Muzyczne Show „Dream On”

0
Reklama

5 września na scenie Brzeskiego Centrum Kultury zagościł ponownie tytuł „Dream On”, który otworzył jednocześnie nowy sezon artystyczny. „Dream On” opowiada o show muzycznym z lat ’80, które oprócz znakomitej rozrywki, dostarcza również cennych danych na temat realizacji takich przedsięwzięć. Wśród feerii barw, wpadających w ucho „starych kawałków”, przy akompaniamencie świetnego bandu, obnażane są raz po raz, już nie tak kolorowe jak oprawa, tajniki światka artystycznego.


Znajdziemy tu zdesperowaną, zapatrzoną w siebie wokalistkę Dołrociak (w tej roli Karolina Dorociak), której sława blednie i która nie dopuszcza do siebie myśli, że jakaś młoda „gwiazdeczka” mogłaby zająć jej miejsce. Urządza dzikie akcje zazdrości i przy tym rozstawia po kątach całą produkcję. Znajdziemy aktorkę, która oprócz pracy w show, może liczyć tylko na rólkę w podrzędnym teatrze. Ana Gryf (w tej roli Ania Gryfik) mimo szlachetnych intencji i dobrego serca, nie może zgodzić się na wypłynięcie naprawdę zdolnych, utalentowanych artystów, co wywołuje w niej ogromny konflikt wewnętrzny. Aktorka często reaguje płaczem, co budzi tylko śmiech i nie czyni z niej autorytetu. Poznajemy trochę zniewieściałego krytyka wszelkich kreacji i ubiorów uczestników show – stylistę gwiazd KrisaFoeNous (Krystian Bernacki), uważającego się za guru mody i guru w ogóle. On z nikim nie wchodzi w polemikę. Podobnie jest z Just Rycho (Rysiek Bisiuk), który co prawda zna się na muzyce, ale przez kryminalną przeszłość, zwichrowaną osobowość i liczne odbiegające od normy zachowania, nikt się nie liczy z jego zdaniem.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Dzięki duetowi z Roxette: Per Gessle i Marie Fredriksson (Kuba Rus i Kaja Koronkiewicz) poznajemy zakulisowe „żyćko”; konflikty interesów, niemoralne propozycje, romanse i chłodną kalkulację : na kogo stawiać, a kto w tej rozgrywce wypada już w przedbiegach. To co dostaje widz jest miszmaszem działań wyreżyserowanych i działań żyjących własnym życiem, poza scenariuszem.

Joanna Bilowicka – Koronkiewicz, która jest pomysłodawczynią, autorką scenariusza i „ogarniaczką” – jak o niej mówią młodzi artyści – zręcznie żongluje uwagą widza, wyprowadzając go w pole. Manipuluje prawdą i fałszem, nie pozwala jednoznacznie ustosunkować się widzowi, czy coś jest dobre czy złe. W tym spektaklu nic nie jest tylko czarne lub tylko białe, nic nie jest oczywiste. Postać, którą gra Ola Ofmańska – Kowalczyk, wydaje się być faworytką. Znakomicie śpiewa, publiczność ją uwielbia, jest trochę mało medialna, ale i jury daje jej szansę i od początku wydaje się ją dopingować. Ola śpiewa duet z Dołrociak, z Krisem, Rychu czyni jej wyznanie miłosne. Ostatecznie wygrywa jednak zespół składający się z nie najzdolniejszych, o nie najlepszej prezencji i nie najbardziej porywających trzech chłopaków „DreamBoys”. Okazuje się, że to oni wpisali się w formułę programu wykonując utwór tytułowy „Dream On”. Podbijają serce (i nie tylko) Dołrociak, chwytają producentkę (w tej roli Joanna Bilowicka – Koronkiewicz) za gardło. Ona wie, że „DreamBoys” się sprzedadzą, że warto zainwestować w chłopców, którzy pozwolą sobą manipulować, którzy nagrają narzucony im materiał, dla których niejedna panna straci głowę, co przełoży się na ich popularność. Za tymi chłopakami pójdą pieniądze. To inwestycja kasowa – nie ma miejsca na klapę. Utalentowane, ale smutne i mroczne dziewczynki odchodzą do lamusa, rozwrzeszczanych, infantylnych entuzjastek z problemami też nikt nie chce. Produkt jest dobry, gdy się sprzedaje.

