Wojna na Ukrainie to nie fikcja

5
Reklama
  1. Agresja

Najtragiczniejszy jest okres początkowy wojny, tak jak obecnie w Doniecku i Ługańsku. Odziały regularnego wojska w przebraniu i oddziały paramilitarne – atakują wioski oraz małe miejscowości, strzelając z daleka do ludzi, zwierząt i wszystkiego, co się porusza. To nie tylko polityka, ale także taktyka walki. Zaatakowani mieszkańcy w popłochu opuszczają swoje domy, pozostawiając w mieszkaniach i zagrodach dorobek całego życia. Ci, którzy nie zdążą się ukryć lub uciec – giną. Agresor po zajęciu miejscowości w pierwszej kolejności niszczy i pali budowle charakterystyczne dla regionu i lokalnej społeczności. Do fundamentów burzone są domy znanych działaczy, liderów partii oraz osób powszechnie uznanych za szanowane. Niszczone są zabytki, profanowane cmentarze, przewracane pomniki. Demolowane są zakłady pracy, lotniska, stadiony. Takie działania prowadzone są na całym okupowanym obszarze i mają na celu zniechęcenie ludności do pozostania lub do powrotu. Podczas barbarzyńskich ataków nie oszczędza się także ludzi. Na oczach mieszkańców, którym nie udało się ewakuować, rozstrzeliwani są potencjalni wrogowie: młodzi mężczyźni, aktywni obrońcy narodu i polityczni przeciwnicy. Publiczne wyroki dokonywane są tylko na pierwszym etapie czystek, gdy podczas natarcia jest chaos. Zbrodni dopuszczają się anonimowi członkowie oddziałów paramilitarnych. W przypadku gdy media odkryją i ujawnią takie przestępstwo – winę zrzuca się na przeciwną stronę. Po kilku głośnych egzekucjach zastraszona bezbronna ludność ulega panice i z łatwością daje sobą manipulować. Agresor zapędza ofiary do mieszkań, szkół, magazynów i stodół, które czasowo pełnią rolę zbiorowych aresztów. Przez kilka tygodni odbywa się selekcja osób pojmanych. Wyłapywanie i rozstrzeliwanie obrońców Ukrainy, dla celów propagandy, nazywa się walką z terrorystami. Więźniowie pozbawiani są kosztowności, tj. pieniędzy i biżuterii. Bez jedzenia i wody trzymani są w zamknięciu nawet po kilka dni. Niektórym z nich udaje się wykupić. Cena za uwolnienie lub bezpieczne podwiezienie do granicy wolnego kraju sięga nawet kilku tysięcy dolarów. Handel żywym towarem wymaga wielu pośredników, a każdy chce zarobić kilka stówek na tym haniebnym procederze. Jedni oprawcy docierają do uwięzionych rodzin, inni przeprowadzają przez granicę, jeszcze inni tylko udzielają gwarancji dla tych makabrycznych transakcji.  Ponieważ kraj nie jest bogaty – nie każdy ma z czego płacić i czym się wykupić. Ale skutki wojny dotykają także tych najsilniejszych. Giną pojedynczy żołnierze. Na wojnie jest wiele nieszczęśliwych wypadków, z dnia na dzień rośnie liczba wojskowych inwalidów. Przerażeni rodzice, za załatwienie dla syna odroczenia od służby w armii, płacą wpływowym funkcjonariuszom wojska i policji po kilka tysięcy dolarów. Nowobogaccy z dużych miast muszą dać kilka razy więcej, aby ich jedyny  nie trafił przypadkiem na front w okolice regionu objętego ciężkimi walkami, jak np. do Doniecka, czy Ługańska. Dzieci niezamożnej inteligencji są w gorszej sytuacji. W obawie o swoje życie zmuszone są do emigracji. W ostatnim półroczu swoje domostwa opuściły setki tysięcy osób, a dziesiątki tysięcy rodzin uciekło za granicę. W Polsce nieoficjalnie schroniło się kilka tysięcy Ukraińców. W ostatnich dniach rząd RP sprowadził do kraju kilkaset osób mających polskie pochodzenie. To ludzie zamieszkujący okolice terenów okupowanych lub okupacją zagrożonych.

