Muzyko podobni

0
Reklama

Wojciech Mann, inteligentny redaktor i posiadacz najbardziej rozpoznawalnego głosu radiowego, już od wielu lat kształtuje gust muzyczny Polaków. Teraz znowuż regularnie w Trójce, gdzie prowadzi autorskie programy.

Wojciech Mann, inteligentny redaktor i posiadacz najbardziej rozpoznawalnego głosu radiowego, już od wielu lat kształtuje gust muzyczny Polaków.
Teraz znowuż regularnie w Trójce, gdzie prowadzi autorskie programy. Smaki muzyczne redaktora są raczej niezwyczajne. W każdy piątek w „Zapraszamy do Trójki” budzi radiosłuchaczy dźwiękami wyłamującymi się z obowiązującej konwencji. Puszczana przezeń muzyka nijak ma się do dość ambitnego repertuaru, jakim Trójka raczy słuchaczy. A już zupełnie w niczym nie przypomina muzycznego byleco granego przez wrzaskliwą radiokomercję, gdzie dobór piosenek przypomina grzebanie w koszu z płytami w supermarkecie. W tych wszystkich wesołkowatych radiostacjach słuchaczy otumania się reklamami i katuje dźwiękami z komputera, co z estetyką nie ma nic wspólnego.
Nie kryję, że pod wpływem red. Manna kupiłem parę płyt i reklamacji dzisiaj nie wnoszę. Którejś niedzieli w audycji: „Piosenki bez granic” ów znawca anglojęzycznego rynku muzycznego (z przechyłem amerykańskim) wprawił mnie w osłupienie. Zagrał mianowicie kilka utworów w wykonaniu rosyjskiej artystki. W mojej ocenie takie sobie piosenki zostały przez p. Wojciecha zarekomendowane, jako „zaskakująco interesujące”. Niebywałe, po latach zapatrzenia na Zachód zasłużony redaktor nagle dostrzega wschodnią muzyczkę. Lepiej późno, niż wcale – dopowiem. Jeśli w klimatach wschodnich rozmiłuje się na dobre – jest nadzieja, że w radiu będzie serwowana strawna Manna.
A czas ku temu najwyższy. Pokolenie JP2 powoli starzeje się i pierwsze skrzypce zaczyna odgrywać pokolenie MP3 – towarzystwo ze słuchawkami na uszach. Warto podsłuchać co w nich gra, choć i bez tego wiadomo, że uszy naszych pociech atakuje kakofonia bluzgów na tle syntezatorów dźwięku. Jednym słowem: rozpacz.
Będąc na Ukrainie wybrałem się na koncert tamtejszej gwiazdy, o której w Polsce nikt nie słyszał, a ściślej: nie mógł usłyszeć z powodów „artystyczno-politycznych”. To Jekaterina Burzynskaja, piękność z ogromnymi możliwościami głosowymi. Po koncercie zakupiłem MP3 z dyskografią artystki, składającą się z pięciu albumów. Katia bynajmniej nie jest prowincjonalna, wie co w świecie się gra i wyczuwa różne nastroje: włoskie, hiszpańskie, francuskie, żydowskie oraz romskie. Wszystko wdzięcznie miesza w klimatach etnicznych. Nasze estradowe sławy: Justyny, Edyty i Doroty mogłyby podkładać jej chórki – takie są zdolne.
Polska przestrzeń muzyczna jest wolna od muzyki Wschodu i to nasze nieszczęście – twierdzę tak od dawna. W przeciwieństwie do red. Wojciecha Manna reprezentuję niegroźny przechył wschodni i rozgłaszam o tym z radością. Bliżej nam do Wschodu pod każdym względem, bo kiedy my się już budzimy Amerykanie dopiero kładą się do snu… ów geograficzny fenomen implikuje kulturową współzależność. Tak po prostu jest i nikt nikomu lokalizacji na globusie nie zmieni. Wiem, poleciałem banałem, dlatego teraz pełna powaga.
Geografia bynajmniej nie broni, by obok festiwalu typu Zielona Góra w Polsce nie mogły się odbywać countrowe koncerty nad jeziorem Trzos w Mrągowie. A warto jeszcze zorganizować Festiwal Piosenki Tureckiej. Gdzie? w Miasteczku Turek. Postuluję: koncertujmy międzynarodowo w egoistycznie pojmowanym interesie, pamiętając, że przenikanie się różnorodności uszlachetnia.
Kto piękniej potrafi zaśpiewać o ojcu od Rosjanina Michaiła Szufutinskiego? – pytam. Jakimi słowami można wspominać swoją nauczycielkę? – posłuchajmy walczyka Ukrainki Oksany Biłozir. O ludziach bliskich sercu Słowianie śpiewają od zawsze i to jak! W Polsce ostatnio Filipinki („Dowidzenia profesorze”) i Wojciech Młynarski („Nie ma jak u mamy”). Ale to strasznie stare dzieje.
Już nikt nie potrafi napisać takiej piosenki. Zapanowała artystyczna niemoc, wystarczyło, że Wojciech Młynarski przestał tworzyć a Agnieszka Osiecka z Jeremim Przyborą zasilili coraz liczniejszy chór niebiański, dołączając do Luisa Armstronga i Nat King Cole’a. Tylko ktoś o poturbowanej wrażliwości może wyobrazić niejaką Dodę wykonującą song o matczynej miłości, albo Agnieszkę Chylińską dziękującą nauczycielom za dobre wychowanie. Bezpretensjonalnie śpiewają o tym nasi wschodni sąsiedzi, nie bacząc, że to ponoć obciach.
Cieszmy się, że ze sceny nie schodzi Maryla Rodowicz. – A kto taką profesjonalistkę miałby zastąpić, może Andrzej Piaseczny? Widziałem Piaska w Zakopanem na koncercie Maryli, stał przed sceną sparaliżowany energią starszej koleżanki i tylko kiwał głową. Pewnie czegoś się nauczył, bo nawiązał współpracę z Sewerynem Krajewskim, ostatnim takim artystą, który tworzy ponadpokoleniową muzykę.
Wychwalam wschodnią przestrzeń muzyczną nie wspominając, że nasi już tam są. Pisząc o „naszych” ma na myśli biznesmenów robiących kasę z byle czego. W Rosji też już mają produkty muzyko podobne. Za ogromne pieniądze lansuje się projekt typu girlsband/boysband , który nagrywa przebojowy repertuar. Następnie, na specjalnych castingach, dobiera się kilka składów sobowtórów, częstokroć beztalencia pozbawione słuchu, i… heja na tournee po bezkresach Rosji. Dzięki temu w jednym dniu w Rostowie nad Donem, w Sankt Petersburgu nad Newą i w Irkucku nad Angarą popisuje się ta sama supergrupa. Z głośników leci playback, „artyści” gibają się na scenie, jako trójwymiarowy dodatek do puszczanych z komputera hitów, publika szaleje, a muzyczna mafia żniwuje.
Akcja: „Niech zagrają organy”.
Dowolne datki można wpłacać na konto: Bank Ochrony Środowiska S.A., o/Tarnów, ul. Piłsudskiego 5, Rachunek nr: 10 1540 1203 2001 4280 4187 0004, z dopiskiem: „Dar na organy w kościele w Truskawcu”.

Leszek Tomczuk
Reklama