Kulturalnie latem

0
kulturalnie.jpg
Reklama

 

Tegoroczny lipiec coś nie sprzyja typowej letniej rekreacji nad wodą czy zwykłemu opalaniu. Skoro zatem ciału nie możemy zaoferować słonecznego światła  może przynajmniej ducha oświecić blaskiem kultury. Wszak Apollo – bóg światłości to także patron sztuk wszelakich.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Dwa wiodące w kwestii organizacji imprez kulturalnych kluby brzeskie bynajmniej nie zapadły w letni letarg. Przy temperaturze za oknem byłoby to wręcz karygodne. Wakacje to w końcu nie czas by spędzać czas w domu przy komputerze.

Niezależny Ośrodek Kultury „Herbaciarnia” uruchomił ciekawy cykl seansów rumuńskiego kina prezentowanego w lipcowe czwartki. Zwykle szukamy egzotyki na Wschodzie, w Ameryce Południowej czy Afryce. Tymczasem już Europa może zaoferować coś co w pewien sposób odbiega od naszego typowego wyobrażenia o filmie i ukazuje historię i kulturę, o których większość mieszkańców naszego kraju nie wie praktycznie nic. W ostatni lipcowy czwartek w urokliwym wnętrzu klubu mogliśmy zobaczyć produkcję z 2008 r. „Reszta jest milczeniem” w reżyserii Nae Caranfil. Oparta na faktach komedia opowiada historię powstania pierwszego wielkiego rumuńskiego filmu o wojnie jaką stoczyła armia rumuńska z  oddziałami tureckimi. Główny bohater, niewysoki syn znanego aktora teatralnego nie ma szczęścia w branży swojego ojca. Wpada na pomysł by wyreżyserować wielkie dzieło filmowe podczas gdy w kręgach kulturalnych kino w ogóle nie jest uznawane za sztukę, a co najwyżej za tanią rozrywkę dla biedoty. Ambicje w połączeniu ze sprytem sprawiają, że ujmuje jednego z największych bogaczy Rumunii, który całkowicie zatraca się w realizacji przełomowego pomysłu. Czy jednak współpraca dwóch silnych osobowości: młodego natchnionego reżysera i uduchowionego, lekko zbzikowanego mecenasa sztuki ma szanse powodzenia? Zabarwione niebanalnym humorem kino charakteryzuje wysoki poziom sztuki filmowej i mimo, ze seans trwa prawie 2,5 godziny ogląda się go z przyjemnością.

W wakacyjny czas nie odpoczywa również „Club Semafor”. W piątek 29 lipca „w kawiarniany gwar jak tornado jazz się wdarł”. W prawdzie w tym wypadku kawa smakowała bardziej jak piwo a tornado miało tendencję do przechodzenia także w subtelniejszy wietrzyk jednak cytat dobrze oddaje atmosferę wydarzenia. Stworzony z trzech lokalnych muzyków skład Boo’ya Moon zaprezentował ponad dwugodzinną dawkę jazzowych standardów w aranżacji na elektryczne pianino, gitarę basową i perkusję. Ciekawa formuła koncertu sprawiała, że na scenę mógł wejść każdy chętny grajek, który choć trochę wyczuwa jazzową nutę. Zmierzyć się z talentem członków zespołu wcale nie było łatwo bo swoimi umiejętnościami poprzeczkę postawili bardzo wysoko. Niemniej trzech odważnych się znalazło. Dwóch skusiło się na bębny, jeden wyparł na parę kompozycji klawiszowca. Dominowały żwawe przestrzenie około funkowe, choć bywało także i bardziej w stylu retro. Nawet nieobeznani w pokrętnych  jazzowych harmoniach i historiach mogli usłyszeć na koncercie coś znanego i lubianego w stylu utworów „sunny”, „ain’t no sunshine”, czy „hit the road Jack”. Z publiczności raz po raz było słychać próby dośpiewywania do coverów a gromkie brawa zdradzały, że koncert bardzo się podoba. Rafał Nowak (klawisze), Radosław Pilarz (perkusja) i Mateusz Dwornik (gitara basowa) udowodnili, że klientelę „Semafora” można zainteresować także lżejszym i bardziej wyrafinowanym brzmieniem niż rockowe szarpanie gitar, a także pokazali, że scena klubu jest otwarta dla każdego gatunku muzycznego.

 

Jak będzie wyglądał sierpień wkrótce się dowiemy. Nawet jeśli słońce w końcu dopisze, dodatkowe promyki światła z brzeskich klubów i tak są wskazane.

 

TK

Reklama