  1. Okupacja

Po rozpoczęciu agresji wojsko posuwa się w głąb okupowanego terytorium, gdzie zajmuje kluczowe pozycje. Zaraz po nim przychodzą kolejni oprawcy. Ci uwalniają część z zatrzymanych ludzi, ale plądrują mieszkania, zabierają samochody, maszyny rzemieślnicze i ciągniki. Kradziony jest głównie sprzęt radiowy, dzieła sztuki oraz drobne kosztowności. Kordony ciężarówek, na zasadzie wahadła, co parę dni wywożą zrabowany majątek w nieznanym kierunku. Z setek likwidowanych aresztów tworzone są prowizoryczne obozy. Mafiozi w wojskowych mundurach, udając poszukiwaczy szpiegów, wybierają spośród uwięzionych osób te najzamożniejsze. Tworzone są listy bogatych mieszkańców osiedli i bloków. Z nieprzypadkowych ofiar, groźbą i siłą, wymusza się pieniądze lub ukryty w pośpiechu majątek. Takie akcje prowadzone są masowo. Na rogatkach miasta i na dalekiej prowincji ludzie pędzeni są z obozu do obozu, a w każdym z nich muszą się wykupywać. Część kobiet i mężczyzn ukrywa złoto i pieniądze w intymnych częściach ciała. Niektórzy zaszywają pojedyncze banknoty w fałdach skóry na brzuchu lub na udach. Mieć pieniądze – znaczy przeżyć. Okolica nadal jest niebezpieczna i bandytom często puszczają nerwy. Ci, którzy nie wytrzymują stresów nadużywają alkoholu. Zaczyna się maltretowanie starców, torturowani są mężczyźni, gwałcone są młode kobiety. W tym piekle intruzi tworzą coś w rodzaju lokalnej władzy, na której czele najczęściej staje jakiś okoliczny opryszek lub znany w okolicy przestępca. Wśród okupacyjnych oddziałów częste są przypadki walki pomiędzy sobą o wpływy i majątek. Zwaśnieni watażkowie organizują prowokacje zbrojne i zasadzki. Gdy ucicha artyleria, w chwilach krótkiego spokoju, po drogach poruszają się nieoznakowane pojazdy. Zdezelowane wehikuły pełne są z uzbrojonych po zęby mężczyzn. Pustymi ulicami pojedynczo przemykają odkryte ciężarówki, zapełnione bandą rozjuszonych gangsterów. Ci ubrani są w wojskowe spodnie, mają na sobie kolorowe bluzy, chusty na głowie i ciemne okulary zakrywające część twarzy. To bojówki ekstremistów, wykorzystywane przez okupanta do siania grozy. Połowa bandytów jest zazwyczaj pijana. Strzelaniem na wiwat sieją popłoch nawet wśród zawodowych żołnierzy. W weekendy można napotkać inne samochody. To wypasione bryki z tablicami odległych miejscowości. Młodzi, krótko ostrzyżeni mężczyźni z kolczykami w uchu, przyjechali wraz z kolegami na swego rodzaju piknik i safari. Zamiast koszyków z jedzeniem wyjmują z bagażnika długą broń z celownikiem optycznym i usadawiając się na wzniesieniach, strzelają do zamieszkałej ludności cywilnej jak do kaczek. Okupant nie pochwala takich zachowań, ale niewiele robi, aby pozbyć się tych niedzielnych intruzów. Za dnia giną dziesiątki niewinnych ludzi, a nocą, zazwyczaj na polecenie lokalnych kacyków i samozwańczej milicji, porywani są oportuniści oraz krytycy nowej władzy. Ludzie znikają ze swoich domów i o wielu już nikt nigdy się nie dowie.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

 

  1. Tzw. wyzwolenie

Sytuacja militarna w danym regionie po pewnym czasie staje się w miarę stabilna. Mieszkańcy, którym nie udało się uciec – przyzwyczajają się do okupanta i jego aktów przemocy. Szybko formuje się solidna linia frontu, której ze strachu nikt nie kwestionuje. Walki, głównie ostrzał artyleryjski, prowadzone są tylko w kilku zapalnych punktach, nie zawsze najważniejszych strategicznie. Gdy zapanuje względny spokój, władze reżimu wysyłają w teren swojego zarządcę, którego zadaniem jest budowanie na wyzwolonym obszarze lokalnej administracji i posterunków policji. Nowi „przybysze” oraz miejscowe rzezimieszki zasiedlają najlepsze mieszkania i domy, porzucone przez uchodźców. Bezprawnie przejmują sklepy, warsztaty i całe gospodarstwa. Dla bezpieczeństwa zaprowadzany jest stan wojenny i godzina policyjna. Zjawiają się pierwsi osadnicy. Zazwyczaj są to okoliczni chuligani, poszukiwani niegdyś przestępcy, złodzieje i handlarze zrabowanym towarem. Kradną i wywożą wgłąb kraju wyposażenie domów, meble, drobny sprzęt, urządzenia, maszyny rolnicze, surowce, drewno na opał i zmagazynowane płody rolne. Teraz w aresztach znajdują się już tylko pojedyncze osoby i za niewielką opłatą są uwalniane. Małe, prywatne, ukryte areszty i oboziki istnieją tylko w terenie. To w nich, w nieludzkich warunkach, przetrzymywane i maltretowane są pojedyncze osoby lub rodziny przeznaczone do wykupu przez znajomych i bliskich. Opłaty są zróżnicowane. Sięgają kilku tysięcy dolarów. W cenie są także ciała zabitych członków rodzin. Za porzucone w rejonie walk rozkładające się zwłoki, które rodzina chce godnie pochować, trzeba zapłacić kilka zielonych banknotów. Handel trupami trwa bez przerwy i linia frontu nie jest dla niego przeszkodą. Te okropieństwa wojny sprawiają, że nawet niektórzy ochotnicy mają już dość tej bezmyślnej przemocy. Coraz częściej u wszystkich ludzi pojawia się strach przed śmiercią. Tysiącom młodych Rosjan marzy się wyjazd (ucieczka) w głąb kraju lub za granicę. Teraz sami, na własnej skórze, mogą się przekonać, że od wojny nie łatwo jest uciec. Najemnicy oraz wypuszczeni z więzień recydywiści – dostali zapłatę i muszą odrobić swoje. Mają swobodę i na okupowanej przez reżim ziemi wolno im jest bezkarnie zajmować się nielegalnym biznesem, a nawet rozbojem. Maltretowanie cywili staje się codziennością.

