Sztuka przestrzeni miejskiej

0
Reklama

Aby grać na ulicy, trzeba być jak dziecko i umieć swoją energią i radością zarazić widzów. O festiwalu Busker Bus rozmawiamy z jego twórcą Romualdem Popłonykiem.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

 

Rafał Ochociński: – W tym roku Busker Bus odbywa się już po raz czternasty. W Brzegu po raz trzeci. Można śmiało powiedzieć, że z roku na rok się rozwija.

Romuald Popłonyk: – Tak, rozwija się i to z wielu względów. Rozwija się pod względem artystycznym, to znaczy coraz więcej artystów z całego świata chce brać udział w festiwalu Busker Bus i rozwija się dlatego, że publiczność w rozmaitych miastach jest coraz większa. Jakkolwiek zawsze, jeżeli jesteśmy pierwszy raz w jakiejś miejscowości, jeszcze nie bardzo wie, jak traktować tych artystów i jak do nich podchodzić. Wielu chodzi ze swoimi piedestałami na plecach, obciążeni okrutnie, pocą się i nagle zauważają, że mają ten swój piedestał zostawić w domu i zachowywać się zupełnie normalnie, jak ktoś, kto potrafi się bawić. W końcu już Carl Gustaw Jung powiedział, że we wspólnej zabawie, ludzie manifestują swoją wolność. No więc, zaczynamy uczyć wolności poprzez właśnie wspólną zabawę.

Rafał Ochociński: – W Brzegu ten festiwal odbywa się już od trzech lat. Coraz więcej ludzi przychodzi na Rynek, na ulicę Długą, ogląda artystów. Jak pan ocenia te występy w Brzegu?

Romuald Połonyk: – Oceniam bardzo dobrze. Cieszę się ogromnie, że publiczność brzeska tak chętnie wychodzi na ulicę i tak chętnie uczestniczy w tych wydarzeniach. Nie boi się bawić razem z wykonawcami, którzy wciągają do wspólnej zabawy. Nie boi się tego, że nagle ni stąd, ni zowąd mogą na przykład od znajomych odczuć jakiś dyshonor, czy coś takiego. Przez moment można być właśnie takim dzieckiem, które potrafi się powygłupiać, co wcale nie przynosi ujmy, a wręcz przeciwnie.

Rafał Ochociński: – Na festiwalu występują artyści z całego świata, czy trudno jest ich zebrać w jedno miejsce?

Romuald Popłonyk: – Wręcz przeciwnie. Festiwal Busker Bus już uzyskał taką w pewnym sensie kultową funkcję wśród festiwali w świecie, że ja mam jeden kłopot. Mianowicie przychodzi do mnie ogromna ilość zgłoszeń i z tych wszystkich kilkuset zgłoszeń muszę wybrać tych, których chcę zaprosić. Chciałbym zaprosić wszystkich, ale niestety możliwości finansowe są takie, jakie są, a poza tym, gdyby rzeczywiście było ich kilkuset, to jakbym ich pomieścił na przykład na jakimś rynku.

Rafał Ochociński: – Czy do tego, aby występować na ulicy, trzeba mieć jakieś specjalne predyspozycje?

Romuald Popłonyk: – Tak. Ja przypominam sobie swój pierwszy występ, kiedy wcześniej występowałem w normalnym teatrze na scenie, czyli w miejscu sacrum, na podwyższeniu. Wiedziałem, że będę miał oklaski, bo to kulturowo jest takie normalne. I nagle zaproponowano mi, żebym wystąpił na ulicy. Wymarzyłem sobie, że wystąpię w meloniku, ale byłem tak spięty jak agrafka, że w czasie pierwszego mojego występu w 1997 roku bałem się ten melonik nałożyć. Aczkolwiek miałem wieloletnią praktykę sceniczną, nie myślałem, że można mieć aż taką tremę. Ale jak zobaczyłem, że publiczność cudownie się bawi i że potrafi mnie zachęcić do tego, żebym się rozpiął, to już na drugi dzień było zupełnie inaczej i od tej pory po prostu to połknąłem. Tak, trzeba mieć pewne predyspozycje, a przede wszystkim, tak jak powiedziałem wcześniej, zostawić gdzieś ten swój nieszczęsny piedestał w domu czy w szatni, wyjść na ulicę, mieć ogromny optymizm i tym optymizmem zachęcać ludzi. Chcieć włączyć ich do zabawy, być takim dużym, zwariowanym dzieckiem.

Rafał Ochociński: – Czego oczekuje artysta występujący na ulicy od publiczności?

Romuald Popłonyk: – Przede wszystkim tego, żeby się włączyli do zabawy. Przede wszystkim tego, żeby stworzyli pewien rodzaj wspólnoty zabawowej, w tym miejscu, które nie jest miejscem artystycznym. Tak jak idziesz ulicą i nagle ni stąd, ni zowąd na bruku wyrasta jakiś kwiat i nim się zachwycasz. No więc właśnie takim kwiatem jest ten artysta.

– Dziękuję za rozmowę.
 

Reklama