Pomimo, że spektakl obnaża ten brutalny światek wielkich produkcji telewizyjnych i nie zostawia suchej nitki na „gwiazdkach”, które wzajemnie się zwalczają, to pokazuje jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. A mianowicie: pokazuje siłę młodych ludzi, którzy chcą grać, śpiewać, tańczyć, tworzyć sztukę w atmosferze zdrowej rywalizacji i wzajemnego twórczego wsparcia. Aktem buntu przeciwko systemowi jest ostatni utwór w spektaklu „Show must go on”. To głos Artystów przez duże „A”. Twórców szukających przestrzeni dla prawdy płynącej z ich serc i gardeł. To sprzeciw wobec tych, którzy zamykają im drogę, bo są inni, ambitni, niezłomni, nie wpisujący się w ramy. To głos młodego pokolenia, wypierającego przestarzałe formy, mówiącego „NIE” i podążającego swoją, nieutartą ścieżką rozwoju.

Spektakl spotkał się z dużym zainteresowaniem ze strony brzeskiej publiczności i mimo okrojonego składu zespołu artystycznego, widownia była pełna. Na koniec Asia podziękowała wszystkim uczestnikom, a także tym, którzy zrobili szybkie zastępstwa za nieobecnych, czyli: Zuzannie Zazulin, Aleksandrze Szyszce, Julce Czarnocie i Michałowi Pleszczyńskiemu. Prawdziwym człowiekiem orkiestrą wieczoru okazał się być Oskar Michalak, który oprócz tego, że ułożył choreografię, tańczył, to brawurowo wykonał utwór „Kryzysowa narzeczona”. Kto był, ten wie jak brawurowy był to wykon.Bądź co bądź, bez muzyków, żaden wykon nie byłby udany. Band w składzie: Arek Kulas – bębny, Karol Maryszczak – klawisz, Grzesiek „Nadzia” Rabczewski – gitara, TymekŁukaniuk –bass, nie pozwolił przysypiać widowni. Za bandem starali się nadążyć wokaliści i aktorzy: Krystian Bernacki, Rysiek Bisiuk, Karolina Dorociak, Ania Gryfik, Natalia Kiernicka, Natalia Klimczak, Kaja Koronkiewicz, Łukasz Oskar Michalak, Ola Ofmańska – Kowalczyk, Michał Rabenda, Kuba Rus, Karolina Skrzyniarz, Karolina Włodarczyk. Choreografia to oczywiście Oskar Michalak (z nim w duecie tanecznym oglądaliśmy Paulinę Żytkowską) oraz Paulina Rutowicz i tancerki z zespołu „Special Edition”. Na koniec, żeby nie zapomniała o samej sobie: „Ogarniacz 3 w 1” czyli scenarzysta, reżyser i wykonawca – Asia Koronkiewicz-Bilowicka.

Sezon artystyczny ruszył z kopyta – z umiarkowaną cierpliwością czekamy na kolejne produkcje na miarę „Dream On” czy – równie lubianego przez publiczność brzeską – „Oddziału zamkniętego”. Artystom życzymy formy i dobrego zdrowia, a Asi głowy pełnej pomysłów, cierpliwości i przestrzeni koniecznej do realizacji tych pomysłów. Spektakle, które wychodzą spod jej ręki powinny mieć szanse ukazać się nie tylko w naszym rodzinnym mieście, ale też na wyższym szczeblu, ponieważ są tego warte i nie jeden zawodowiec nie powstydziłby się udziału w nich. Zatem na koniec: pomyślnych wiatrów na szerokich wodach artystycznych!

Tekst: Zuza Zazulin
Zdjęcia: Roman Baran i Leptonn

Reklama