Ostatni gasi światło

0
Reklama

Wyznanie grzechów
Jakimś dziwnym trafem, tuż przed wyborami, żaden ze znajomych nie pytał mnie – na kogo będę głosować. Wydało mi się to dość dziwne, bo zazwyczaj, pytający

Wyznanie grzechów
Jakimś dziwnym trafem, tuż przed wyborami, żaden ze znajomych nie pytał mnie – na kogo będę głosować. Wydało mi się to dość dziwne, bo zazwyczaj, pytający zawsze podejmują desperacką próbę agitacji. Sugerują, że ich kandydat jest najlepszy. Ale tym razem było inaczej. Pytania padły już po głosowaniu i podaniu wyników do publicznej wiadomości. Podejrzewam, że rezultaty wyborów nikomu nie przypadły do gustu, dlatego niektórzy na własną rękę badali, jak do tego doszło. Od razu przyznaję, że miałem kilku swoich kandydatów, a nawet, w rachubę wchodziło kilka partii. Jednak przedwyborczy medialny jazgot i absurdalne argumenty stron spowodowały, że dla świętego spokoju wolałem zająć się czym innym. Rzecz jasna, nie potępiam nikogo, kto poszedł głosować. Wprost przeciwnie. W obecnej sytuacji trzeba mieć wiele odwagi i samozaparcia aby zaznaczyć właściwe nazwisko. Nie podołałem temu wyzwaniu i jako jednostka aspołeczna sam pozbawiłem się prawa do ewentualnej krytyki (chodzi o  brukselski parlament). Sądzę jednak, że czytelnicy wybaczą mi tę gafę, jeśli nie zbrodnię. Może to naiwnie zabrzmieć, ale ja naprawdę starałem się sumiennie wyłonić jakiegoś kandydata. Jak który był pracowity i zdolny, to nie z tej partii, co potrzeba. Jak już był z właściwej partii, to nie z tej parafii, albo okazywało się, że był zdolny do wszystkiego. Jednym słowem, bajzel – jak na tradycyjnej budowie. Wymieszał się beton z wapnem i glazurą, a terakota, styropian, blacha falista i pustaki – od samego początku były na straconej pozycji. Napięcie wyborcze powoli opada. Za kilka miesięcy zapomnimy, kto na kogo głosował, a za pół roku nikt nie będzie pamiętać, co obiecywali nam poszczególni kandydaci. Ciekawsza jest chyba wyborcza ruletka na własnym, a nie na europejskim podwórku. Dlatego też, z niecierpliwością czekam na krajowe igrzyska.

Zasłona dymna
Nasi politycy na gwałt opuszczają tonący statek. Wprawdzie prognozy ekonomiczne nie są jeszcze najgorsze, to wielu ludzi woli dać nogę z kraju. Już prawie pogodziliśmy się z faktem, że dwudziestu naszych posłów, zamiast zajmować się Polską i jej gospodarką, ewakuuje się do Brukseli. Dwa lata temu obiecywali nam niższe podatki, walkę z biurokracją, obniżenie deficytu, autostrady  oraz dziesiątki reform w oświacie i służbie zdrowia. Okazało się, że mają nas w… nosie. Media i politycy faszerują nas informacjami o masowej emigracji kolejnych znanych osobistości. Alek Kwaśniewski – ma zostać sekretarzem ONZ, Radek Sikorki – chce dowodzić w NATO, Włodek Cimoszewicz – kandyduje na sekretarza generalnego Zgromadzenia Rady Europy, Jasiu Lewandowski, Sarciu Wolski i Danusia Hubner, jeśli nawet nie zostaną szefami Komisji Europejskiej, mają objąć stanowiska unijnych komisarzy. Niektórzy owszem, akurat na komisarzy się nadają. Rządzili kiedyś w Polsce komisarze ludowi, więc jest skąd czerpać odpowiednie wzorce. Ale najbardziej szokuje mnie kandydatura Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego. Buzek rządził drugą RP aż przez 4 lata. Nic nie krytykował, nikogo nie zwalczał, więc jako jedyny premier przetrwał całą kadencję. To za jego czasów komuniści pluli na Solidarność, wyszydzali prawicę i bezkarnie krytykowali wszystko, co popadnie. Ten zaś mówił, że deszcz pada i z polityki odszedł w niesławie. Przypomnę kilka haseł z tamtych czasów: „Buzek na wózek!” i „Znajdzie się kij na Buzka ryj!”. Pan Buzek to zwyczajna, polityczna pierdoła. Ze wstydu powinien zaszyć się w lisiej norze. Owszem, to miły, inteligentny, pracowity, nawet uczciwy gość. Tylko, co z tego!? Jak profesorek chce się wyżyć, to niech to robi w bibliotece lub na uczelni. Nawet, jeśli jego kandydatura zostanie „przepchnięta”, nikomu z nas, za wyjątkiem rządu, wiele od tego nie przybędzie. Ale wstyd!

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Marek Popowski

Reklama