Strażacy coraz częściej wyjeżdżają do agresywnych szerszeni, jednak nie zawsze powinniśmy angażować ratowników

0
fot. archiwum / OSP Mąkoszyce
Reklama

Pożary, zdarzenia drogowe, kłopoty z wentylacją w mieszkaniu, brak karetki, wypadek nad wodą, a nawet kot na drzewie, czy agresywne szerszenie. Strażacy przez cały rok mają ręce pełne roboty i najczęściej meldują się jako pierwsi na miejscu zdarzenia. Są jednak przypadki, w których nie powinniśmy angażować ratowników.


Od początku roku do Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Brzegu wpłynęło 30 zgłoszeń dotyczących owadów błonkoskrzydłych. W samym sierpniu było ich 15. Chodzi o agresywnie zachowujące się szerszenie lub osy, które postanowiły „zamieszkać” w pobliżu ludzi. Strażacy są nie tylko przeszkoleni do zwalczania groźnych owadów, ale także wyposażeni w specjalną odzież ochronną zabezpieczającą przed użądleniami.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

– Użądlenie szerszenia lub osy może u niektórych osób spowodować reakcję alergiczną zagrażającą zdrowiu lub nawet życiu. Zdarza się, że owady wybudują gniazda w miejscach publicznych, np. przy szkołach, kościołach lub przystankach autobusowych. Wówczas podejmujemy interwencję i usuwamy zagrożenie, ale bywa również tak, że szerszenie zagnieżdżą się w prywatnym domu lub garażu. W takim przypadku właściciel obiektu powinien wezwać firmę zajmująca się usuwaniem owadów błonkoskrzydłych – mówi st. kpt. Jacek Nowakowski, oficer prasowy PSP w Brzegu.

Podobnie wygląda sytuacja w przypadku wspólnot mieszkaniowych. Sprawę należy zgłosić administratorowi budynku, który powinien wezwać specjalistyczną firmę. Są jednak pewne wyjątki. Strażacy zajmą się owadami w przypadku bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia lub życia, czyli w miejscach, w których przebywają grupy dzieci lub osoby o ograniczonej zdolności poruszania się. Warto jednak pamiętać, że za zapewnienie bezpieczeństwa w danym obiekcie zawsze odpowiada zarządca nieruchomości i nie powinniśmy wyręczać administracji rękami ratowników.

Reklama