Łączenie kontrolowane

0
Reklama

Gdyby były przewodniczący Rady Miejskiej w Brzegu, Janusz Gil, chciał założyć nową partię, nie miałby problemu – nazwałby ją GiL i sukces wyborczy miałby zapewniony.

 Gdyby jeszcze Platforma Obywatelska zmieniła nazwę na PiO – Platforma i Obywatele, a PSL na RiC – Rola i Chłop, przynajmniej w partyjnym nazewnictwie byłby porządek. A już cudnie byłoby, gdyby Platforma połączyła się z PSL i utworzyła PiC – Platforma i Chłop, mielibyśmy w tym akronimie trochę z Ziobry (cyt. „Pic na wodę, fotomontaż”).

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

 

Gdyby były przewodniczący Rady Miejskiej w Brzegu, Janusz Gil, chciał założyć nową partię, nie miałby problemu – nazwałby ją GiL i sukces wyborczy miałby zapewniony.

Gdyby jeszcze Platforma Obywatelska zmieniła nazwę na PiO – Platforma i Obywatele, a PSL na RiC – Rola i Chłop, przynajmniej w partyjnym nazewnictwie byłby porządek. A już cudnie byłoby, gdyby Platforma połączyła się z PSL i utworzyła PiC – Platforma i Chłop, mielibyśmy w tym akronimie trochę z Ziobry (cyt. „Pic na wodę, fotomontaż”).

Porządek na polskiej scenie politycznej to tylko marzenie. Kolejne alianse zamazują prawdziwy obraz i przeciętny Polak już nie wie, o co chodzi. Prawo i Sprawiedliwość odkłada na bok hołubioną przez siebie moralność i wchodzi w koalicję z partiami nie cieszącymi się  zbyt wielkim szacunkiem u światłych Polaków. Te partie, czyli narodowo-konserwatywna LPR i wywodząca się ze związku zawodowego, czyli z natury rzeczy lewicowa, Samoobrona, zakładają wspólną partię polityczną. A odpowiednio wcześniej lewicowy SLD łączy się z liberałami z dawnej Unii Wolności.

No i coś tu nie gra. Rozumiem – polityczny pragmatyzm dopiero w roku uzyskania pełnoletniości przez nową Polskę zaczyna odgrywać przewidzianą dlań teorią rolę. PiS potrzebował chorych na władzę Leppera i Giertycha do przyciskania odpowiednich guzików w trakcie głosowań nakierowanych na przekształcenie III RP w IV. Samoobrona i LPR potrzebują siebie nawzajem, by przedłużyć nadzieję na pozostanie w parlamencie. A SLD, w zamyśle swego kierownictwa, potrzebował części liderów antykomunistycznego oporu do legitymizowania własnej obecności na scenie politycznej, szczególnie w obliczu nowej dla siebie roli głębokiej opozycji.

W świecie polityki, szczególnie tak młodym, jak nasz, łączenie się partii to pozytyw. Pod jednym wszak warunkiem – jeśli następuje w wyniku realnego podobieństwa programów. Jeżeli zaś, jak w przypadku istniejącej jeszcze koalicji rządowej czy mariażu zwanemu roboczo Lis-em, połączenie następuje w wyniku potrzeby chwili, to już, rzecz jasna, negatyw. I rzeczywiście, jak na fotograficznym negatywie poszczególnie partie często odgrywają w tych koalicjach role odwrotne do tych, jakie spełniały „na wolności.” A to już nic dobrego, bo trąci okłamywaniem wyborców.

Pewnie będą musiały przeminąć jeszcze ze dwa pokolenia, by polski wyborca nauczył się dokonywać racjonalnych wyborów przy urnie, takich, które nauczyłyby dzisiejszych polityków szacunku do obywateli. O ile oczywiście liczba głosujących mieszkańców kraju nad Wisłą nie zmniejszy się w ciągu rzeczonego półwiecza do 10%! To całkiem możliwe, skoro tendencja jest wciąż spadkowa i widoków na poprawę raczej nie ma. Być może racjonalne łączenie partii byłoby czynnikiem naprawiającym tę chorą sytuację, ale czy polscy politycy umieją łączyć się racjonalnie? Pewnie nie, skoro większość z nich nie potrafi mądrze się różnić, to jak można wymagać mądrego łączenia się?

Grzegorz Omelan

Reklama