W blasku cudzej sławy

0
Reklama

Niedawno zadzwonił do mnie stały czytelnik p. Jan P. z podziękowaniami za dotychczasowe publikacje, zwłaszcza reportaże i felietony o tematyce wschodniej. No cóż, poczułem w duszy słodkość, wszak każdy piszący śni, jeśli nie o uznaniu, to o podziwie. I nie wierzcie skromnym redaktorom, że jest inaczej.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Szybko jednak miało się okazać, że tego telefonu nie powinienem był odbierać. Czytelnik zwyczajnie pomylił osoby. Chciał pochwalić redaktora Panoramy Powiatu Brzeskiego, jednakże nie tego do którego (któremu!) wykręcił ten numer. Owszem, jest coś na rzeczy, w PPB pisuje ktoś o podobnie brzmiącym nazwisku, ale żeby akurat mnie z taką gwiazdą pomylić? Nie będę trzymał w napięciu i od razu zdradzę, że chodziło o red. Tadeusza Bednarczuka. Z p. Tadeuszem niby niewiele mnie łączy a o wiele więcej dzieli, szczególnie w zakresie dziennikarskiego dorobku (z ogromnym minusem po mojej stronie). Mamy jednakże coś wspólnego: ostatnie cztery literki w naszych nazwiskach. Obaj też wywodzimy się z korzeni kresowych, co telefonującego czytelnika zmyliło, z tym, że ja już jestem „wschodniakiem modelu śląskiego”, a red. Tadeusz Bednarczuk uosabia niepodrabialny oryginał. Połknąwszy gorzką pigułę już po chwili – mimo wszystko – poczułem uwznioślenie. Bo być skojarzonym z taką postacią? –  to w końcu reklama za darmochę i dlatego całe nieporozumienie nagłaśniam.
Niniejszy tekst piszę tuż po oficjalnym otwarciu boisk typu „Orlik 2012”, ostatnio powstałych na terenie placówki edukacyjnej zlokalizowanej w rejonie ulic Poprzecznej i Makarskiego. Nie nadążając za tymi wszystkimi reformami nie silę się na nazwanie szkoły jej aktualnym imieniem. Dla mnie i moich dzieci będzie to na zawsze „Szóstka”. Bo jeszcze nie tak dawno była to szkoła na szóstkę, jeśli już zahaczamy o belferskie klimaty. Placówka ta okres świetności już przeżywała parę dekad temu, a ja miałem okazję ogrzewać się w promieniach sławy odeń bijącej. Skoro do dziś kilkoro uczniów wciąż mnie pozdrawia i przy tym nie przechodzi na drugą stronę ulicy – oto dowód, że nauczycielskiego epizodu nie muszę uznawać za kompromitację.
Tak się złożyło, że o moim zatrudnieniu w „Szóstce” zadecydowała Jadzia Furman i przez niecałe 5 semestrów była moją szefową. Obcowanie z taką postacią było frapujące i zarazem nobilitujące. Miło też wspominam grono nauczycielskie tam poznane. Jeszcze do niedawna każdy w Brzegu wiedział, że szkoła Furmanowej była Instytucją renomowaną. Całe miasto czekało na okres świąteczny, kiedy na Poprzecznej rozżarzały się niecodzienne iluminacje. Jeśli nawet takie dekoracje ocierały się o kicz należy przyznać, że całość była widowiskowa i – jak na owe czasy – była to niepospolitość. Po odejściu dyrektor J. Furman szkoła wyraźnie oklapła. Wszystko poszarzało i zrobiło się nijako. Splendor przeminął i z roku na rok wszystko się poosuwało. Słynne reklamy „sponsorów Furmanowej” zastąpiły kiepskie dzieła domorosłych grafficiarzy.
Jako, że ze sobą sąsiadujemy spotykamy się niekiedy (jeśli akurat Jadzia nie rezyduje w swoich ukochanych USA) i jedno mnie uderza. Jagódka wciąż pomyka pomiędzy kroplami deszczu. Czas jej się nie ima, Ona kwitnie i zachwyca. Blond fryzurka, porządny wóz albo wypasiony rowerek. Cała Jadzia! Energetyczna i… zdrowa. Aż żal, że już nie dyrektoruje.
Będę do bólu szczery. Furmanowa do roboty mnie najęła (z litości – wiem Jadziu…) i to ona mnie z tego zawodu pogoniła (o dzięki Ci dobra niewiasto!). Wszystko odbyło się tak, jak powinno, oboje zrozumieliśmy, że moje belferowanie wyczerpało założoną formułę. Ale nic nie poszło na marne, zdobyte doświadczenia po latach owocują. Najważniejsze, że dzisiaj patrzymy sobie prosto w oczy i doskonale się rozumiemy. Jak na szczerych i asertywnie usposobionych przyjaciół przystało.
Pysznię się niczym paw, że moją fabrykę, czyli dawny zakład pracy, ubogacono świeżo pachnącym kompleksem boisk typu „Orlik 2012”. Obiekt prezentuje się doskonale. Nie potrzeba było nawet karczować krzaków i malować niemalowanego od epoki Furmanowej ogrodzenia. „Orlik” jest imponujący – pełna zgoda. I nie dziwota, że na otwarcie pospieszyli Niezwykle Wybitni Politycy, w blasku których zechcieli się ogrzać najwybitniejsi z wybitnych brzeżan. Były gratulacje, szarfy i wypięte do odznaczeń torsy. Niestety, paru osób zabrakło.
W tym miejscu nasuwa się anegdotka o Kimś Bardzo Ważnym, kto miał nawiedzić zapyziałą jednostkę wojskową. Niegramotny kapelan powziął skądś wiadomość, że do garnizonu przybywa… Matka Boska. Zmobilizował kadrę dowódczą do aktywności: pomalowano trawę na zielono i porozwieszano na drzewach liście, w budynkach koszarowych porozkładano dywany i żołnierzom kazano się wykąpać. Zabrano im czołgi i karabiny, rozdano różańce, wręczono kadzidła i białe lilie. W sądną niedzielę stało się to, na co w panice oczekiwano. Na kompanię wpada dyżurny i z wojskowym zaśpiewem ryczy: szeregowy Bosek! Waszaaa matka przyjjjechałłła! Wypad na odwiedziny!!!
Wiem, powyższa anegdota jest tak samo durna, jak zamalowywanie zielonym pokrzywionego płotu, który jeszcze pamięta siermiężne czasy p. dyrektor Michaliny Zieleniowej.
No tak, „Orlik” zapikował, ale nikt już nie wspomina o pięknych dokonaniach poprzedników, kiedy ta placówka rzeczywiście kwitła. W niwecz obróciły się cztery baseballowe boiska, wybudowane dzięki niespożytej energii p. Jadwigi Furman. Zapomniane ich resztki w Pawłowie i na miejskim stadionie dewastują dzisiaj złomiarze. Zabrakło gospodarza, „kontynuatorzy dzieła” poszli w politykę po cięższe niż w nauczycielstwie pieniądze. Na szczęście nie ziściło się marzenie Furmanowej, która przy „Szóstce” chciała wybudować krytą pływalnię. Wbrew drapieżnej naturze „Orlik” musiałby nauczyć się nurkować.
W ramach tuskowych cudów (och, co za fuks!) znalazły się środki na zespół boisk i to jest jakaś dla Brzegu pociecha. Cóż, dla taniej sławy polityk zatańczy nawet na pogrzebie. Bo przecież nie o obciach tu idzie, a o widowiskową żałobę.

 

Reklama