Skoro prezes w realu przeżywa koszmary, a ja zdążam do wieku castrowskiego, w jakim okresie rozwojowym mam ulokować młodych gwiazdorów PiS-u, panów: Adama Hoffmana i Mariusza Kamińskiego, którzy na 100 dni rządu Donalda Tuska odstawili show pod hasłem Matrix? Zaliczyli wtopkę z błędem ortograficznym (nocne wyworzenie) i obsadzeniem działaczy PO w roli Neo, Morfeusza i Trinity, a więc pozytywnych bohaterów Matrixa, co ze złymi i dzikimi wilkami nie ma nic wspólnego. Partyjni kabareciarze dali asumpt Julii Piterze do codziennego pysznienia się w telewizorze, że jako obdarzona tajemną mocą kapitan Trinity gra dobrą rolę w mocno zakręconym filmie.
Rozpocząłem naukowo i znowuż do pedagogiki rozwojowej wracam. Wpadka pisowskich wilczków pozwala stwierdzić, że są to dzieci nazbyt wcześnie zadające pytania i pochopnie udzielające odpowiedzi. Chłopcy zachowują się tak, jakby chcieli przechytrzyć uczonych pedagogów wskoczeniem w role dorosłych. A przecież demonstrują rodzaj zachowań przedwerbalnych, który nazywany jest gruchaniem, albo (jakie piękne słowo!) głużeniem. Głużenie leży na drugim biegunie emocjonalnym wobec płaczu i krzyku, towarzyszy bowiem stanom dodatniego samopoczucia. Polityczny Matrix działaczy PiS-u to przecież przykład wyjątkowo dobrego nastroju.
Że niewiele przesadzam zaświadcza przykład sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta Michała Kamińskiego, który z potem na czole dowodził, że jest albo małą, albo chudą dziewczynką. Myślę sobie, że nic tak nie kompromituje głowy państwa, jak ktoś przyboczny, niezdrowo wyglądający i bezustannie spocony, ktoś kto grucha niczym…, ech, dajmy już spokój dziewczynkom.
Pytam – kto nie nauczył pana prezydenta prawidłowej wymowy nazwiska osoby zaproszonej do pałacu, którą uhonorowano jakimś orderem? Czy kulturalni ludzie wpuszczający gościa do domu nie starają się dowiedzieć, jak ten ktoś się nazywa? Benhauer… Te wpadki językowe, te wtopki sytuacyjne – co to jest? Głużenie? Jeśli zadaję już pytania, nie mogę zapomnieć o najważniejszym: Czy podstarzały facet chełpiący się zerowym dorobkiem życiowym może być premierem kraju, w którym zamieszkuje 38 126 000 obywateli? Może ktoś taki zrozumieć rodziny, problemy z dziećmi, z żonami, ktoś kto dzieci nie ma, żony też? Ani komputera!
Na zakończenie historia osobista, odkurzona przez mojego brata, tym cenniejsza, że pozwoliła przypomnieć epizod z okresu, kiedy miałem zaledwie 5 lat. Starszy o dwa lata braciszek po raz pierwszy w życiu wrócił ze szkoły i zastał nas z kolegą Zbyszkiem przy zabawie blaszanymi traktorkami. Z pozycji nowo upieczonego ucznia stała się wówczas rzecz straszna. Został odegnany, bo jako już „dużemu” zabroniliśmy udziału w zabawie. Na marginesie: zabawkę dostałem na otarcie łez, że brat idzie do szkoły a ja muszę jeszcze czekać (bawić się, buuu…) długie dwa lata.
Jak może wyglądać polityka prowadzona przez braci pokazuje przypadek Kuby, gdzie „powiało nowym”. Wiem, że podaję przykład do Polski nieprzystający. Z jednego chociażby powodu. Bałtyckie plaże nijak mają się do wybrzeża wyspy z archipelagu Wielkich Antyli na Morzu Karaibskim. Trauma brata sprzed kilkudziesięciu lat nie oznacza, że nie nadaje się on na prezydenta. Przeciwnie, opowiadając o tym śmieje się i jest wyluzowany, a więc ma piękny walor: na nikogo się nie obraża. Problem zasadza się w czymś innym, czy ja z kolei udźwignąłbym rolę Raula Castro? Raczej nie, zwłaszcza, że w Polsce nie rosną palmy. Bo to, że niektórym palma odbija nie tworzy ciepłego klimatu.
Leszek Tomczuk
www.brzeg.com.pl
foto: Leszek Tomczuk