Podniebni akrobaci

0
Reklama

Brzeskie wiewióry
Zapewniam Państwa, że nie będzie nic o samolotach. Nim przejdę do sedna sprawy, zwrócę uwagę czytelnikom Panoramy, że na dworcu, tym razem PKS, zaczęło się coś dziać. Wpierw znaleziono jeden pędzel oraz pół litra farby i odświeżono wnętrze tzw. poczekalni (niektórzy twierdzą, że to jest przytułek dla bezdomnych). Potem, najwidoczniej, znaleziono jeszcze jeden pędzel i ktoś w końcu zdecydował się pomalować ohydne barierki, znowu na żółto (może być). Teraz na autobusowych peronach jest prawie elegancko i czysto. – A nie można tego było zrobić dziesięć lub piętnaście lat temu?! – Do rzeczy jednak. Jak widać na zdjęciu (obok) mamy w Brzegu świetną ekipę akrobatyczną. Panowie z sekcji skakania doskonale sobie radzą z wdrapywaniem się na najwyższe konary drzew. Usuwają chore, zeschłe lub groźne dla przechodniów gałęzie. Sprawa nie jest prosta. Wpierw trzeba dobrze zabezpieczyć teren, potem wgramolić się na drzewo i z wielką umiejętnością oraz ostrożnością obcinać spróchniałe gałęzie. Wywijanie spalinową piłą na wysokości kilkunastu metrów nie należy do zadań ani łatwych, ani przyjemnych. Potrzebna jest wielka uwaga, koncentracja oraz dobre przygotowanie fizyczne. Pracę idą w dobrym kierunku. Przycinka gałęzi, a także prześwietlanie drzew, zwiększają bezpieczeństwo przechodniów i pojazdów, zwłaszcza tych parkujących pod drzewami. Ostatnie wichury poczyniły wiele strat w naszym drzewostanie. Teraz jest szansa, że przy najbliższych nawałnicach, uda się uratować więcej okazów zieleni. A Panowie akrobaci, jak jeszcze trochę poćwiczą, to będą mogli jak wiewiórki, skakać z jednego drzewa na drugie, bez złażenia na dół.

Gwiazdy PRL-u
Taj jak obiecałem, co jakiś czas, będę przypominać, nie tylko tym zapominalskim lub upartym fanatykom, ale zwłaszcza młodzieży, o wielu przedziwnych elementach i faktach naszej najnowszej, powojennej historii. W latach wczesnego PRL-u, aż prawie po lata 70-te, w  większości gazet i czasopism nie wolno było zamieszczać zdjęć popularnych, żyjących osób, znanych polityków, aktorów, sportowców, a nawet poszukiwanych „przestępców”, czyli wrogów państwa. Tych ostatnich, żeby się naród przypadkiem nie dowiedział, jak oni wyglądają. A to by jeszcze mogli stać się bardziej popularni. Początkowo, tuż po wojnie, panował kult jednostki. Na pierwszych stronach gazet widnieli jedynie Stalin, Lenin, Bierut, Dzierżyński, Cyrankiewicz, itp. Pod koniec lat 50-tych, na łamach prasy, oprócz Gomółki, już występowały gwiazdy reszty Komitetu Centralnego Partii, a czasem, także Komitetu Wojewódzkiego Zjednoczonej Partii Robotniczej. Oczywiście, wszystkie buraki występowały solo, bez swoich botwinek. Sprawy prywatne to było tabu. Niektórzy historycy przypuszczają, że rozwiązły tryb życia większości z nich oraz częsta zmiana partnerek i żon, były jedyną przyczyną tego rodzaju zabiegów, nie mających nic wspólnego z ideologią lub skromnością. W ostatnim czasie przeglądnąłem kilkadziesiąt starych tygodników oraz miesięczników. Okazuje się, że za głębokiej komuny było bardzo dużo wiadomości o… seksie. Opowiadania, dyskusje, rysunki, szkice, dowcipy, a także zdjęcia zupełnie nagich murzynek i zagranicznych aktorek toples. Najwidoczniej uważano, że naga czarna kobieta, to nie człowiek, a zagraniczne cycki, to nie porno, które wówczas było w kraju srogo zabronione. Jeśli już bywały na zdjęciach nasze dziewczyny, sportsmenki, aktorki lub znane piosenkarki, to pod fotografiami nie było żadnego podpisu. Dopiero w latach siedemdziesiątych pod niektórymi wizerunkami twarzy, przeważnie pięknych lub znanych z ekranu kobiet, zaczęły coraz częściej pojawiać się imiona i nazwiska. Wcześniej, podpis spotkałem tylko przy portrecie Leonarda da Vinci, ale on już od dawna nie żył i, jeśli mnie pamięć nie myli, nie był kobietą. 
Marek Popowski

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Reklama