Wyższy zasiłek dla bezrobotnych i 1300 zł wsparcia dla osób tracących pracę w czasie epidemii

0
obostrzenia
fot. Krystian Maj / KPRM
Reklama

Premier Morawiecki oficjalnie zapowiedział wzrost zasiłku dla bezrobotnych oraz dodatkową pomoc finansową dla osób tracących pracę. Zasiłek dla bezrobotnych ma wzrosnąć do 1200 zł na miesiąc, a dodatkowe świadczenie to 1300 zł.

Choć przedstawione propozycje brzmią atrakcyjnie, a podwyższenie zasiłku dla bezrobotnych było postulowane przez wiele środowisk, to eksperci twierdzą, że ta zmiana plus proponowany dodatek niosą ze sobą pewne zagrożenia dla rynku pracy.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Wyższy zasiłek dla bezrobotnych

Dwa tygodnie temu pojawiły się pierwsze wyliczenia. Wynikało z tych szacunków, że przy założeniu, że pracę w efekcie pandemii straci 1 mln osób, to sam podwyższony zasiłek wyniesie 3,9 mld zł przez trzy miesiące, a jeśli ta sama grupa skorzystałaby z dodatku solidarnościowego, to daje to kolejne 3,6 mld zł. Jeśli podwyższony zasiłek dla bezrobotnych miałby być wypłacalny dla miliona osób przez rok, to daje to 15,6 mld zł. (Rzeczpospolita)

– Będziemy podnosić zasiłek dla osób bezrobotnych,  będzie on podniesiony z poziomu dzisiejszego 860 zł do poziomu 1200 zł, będzie też dodatkowa osłona solidarnościowa – dodatkowy zasiłek 3-miesięczny, dla osób, które teraz tracą pracę w wysokości 1300 zł – powiedział w piątek premier Mateusz Morawiecki.

Eksperci mają mieszane uczucia.

Podniesienie zasiłku do połowy minimalnego wynagrodzenia wydaje się wyważoną propozycją – przyznawał Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – Jeśli jednak łączne świadczenia z tytułu utraty pracy miałyby wynosić 2500 zł nawet tylko przez trzy miesiące, to niesie to ryzyko wypychania ludzi na bezrobocie – ocenia. Zwłaszcza w przypadku słabiej płatnych zajęć – firma, która musi płacić pracownikowi płacę minimalną, chętnie „przesunie” ten obowiązek na państwo.

Jednak 2500 zł to już zbyt duża kwota. To niewiele mniej niż minimalne wynagrodzenie, które wynosi 2600 zł i natychmiast wiele osób zaczęłoby rozważać, czy opłaca im się pracować – zauważył Łukasz Bernatowicz, wiceprezes BCC.

Reklama