Bylebyśmy zdrowi byli

0
Reklama

Na psa urok!
Na lokalnym rynku chwilowa cisza. Wszyscy czekamy na jakiś wystrzał, wpadkę albo plamę, najlepiej któregoś z brzeskich polityków lub urzędników. Oczywiście, Panorama także chętnie napisze coś o sukcesach miejscowych notabli. Na razie mamy pat – czyli chwilową wiosnę. Z naszego otoczenia zniknął jednobarwny krajobraz i doszczętnie stopniał szarobury śnieżek. Ale przyroda nie lubi próżni. Spod grubej czapy, niegdyś białego śniegu, wyłoniły się tysiące psich kup. Głęboko, jak w zamrażalniku, leżały sobie zamaskowane, pod kolejnymi warstwami białego puchu. Zimą właściciele czworonogów czują się zupełnie bezkarni i udają, że nie wiedzą nic na temat obowiązku sprzątania po swoich pupilach. Uważają, że wypróżniające się na śniegu zwierzęta nie zanieczyszczają środowiska, bo nie brudzą chodnika, ani trawników. To taki trik – śnieżna niespodzianka. Ale zmiana pogody obnażyła prawdę o nas, o Polakach i o sile naszego Państwa. Psie kupy, kupki, kupiska i wielkie kupale wypełniły najbliższe otoczenie swą różnorodnością kształtów, wielkości i barw. Brunatne, seledynowe, białe i żółte oraz okrągłe, plaskate i podłużne parówy – gęsto zapełniły klomby wzdłuż ulicznego chodnika. W wielu punktach miasta stworzyły trudne do pokonania bariery i zasadzki. Najgorzej jest nieopodal bloków mieszkalnych, stojących tuż przy jezdni oraz koło śmietnika. Z klatki na ulicę trudno jest się przedostać suchą nogą. Przy wejściach do większości sklepów spożywczych nie jest dużo lepiej. Spacer z czworonogiem, to dla niektórych właścicieli – szybkie zakupy i zrobienie przez pieska kupy.
Odpowiedzialność
mojego Pana

Nie lepiej jest na małych osiedlowych skwerkach. Tam jest totalny potop. Kulki, granulki, makaroniki, piramidki i zaokrąglone precle oraz rozłożyste – rzadkie placki i już rozdeptane, wielkie, twarde grzmoty. Cuchnące z daleka bobki, wszelkiej maści. W ostatnią niedzielę, w słoneczne popołudnie, na trawiastej murawie pojawiły się pierwsze dzieciaki z piłką. W wypapranych odchodami butach beztrosko biegały po skażonym ekskrementami terenie. Do rąk brały umorusaną w fekaliach zabawkę i do domu zaniosły kawałki ekologicznej bomby. Ale za kilka dni problem sam się rozwiąże. Za chwilę, ta śmierdząca wilgotna miazga rozpadnie się na kawałki. Gdy przyjdzie lato, stanie się pożywką dla much i wszelkiego innego ścierwa. Nim to nastąpi, część wysuszonego na wiór psiego łajna – wiosenny wietrzyk rozgoni na cztery strony świata. Porywisty podmuch już unosi gówniany odór aż do czwartego piętra. Niewielkie okruszki zwierzęcych odchodów zalegną na pobliskich parapetach, antenach satelitarnych i maskach zaparkowanych aut. Drobinki gnoju, wraz z bakteriami, przez otwory i szczeliny w stolarce okiennej przedostaną się do naszych mieszkań i umilać nam będą wypoczynek. Trzeba przyznać – życie jest piękne! Nie ma to, jak głęboko zachłysnąć się pierwszymi symptomami nieuchronnie zbliżającej się wiosny! Zasada obecnie jest taka: mój pies – twój „problem”. Przywiązanie większości naszych obywateli do tradycji jest chwalebne. To rodzaj wysokiej kultury i patriotyzmu. Ale robienie z Polski (w XXI wieku!) największej w Europie latryny – jest żałosne. I żeby wszystko było jasne: kochajmy zwierzęta – sztorcujmy ich niefrasobliwych właścicieli.
Marek Popowski


P.S. Ten felieton nie jest żadnym zgłoszeniem lub doniesieniem do Straży Miejskiej. Ani policja, ani straż, ani nikt inny – nie będzie chodzić za tysiącami właścicieli psów i uczyć ich (tych właścicieli) kultury i szacunku dla prawa. Ale jeśli trafi się okazja, Panowie i Panie władzo – walcie mandaty, i to z grubej rury!

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Reklama