczna wizja zamykanych przychodni ma się wkrótce spełnić?” – pyta prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia Bożena Janicka, komentując strategię.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Lekarze PPOZ zaznaczyli, że zgodnie z nowym rozporządzeniem to właśnie na lekarzach rodzinnych ma spocząć obowiązek diagnozowania, kwalifikowania i oddzielania pacjentów z koronawirusem od innych. Wymienili dalej, że to lekarz rodzinny, na podstawie oceny objawów, będzie kierował na testy i decydował o dalszej ścieżce leczenia chorego. Do tego ma dojść nadzór nad kwarantanną i izolacją.

„Nałożenie odpowiedzialności epidemiologicznej na podstawową opiekę zdrowotną wzbudziło w naszym środowisku ogromne poruszenie i niepokoje” – stwierdziła prezes PPOZ.

Jednocześnie podkreśliła, że nikt nie konsultował z lekarzami takich zmian. „Postawiono nas pod ścianą, zupełnie nie uwzględniając sytuacji, w jakiej znalazło się POZ” – oświadczyła.

Dodała, że od wielu lat środowisko lekarzy „alarmuje o brakach kadrowych, o wiekowości lekarzy, resztkami sił pracujących emerytach i seniorach. O białych plamach zalewających coraz większe obszary kraju, czyli o kolejnych zamykanych przychodniach”.

„W najgorszej sytuacji jest Polska powiatowa, małe ośrodki, w których na jednego lekarza przypada kilka tysięcy pacjentów, a nawet cała populacja. Jak w obliczu tych wszystkich problemów mamy jeszcze walczyć z epidemią?” – postawiła pytanie prezes PPOZ.

Janicka stwierdziła też, że „paradoksalnie o katastrofalnej sytuacji kadrowej w POZ i pogarszającej się dostępności do lekarzy rodzinnych doskonale wiedzą zarówno Ministerstwo Zdrowia, jak i NFZ”.

„Świadczą o tym chociażby ostatnie kontrole i pisma zalecające zatrudnienie dodatkowych lekarzy, posiadających uprawnienia pozwalające na prowadzenie aktywnej listy pacjentów, albo lekarzy pracujących pod nadzorem. Chętnie byśmy to polecenie wykonali, ale jak? Lekarzy po prostu nie ma, a najstarsi (znajdujący się w grupie ryzyka) odchodzą w obawie przed zakażeniem” – oznajmiła Janicka.

Lekarze PPOZ podkreślili, że w trwającej pandemii – co pokazały ostatnie miesiące – podstawowa opieka zdrowotna stała się ostoją dla pacjentów przewlekle chorych, cierpiących na inne poważne schorzenia.

„Gwarantujemy im bezpieczeństwo i ciągłość leczenia, bez dodatkowych zagrożeń związanych z koronawirusem. Nie ma niepotrzebnego, ryzykownego grupowania. Nasi pacjenci czują się bezpieczni. Wiedzą, że mogą liczyć na naszą poradę, z której chętnie korzystają. Jesteśmy przekonani, że nowe obowiązki, zamiast pomóc w walce z COVID-19, jeszcze bardziej sparaliżują pracę POZ, do której dziennie w całej Polsce zgłasza się nawet 100 tysięcy pacjentów. Jak w obliczu nowych zadań, zapewnić im wszystkim właściwą opiekę?” – zapytała Janicka.

Ponadto lekarze PPOZ zaznaczyli, że w związku z brakiem możliwości sprostania nowym wytycznym niektórzy lekarze rozważają wypowiedzenie umów z NFZ.

„Nie możemy się zgodzić na robienie rzeczy niemożliwych i przejmowanie obowiązków od innych instytucji. To będzie gwoźdź do trumny POZ. Tylko papier przyjmie wszystko, my już nie” – ostrzegli.

(PAP)

Reklama