Setka Gierka

0
barcickim.jpg
Reklama

Szóstego stycznia mija setna rocznica urodzin Edwarda Gierka, który w swoim czasie kierował „przewodnią siłą narodu”, czyli PZPR.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

W czasach zaprzeszłych szef tej partii był kimś w rodzaju dzisiejszego prezydenta, premiera i prymasa w jednym. Człowiek odpowiedzialny za wszystko, co wówczas działo się w kraju. Dziś mówi się o długach, które zaciągnął, by rozwinąć stosowne do epoki węgla i stali przedsiębiorstwa oraz stworzyć infrastrukturę, dzięki której węgiel i stal mogła swobodnie po kraju i za granicę podróżować; propagandzie sukcesu, według której PRL był dziesiątą potęgą gospodarczą świata, a kiedyś mówiło się o dynamicznie rozwijającej się gospodarce, „wizytach roboczych” i kojarzonymi z nim i Śląskiem hucznymi obchodami „Barbórki” – święta górników. Pozytywnie o tym pierwszym sekretarzu PZPR wypowiadał się swego czasu nawet sam prezes PiS, nazywając go „komunistycznym, ale jednak patriotą”. Zaznaczył też, że za jego czasów „jakoś tam opozycję tolerowano, a nie zamykano w więzieniach”. 
O Edwardzie Gierku warto sobie przypomnieć dzisiaj, kiedy znów żyjemy w krainie absurdu. SLD postuluje, by rozpoczynający się właśnie rok ogłosić rokiem tego zasłużonego dla Polski polityka. Przy okazji warto podjąć rzetelną i obiektywną dyskusję na temat czasów PRL-u. Zastanowić się trzeba, czy wszystko, co wówczas się działo zasługuje wyłącznie na krytykę, czy może pewne rozwiązania i elementy polityki społecznej, a nawet gospodarczej nie warto by znów wprowadzić w życie. Nie chodzi tutaj o pyskówkę historyków różnych orientacji, ale o głębszą refleksję nad stanem państwa. Pogłębiający się kryzys, wzrost bezrobocia, zadłużenie państwa, samorządów i obywateli, mizeria w służbie zdrowia, oświacie i nauce sprzyjać powinny tego typu dyskusjom. Pamiętać trzeba, że pomysłodawcom nie chodzi o gloryfikację poprzedniego systemu, ale wyłącznie o obiektywną ocenę i zaprzestanie totalnego negowania wszystkiego i wszystkich, którzy z PRL-em cokolwiek wspólnego mieli. Tym bardziej, że w tamtych totalitarnych czasach w wielu sferach życia obywatele cieszyć się mogli daleko bardziej posuniętą wolnością niż dziś. Dobrym tego przykładem jest chociażby system ewidencji uprawnionych do bezpłatnych świadczeń medycznych EWUŚ, który właśnie zaczyna obowiązywać. 

System ten wyłapać powinien po wprowadzeniu do niego numeru PESEL osoby nieubezpieczone, które za leczenie powinny zapłacić z własnej kieszeni. Szacuje się, że stanowić oni mogą niewiele ponad 1% naszej populacji. Koszty funkcjonowania systemu sięgać mają około 200 mln złotych rocznie oraz zwiększą obowiązki biurokratyczne placówek służby zdrowia – czasu i pieniążków na leczenie będzie mniej, bo pójdą one na „polowanie na czarownice”. Dużo bardziej sensownym rozwiązaniem tego problemu byłby powrót do peerelowskiego powszechnego dostępu do szeroko rozumianego leczenia. Nie trzeba nikogo sprawdzać ani weryfikować jego praw – wiadomo, że każdy bezpłatnemu leczeniu podlega. Fundusze przeznaczane na podział i kontrolę wydawania naszych składek zdrowotnych pokryłyby bez problemu koszty leczenia tych, którym obecnie z różnych przyczyn bezpłatna opieka medyczna nie przysługuje. Samą składkę zdrowotną zastąpić powinien powszechny podatek na ten cel właśnie przeznaczony. Procedura jego ściągania byłaby prostsza i tańsza. Więcej wspólnego te rozwiązania rodem z PRL-u mają z zasadami solidarności społecznej głoszonymi nie tylko przez Lewicę, ale również Kościół. Innym przykładem ograniczania wolności i stosowania inwigilacji z elementami ucisku jest sytuacja na polskich drogach, gdzie z kierowcami się walczy ustawiając niezliczone fotoradary. Nowoczesne technologie zaprzęga się do tworzenia aparatu ucisku i kontroli, a służyć one powinny ułatwianiu nam wszystkim życia. Pewien klasyk ubiegając się o władzę powiedział kiedyś, że „tylko ktoś bez prawa jazdy ustawia fotoradary zamiast budować drogi”. Jego słowa nie straciły na aktualności chociaż wybory wygrał. Nawet dwa razy z rzędu.
Prawicowa większość w Sejmie do przegłosowania stosownej uchwały w sprawie Gierka pewnie nie dopuści – nikt nie ma złudzeń. Propozycja będzie jednak poddana dyskusji i odbije się szerokim echem w przekazach medialnych. Jeżeli dzięki temu choć kilka klapek w mózgownicach konserwatystów i liberałów się otworzy, a dobre rozwiązania pozbędą się etykietki „komunistyczne”, to warto taką inicjatywę podjąć.
Marcin Barcicki

 

Reklama