Chore ambicje

0
Reklama

Niewolnik ma jednego pana.
Człowiek ambitny ma ich tylu,
ilu jest ludzi potrzebnych mu do zrobienia kariery.

Jean de La Bruyère

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Zżerają człowieka odkąd tylko sobie uświadomi, kim mógłby zostać, kiedy dorośnie.  I nie chodzi tu o pozytywne ambicje, które motywują do działania na rzecz czynienia dobra dla siebie i innych, które mają podłoże natury ludzkiej, drogi rozwoju i usamodzielniania się. Te pozostawmy na boku, ponieważ nie o nich tu mowa.
Bardziej interesujące z mojego, typowo babskiego, punktu widzenia są ambicje chore. Bo cóż to jest ambicja? Otóż jest to żądza uznania. Człowiek z chorymi ambicjami to z reguły ktoś nakręcony przez siebie lub innych, kto za wszelką cenę, bez względu na koszty, dąży do osiągnięcia określonych przez siebie celów. Wg takiej osoby, cel uświęca środki, a po trupach do celu – to jego motto.
Nic to, że kompletnie się do czegoś nie nadaje. Nieważne, że nie zna się na rzeczy. Istotne jest stanowisko, dochód i żądza uznania. Istotna jest kariera, tytuły, a także to, by inni docenili, żeby zazdrościli i żeby było się czym pochwalić.
I jak tak sobie jeden z drugim ambitnie określą swój cel, to prą na oślep i rozpychają łokciami, poświęcając wszystko, co stanie im na drodze, włącznie ze zdrowym rozsądkiem, żeby swój cel „ambitny” osiągnąć.
Znam paru takich z ambicjami większymi niż cały biegun północny i południowy razem wzięte. Jeden to karierowicz, który ma wielkie, polityczne ambicje od lat, a co wybory – to ma pod górkę, bo jeszcze go nikt demokratycznie nigdzie nie wybrał. To posłem chciał być, to radnym wojewódzkim, a wcześniej może i innym przedstawicielem społeczeństwa. Nie poszło? A no nie. Więc może w inny sposób. Byle do władzy i uznania. Tylko dzięki koneksjom rodzinnym czy politycznym pnie się po szczeblach kariery w tak różnych od siebie branżach, że aż trudno uwierzyć, na ilu sprawach tak dobrze się zna. Ciekawe, jakich trików używa, żeby kolejny stopień kariery przeskoczyć? Ciekawe, ile obietnic już złożył, a ile jeszcze przed nim? Ilu argumentów musiał użyć, ile trupów po sobie zostawił i jeszcze zostawi, żeby kolejne cele ambitne osiągnąć? Poczekamy. Zobaczymy. Przyjdzie czas, to się okaże, kto zacz i dokąd zmierza…
Drugi chory na ambicję mój znajomy ma teraz spory problem. Wybrano go spośród narodu do władzy. Chciał co prawda zostać najlepszym z wybranych, ale nie dotarł do drugiej tury. A jego ambicją było i jest więcej i więcej. To, co ma – to zdecydowanie za mało. Za to, co mu się nie udało obwinia wszystkich tych, którzy nie są z nim. Bo przecież jeśli nie z nim, jeśli nie podzielają jego opinii, to z pewnością są przeciwko niemu, są zatem jego wrogami. Żyje na co dzień w przeświadczeniu, że cel osiągnie jedynie wówczas, kiedy zniszczy wrogów. Jego nienaturalny ogląd sytuacji oraz przekonania powodują, że z dnia na dzień wrogów mu przybywa. Widzi bowiem wroga w każdym, kto nie przyzna mu racji. Ostatnio doszło do tego, że chcąc zniszczyć wrogów rzuca na oślep i bez żadnego zastanowienia słowa obrazy, nienawiści oraz kłamstwa. Krzywdzi w ten sposób wielu niewinnych. Nie przejmuje się tym jednak, wszak w jego mniemaniu dąży do celu – władzy, uznania i pieniędzy. Czy go osiągnie tym sposobem? Śmiem wątpić, bo ludzie agresji, plucia i nienawiści nie lubią.
Ale pamiętać musimy wszyscy, by nie ulec chorej ambicji. Kij ma dwa końce. Kiedy jednego końca używa się do bicia, drugim końcem się obrywa.
    Beata Zatoń – Kowalczyk
 

Reklama