  1. Stabilizacja

Gdy sytuacja wewnątrz okupowanego terenu jest już opanowana, prywatne obozy ulegają likwidacji. Pod nadzorem „nowej” władzy organizowane są ośrodki odosobnienia (duże obozy), przeznaczone głównie dla mężczyzn w wieku poborowym i mężczyzn, którzy nie ukończyli jeszcze 50 lat. Zwłaszcza na początku są tam tragiczne warunki sanitarne i brak jest żywności. Najgorzej traktowane są tam te osoby, które na potrzeby propagandy nazywa się jeńcami wojennymi, chociaż większość z nich nigdy nie brała udziału w żadnych walkach. Międzynarodowe agencje telewizyjne z trudnością docierają do takich miejsc. Naruszanie praw człowieka jest codziennością i z dnia na dzień w mediach pojawia się coraz więcej sygnałów o aktach przemocy oraz barbarzyństwa. Wraz z opanowywaniem sytuacji w terenie – lokalne wojsko i miejscowa policja umacniają swoje struktury dowodzenia. Odgórnie tworzona jest miejscowa administracja, na czele której staje namaszczony przez okupanta lider jednej z lokalnych (ekstremistycznych!) partii. Po raz pierwszy dochodzi do groźnych przepychanek politycznych i do walki o władzę pomiędzy świeżo mianowanymi przywódcami, powiązanymi z reżimem okupanta. Częste są zamachy i zastraszenia. Podpalane są mieszkania, a nocą ostrzeliwane są samochody politycznych konkurentów. Liczba napadów i zamachów rośnie wraz ze zbliżaniem się daty lokalnych wyborów. Zaskakujące jest to, że w czasie trwania wojny, pomimo toczących się walk – na stanowiskach władzy częściej dochodzi do personalnych zmian, niż w okresie pokoju. Wraz z upływem czasu rywalizacja o wpływy toczy się na śmierć i życie. Nie ma demokracji, nie ma sprawiedliwości, rządzi przemoc i wszędzie panuje korupcja. Kolejne  władze utrzymują się wyłącznie z nielegalnego handlu, przemytu, kradzieży i rozdzielnictwa deficytowych towarów. Artykuły spożywcze oraz towary pierwszej potrzeby – otrzymane od organizacji humanitarnych – są rabowane i sprzedawane na czarnym rynku. Do ziemi obiecanej przybywają kolejni zwycięzcy: biedota, ludzie z marginesu, bezrobotni oraz bezdomni z głębokiej prowincji i sąsiednich regionów. Zaczyna się kolejna faza grabieży. Rozbierane są budynki, dachy domów, wyjmowane są ze ścian okna, drzwi i futryny. Wymontowywane są z mieszkań kaloryfery, rury, wanny. Rozbierane są nawet podłogi. Z nieczynnych zakładów pracy znikają  urządzenia i drobne maszyny. Stropy, belki, dachówki, szyby i kafelki oraz powyrywane ze ścian miedziane kable elektryczne, wywożone są prowizorycznym transportem w nieznanym kierunku. Zniszczonych obiektów i mieszkań są tysiące. Wzdłuż drogi napotyka się dziesiątki zupełnie wyludnionych wsi. Wokoło straszą szkielety rozwalonych domów i spalone stodoły. Większość budynków ogołocona jest do surowej cegły i sprawia wrażenie obiektów będących w trakcie budowy. Niektórzy dowódcy wojskowi, szefowie policji oraz nowo-mianowani merowie i dyrektorzy firm, po pewnym czasie także przyłączają się do rabunku. Ci, na własne potrzeby, przejmują najbardziej atrakcyjne i wartościowe nieruchomości. Nie widząc perspektyw normalnego życia, rychłej stabilizacji lub zawarcia pokoju, w szybki i łatwy sposób gromadzą wielkie majątki. Potem, wraz z rodziną, przenoszą się do najdalej położonych od walk miejscowości. Bogaty materiał na temat grabieży mienia posiada m.in. UNESCO, którego przedstawiciele przez cały okres wojny skrupulatnie gromadzą dane o zniszczonych zabytkach oraz dewastowanych muzeach i parkach narodowych.

