Koncert Laurence Jones w Grodkowie (fotorelacja)

0
Reklama

Kiedy byłem mały, marzyłem, żeby kiedyś zagrać ‘The House Of The Rising Sun’ grupy The Animals lepiej od mojego ojca. Tata zachęcał mnie do ćwiczeń, mój pierwszy kontakt z gitarą to był właśnie jego instrument. Spędzałem z nim ćwicząc dwie-trzy godziny dziennie. Bardzo mnie motywował. Dwa lata temu, kiedy występowałem w Londynie w Royal Albert Hall na koncercie poświęconym Lead Belly’mu, stanąłem na scenie ramię w ramię z Erikiem Burdonem. Oczywiście mój tata był tego wieczoru na widowni i po koncercie powiedziałem mu 'Widzisz, można powiedzieć, że jestem od ciebie lepszy, bo zagrałem razem z Erikiem’ – śmieje się opowiadając tę anegdotę Laurence Jones. Ten zaledwie dwudziestoczteroletni pochodzący z Wielkiej Brytanii gitarzysta blues-rockowy o twarzy dziecka, wdziera się jak huragan na największe festiwalowe sceny i listy przebojów po obydwu stronach Atlantyku, a przez krytyków i branżową prasę okrzyknięty został nadzieją i przyszłością bluesa. Trzeba zapamiętać to nazwisko, bo Laurence Jones dopiero się rozkręca !


Młody muzyk ma szczęście do spotykania na swojej artystycznej drodze wybitnych autorytetów i legend sceny rozrywkowej. Na przykład z występu na deskach słynnej nowojorskiej sali koncertowej Carnegie Hall, wspomina przede wszystkim… dzielenie garderoby z Buddym Guy’em, i to mimo że napięty plan dnia nie pozwalał im na większą interakcję poza standardową wymianą uprzejmości. Najbardziej jednak z tego wieczoru wart zapamiętania okazał się moment, kiedy większość muzyków była już na scenie i w kuluarach, a Jones wrócił po coś do garderoby, gdzie zastał siedzącego samotnie swojego mentora, Waltera Trouta. Zobaczył mnie i mówi 'Mogę skorzystać z twojej garderoby? Tu jest tak cicho i spokojnie, potrzebuję chwili dla siebie’. Odpowiedziałem, że nie ma problemu, na co on wskazał mi krzesło nieopodal, sugerując, żebym się przysiadł i zagrał dla mnie utwór 'Transition’ z jednego ze swoich wczesnych albumów. Traf chciał, że była to pierwsza bluesowa płyta, jaką w życiu usłyszałem. Powiedział mi, że nigdy nie zagrał tego utworu na żywo na koncercie i fakt, że ja mogłem tę piosenkę usłyszeć wykonaną specjalnie dla mnie, siedząc z nim w cztery oczy w mojej garderobie w Carnegie Hall, był najbardziej surrealistyczną i fantastyczną rzeczą, jaka się mogła mi przydarzyć. To był prawdziwy punkt kulminacyjny tego wieczoru!

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

(źródło: delta.art.pl)

Galeria:

 

 

Reklama