Niewolnik ma jednego pana.
Człowiek ambitny ma ich tylu,
ilu jest ludzi potrzebnych mu do zrobienia kariery.
Jean de La Bruyère
Zżerają człowieka odkąd tylko sobie uświadomi, kim mógłby zostać, kiedy dorośnie. I nie chodzi tu o pozytywne ambicje, które motywują do działania na rzecz czynienia dobra dla siebie i innych, które mają podłoże natury ludzkiej, drogi rozwoju i usamodzielniania się. Te pozostawmy na boku, ponieważ nie o nich tu mowa.
Bardziej interesujące z mojego, typowo babskiego, punktu widzenia są ambicje chore. Bo cóż to jest ambicja? Otóż jest to żądza uznania. Człowiek z chorymi ambicjami to z reguły ktoś nakręcony przez siebie lub innych, kto za wszelką cenę, bez względu na koszty, dąży do osiągnięcia określonych przez siebie celów. Wg takiej osoby, cel uświęca środki, a po trupach do celu – to jego motto.
Nic to, że kompletnie się do czegoś nie nadaje. Nieważne, że nie zna się na rzeczy. Istotne jest stanowisko, dochód i żądza uznania. Istotna jest kariera, tytuły, a także to, by inni docenili, żeby zazdrościli i żeby było się czym pochwalić.
I jak tak sobie jeden z drugim ambitnie określą swój cel, to prą na oślep i rozpychają łokciami, poświęcając wszystko, co stanie im na drodze, włącznie ze zdrowym rozsądkiem, żeby swój cel „ambitny” osiągnąć.
Znam paru takich z ambicjami większymi niż cały biegun północny i południowy razem wzięte. Jeden to karierowicz, który ma wielkie, polityczne ambicje od lat, a co wybory – to ma pod górkę, bo jeszcze go nikt demokratycznie nigdzie nie wybrał. To posłem chciał być, to radnym wojewódzkim, a wcześniej może i innym przedstawicielem społeczeństwa. Nie poszło? A no nie. Więc może w inny sposób. Byle do władzy i uznania. Tylko dzięki koneksjom rodzinnym czy politycznym pnie się po szczeblach kariery w tak różnych od siebie branżach, że aż trudno uwierzyć, na ilu sprawach tak dobrze się zna. Ciekawe, jakich trików używa, żeby kolejny stopień kariery przeskoczyć? Ciekawe, ile obietnic już złożył, a ile jeszcze przed nim? Ilu argumentów musiał użyć, ile trupów po sobie zostawił i jeszcze zostawi, żeby kolejne cele ambitne osiągnąć? Poczekamy. Zobaczymy. Przyjdzie czas, to się okaże, kto zacz i dokąd zmierza…
Drugi chory na ambicję mój znajomy ma teraz spory problem. Wybrano go spośród narodu do władzy. Chciał co prawda zostać najlepszym z wybranych, ale nie dotarł do drugiej tury. A jego ambicją było i jest więcej i więcej. To, co ma – to zdecydowanie za mało. Za to, co mu się nie udało obwinia wszystkich tych, którzy nie są z nim. Bo przecież jeśli nie z nim, jeśli nie podzielają jego opinii, to z pewnością są przeciwko niemu, są zatem jego wrogami. Żyje na co dzień w przeświadczeniu, że cel osiągnie jedynie wówczas, kiedy zniszczy wrogów. Jego nienaturalny ogląd sytuacji oraz przekonania powodują, że z dnia na dzień wrogów mu przybywa. Widzi bowiem wroga w każdym, kto nie przyzna mu racji. Ostatnio doszło do tego, że chcąc zniszczyć wrogów rzuca na oślep i bez żadnego zastanowienia słowa obrazy, nienawiści oraz kłamstwa. Krzywdzi w ten sposób wielu niewinnych. Nie przejmuje się tym jednak, wszak w jego mniemaniu dąży do celu – władzy, uznania i pieniędzy. Czy go osiągnie tym sposobem? Śmiem wątpić, bo ludzie agresji, plucia i nienawiści nie lubią.
Ale pamiętać musimy wszyscy, by nie ulec chorej ambicji. Kij ma dwa końce. Kiedy jednego końca używa się do bicia, drugim końcem się obrywa.
Beata Zatoń – Kowalczyk