 

  1. Umacnianie sytemu

W końcu następuje etap tzw. propagandy sukcesu. Są już „demokratycznie” wybrane władze. Funkcjonują (na siłę uruchomione!) prowizorycznie szkoły podstawowe oraz przedszkola. Z głębi kraju dowożona jest prasa i nowi przybysze wraz z rodzinami. Pojawia się nowy pieniądz. W każdej miejscowości działają lokalne rozgłośnie radiowe, które prześcigają się w zachwalaniu reżimu. Przez radio podawane są dane o dobrobycie, rosnącej produkcji lokalnych firm i zakładów. Media milczą na temat niedoborów prądu, żywności oraz braku chętnych do pracy i wszechobecnej na co dzień przemocy. Oficjalnie nie informuje się, że wokół nikt i nic nie pracuje. Brak zatrudnienia wynika z faktu, że „zwycięskie” wojsko podczas agresji zniszczyło połowę majątku, a pozostałą część wywieźli rządowi prominenci i drobni złodzieje. Dla zniechęcenia uchodźców do powrotu do swoich domów – w centrum miejscowości, co jakiś czas, wysadza się kolejny budynek. Powstały w ten sposób plac szybko oczyszcza się z gruzu aby stworzyć wrażenie, że skwerek w tym miejscu istniał już od wieków. Często, na sygnał ze stolicy, w stosunku do okupowanej, ale także i „swojej” ludności – przeprowadzane są represje. Rodziny mniejszości narodowych, które jeszcze nie wyjechały (a są to przeważnie starcy i dzieci), non stop są terroryzowane. Pojedyncze osoby w biały dzień okrada się z pozostałego majątku, niezbędnego im do przeżycia. Wieśniakom odbiera się rowery, narzędzia pracy, zwierzęta ze stajni, żywność, itp. Gdy ci okazjonalnie skarżą się instytucjom międzynarodowym – są jeszcze bardziej szykanowani, bici i jeszcze mocniej prześladowani. Cel jest nadal ten sam – zmuszenie do bezwzględnego posłuszeństwa, sprzedaży domu po zaniżonej cenie i opuszczenie regionu. Nowi „nabywcy” za pozostawione mienie gotowi są zapłacić uchodźcom najwyżej 20-30% rynkowej wartości. Nierzadkie są przypadki, że po podpisaniu umowy sprzedaży nieruchomości, jeszcze tej samej nocy, sprzedający zostają pobici i okradzeni z pieniędzy. Tym, co upierają się przy pozostaniu, przydarzają się  nieprawdopodobne nieszczęście. A to wejdą nieostrożnie na minę, zbierając warzywa we własnym ogródku, a to przypadkowo wpadną do studni podczas nabierania wody. Opornych usuwa się w nocy siłą lub atakuje z daleka granatnikami. W obawie o własne życie ofiary terroru same opuszczają domostwa, na które przeciwnik akurat miał oko. Chociaż sytuacja wydaje się być stabilna, co rusz jacyś „nieznani sprawcy” (ekstremiści) malują farbą na domach obraźliwe napisy. W widoczny sposób zaznaczają budynki mieszkańców przeznaczonych do wysiedlenia lub eksterminacji. Ludność cywilna, na podstawie obserwacji i złych doświadczeń, jakie przydarzyły się ich rodzinie lub sąsiadom – ulega panice. Dla zachowania cennego życia większość mieszkańców łatwo rezygnuje z oporu i szybko poddaje się okupantowi.

Marek Popowski

P.S.

Ten tekst (3 odcinek) ukazał się w Gazecie Wyborczej prawie 20 lat temu. Dotyczył przebiegu wojny na Bałkanach w latach 1991-96. (tytuł: „Czystki etniczne w byłej Jugosławii, to świetny interes, dla którego szczegółowy bussines-plan przygotowano w Belgradzie”). Autor przeniósł miejsce akcji na wschód od granicy Polski.

Tank 1fot. freeimages.com

Reklama