Nie każda woda – zdrowia ci doda

8
Reklama

Zauważyłem ostatnio pewną prawidłowość. Im u prezesów pewik herbatka smaczniejsza, tym częściej mieszkańcy Brzegu skarżą się na wzrost opłat za… wodę.


Mnie jednak, dopiero oczekującego na przyłączenie do rury z drogocenną cieczą zastanawia, dlaczego wodociągi, że tak powiem, olewają swoich klientów. Sygnały od czytelników w tej materii już dawno temu przekazałem byłemu prezesowi spółki, ale jak widzę – w sprawie obsługi klienta – dalej odwala się lipę! W zeszłym tygodniu postanowiłem sprawdzić skład chemiczny wody z mojego ogródka, gdyż podlewany nią za dnia szczypiorek zaczyna świecić nocą. Na stronie internetowej lokalnego monopolisty (pewiku) znalazłem informację, że ich laboratorium testuje wodę na piątkę! Ale po pierwszym kontakcie z paniami w białych fartuszkach pojąłem, że w Brzegu łatwiej mi będzie zbadać krew na obecność wirusa HIV, niż wodę ze studni na zawartość żelaza. Na szczęście, za którymś razem, telefon odebrała właściwa osoba i z butelką pełną przydomowej lury zaproszony zostałem aż do… Gierszowic. Dlaczego tak daleko? Przecież w luksusowej siedzibie spółki, przy ulicy Wolności, można by tę sprawę załatwić od ręki. Pacjenci, krew do badania, zazwyczaj oddają w przechodni, a ta przesyła ją dalej, do analizy. W pewiku jest inaczej: tam i z powrotem – jakieś… 12 km od mojej chałupy. Ruszyłem więc drogą na Opole, w kierunku super-laboratorium, znajdującego się przy (uwaga!) tajnej stacji uzdatniania wody. Wjechałem do Gierszowic – nic. Dojechałem do Olszanki – dalej nic. Zawróciłem przed Krzyżowicami, waląc kolejne zbędne kilometry, by w końcu odnaleźć właściwy trakt. W tumanach kurzu przebrnąłem przez szutrową drogę i zatrzymałem się nieopodal jakichś budynków, tuż przed zamkniętą na cztery spusty bramą. Od strony drogi nie było furtki, tylko tablica: nie fotografować! No tak, wody należy dobrze strzec. Dlaczego jednak ukrywać coś, czego dokładny adres i zdjęcia widnieją na stronie internetowej pewiku?! Wszystko wyglądało bardzo tajemniczo, a zamaskowane laboratorium (prawdopodobnie) znajdowało się gdzieś pod ziemią. Wjazd do wodociągowej fortecy powitał mnie ciepło, napisem: WSTĘP WZBRONIONY. Wokoło bezludzie i cisza. Jak kołek stałem w szczerym polu pod nieruchomą bramą. Po chwili pojawił się mężczyzna w roboczym odzieniu, który zapytał „o co chodzi?”. Na hasło „badanie wody” otworzył wrota (pilotem?), a po wjeździe na wodociągowy teren zgrabnie wyjaśnił, dokąd się udać. U kresu mojej wyprawy natknąłem się na tabliczkę wielkości ludzkiej dłoni, na której mała strzałka wskazywała upragnione słowo: laboratorium. Nareszcie! Podróż z półlitrową butelką mętnej wody – zamiast 10 minut – zajęła mi prawie godzinę! W spółce zwanej pewik, znanej z nowoczesnych technologii (odremontowana siedziba, klimatyzowane pokoje zarządu spółki, najnowocześniejsze urządzenia do parzenia biurowej kawy, itp.) ktoś mentalnie zatrzymał się w PRL-u. Ktoś nie potrafi należycie oznaczyć dojazdu do budynku, który na stronach internetowych pewiku szeroko reklamuje i poleca swoje usługi. Tak oto niekiedy wygląda komercyjna (odpłatna!) obsługa klienta. Obiecuję, że nerwówki… cdn.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

marecki

Reklama