Zbrodnia w biały dzień

0
Reklama

„Ja Leon Czereda, zamieszkały w Grodźcu gm. Ozimek, urodzony w Jeziernej, oświadczam niniejszym, że byłem świadkiem rozstrzelania czterech policjantów, wśród których był komendant naszego posterunku w Jeziernej koło Tarnopola

„Ja Leon Czereda, zamieszkały w Grodźcu gm. Ozimek, urodzony w Jeziernej, oświadczam niniejszym, że byłem świadkiem rozstrzelania czterech policjantów, wśród których był komendant naszego posterunku w Jeziernej koło Tarnopola, Władysław Bitka. Było to dnia 19 września 1939 roku. W tym czasie miałem 20 lat. Zabójstwo miało miejsce w Jeziernej powiat Zborów. Żołnierze rosyjscy przyprowadzili tych czterech  policjantów do kamieniołomów, które znajdowały się blisko mojego domu. Pan Bitka ukląkł i modlił się, zmotoryzowane, a prosił o darowanie mu życia, mówił , że ma czworo dzieci, ale żołnierz strzelił mu w głowę z bliska. Rewolwer trzymał nad samym uchem policjanta. Wiele osób się temu przyglądało, bo był to czas wkroczenia Rosjan na nasze ziemie. Przerażeni ludzie przyglądali się, nie rozumieli dlaczego zatrzymanych od razu rozstrzelali – bez sądu. Zwłoki leżały przez dwa dni. Potem Grabarz Fedko Gawor ich pogrzebał w tym kamieniołomie.”
Byli na posterunku
W połowie września 1939 roku na kresach wschodnich II Rzeczypospolitej rozeszła się pogłoska, że Związek Radziecki w wojnie z Niemcami przyjdzie nam z pomocą. W tym cały wojennym zamieszaniu ludzie brali na serio każą pocieszającą wiadomość. Przez kresy wschodnie przelewała się fala uciekinierów z Polski zachodniej i centralnej. Ostatni pociąg z Tarnopola w kierunku Zaleszczyk odszedł w południe 17 września. Mimo paniki niektórzy przedstawiciele administracji  oczekiwali na sowieckie wojska. W wielu posterunkach policji i w urzędach gminnych toczyła się, jak na te warunki, normalna praca.
Wojska sowieckie wkroczyły do Tarnopola 17 września około godz. 15. Pierwsze wjechały czołgi na ulicę Tarnowskiego i Ruską, za nimi ukazały się potężne działa, a dalej piechota na samochodach i traktorach. Samoloty zrzucały ulotki z treścią: „ Żołnierze polscy nie podporządkowujcie się waszym oficerom. Pędźcie ich z waszej ziemi. Przychodźcie do nas śmialo, do waszych braci, do Armii Czerwonej. Tu znajdziecie uwagę i troskliwość. Pamiętajcie , że tylko Armia Czerwona wyzwoli naród polski z nieszczęsnej wojny. Uzyskacie możliwość rozpoczęcia pokojowego życia. Wierzcie nam! Armia czerwona to wasz jedyny przyjaciel.”.
19 września  do miejscowości Jezierna, oddalonej od Tarnopola 20 km, na posterunek policji weszli rosyjscy żołnierze. Licho ubrani, z długimi „ wintowkami”, na których były osadzone bagnety. Nie ma świadków tego spotkania czteroosobowej obsady placówki z „ bojcami”, mającymi na głowach spiczaste czapki z wielką czerwona gwiazdą. Z pewnością na rozkaz komendanta Władysława Bitki złożono broń.
Komendant
Dzięki córce Władysława Joannie mamy trochę o nim wiadomości. Pochodził z Zagrobeli pod Tarnopolem. Ukończył dwuletnią szkołę policyjna w Warszawie. Do dzisiaj zachowała się fotografia z 20 stycznia 1935 roku, na której uwiecznione są sylwetki 49 słuchaczy. O stryju Władysławie mówiła także Antonina Bitka Janowska. W latach 1933 – 1944 była nauczycielką w Zastawiu, oddalonym od Zagrobeli 15 km. Stryj był najmłodszym z pięciu braci – mówiła Antonina. Pięknie śpiewał podczas rodzinnych spotkań. Jego ulubioną piosenką była „Rosła kalina z liściem szerokim…” Najpierw był komendantem policji, w stopniu st. sierżanta w Kozłowie, a potem w Jeziernej, gdzie rozstrzelali go sowieccy żołnierze we wrześniu 1939 roku. Osierocił czworo dzieci w wieku 6 – 14 lat. Im to pomogli przeżyć dwie okupacje – sowiecka i niemiecka bracia Wincenty, Franciszek, i mój ojcec Dominik.
Egzekucja
Bezbronnym już policjantom kazano rozebrać się do bielizny, a następnie wypchnięto na zewnątrz budynku. Utworzono kolumnę. Na czele czerwonoarmiejec z karabinem gotowym do strzału, w środku czterech półnagich policjantów, z tyłu reszta żołnierzy z karabinami. Ruszyli długimi ulicami miasteczka ku miejscu egzekucji. Ludzie wychodzili przed domy i patrzyli na to poniżenie ludzkie. „Wyzwolicielom „ właśnie o to szło. Chcieli zademonstrować mieszkańcom Jeziernej, że „polskich ciemiężycieli i okupantów” zniszczą natychmiast – bez sądu, bez możliwości obrony, czy pożegnania z najbliższymi. A przecież policjanci nie stawiali żadnego oporu, dobrowolnie zdali broń.
Opowiada córka Joanna
obecnie mieszkanka Opola, przewodnicząca Rodzin Policyjnych: – Po wielu, wielu latach- w dniach 17 – 22 października 1991 roku – przebywałam z wycieczka w Tarnopolu. Stąd udałam się do Jeziernej, by tam od miejscowych ludzi dowiedzieć się gdzie jest grób mojego ojca i jego trzech podwładnych policjantów. Weszłam na podwórko Zofii Demediak. Jestem z polski – mówię. Jestem najmłodszą córką komendanta państwowej policji w Jeziernej z 1939 roku. – To pani jest córka pana Bitki? – uśmiechnęła się rozmówczyni. A więc trafiłam dobrze , pani Zofia znała mojego ojca.
– Tak, pamiętam doskonale ten dzień i okoliczności, w których zginął pani ojciec – opowiada pani Zofia. To było tak. Około południa 19 września zrobił się ruch na szosie. Ludzie powychodzili z domów, by zobaczyć jak szosą szli żołnierze sowieccy i pod lufami karabinów prowadzili czterech rozbrojonych i rozebranych do bielizny policjantów. Wśród nich był pani ojciec. Pamiętam go bardzo dobrze, bo odwiedzał nasz dom i pomagał przy kupnie parceli. Wielkie przerażenie panowało wśród tłumu. Ludzi się bali, każdy drżał w obawie o własne życie. Żołnierze poprowadzili policjantów w kierunku cmentarza, który jest na krańcach miasteczka. Tam nad rowem zatrzymali się i coś do siebie szeptali.  Potem aresztowanych policjantów skierowali do pobliskiego jaru – wyrobiska. Zaraz dały się słyszeć strzały. To właśnie sowieccy żołnierze rozstrzelali bezbronnych mężczyzn. Wiem, że ciała rozstrzelanych policjantów leżały w tym jarze dwa dni, a potem grabarz miejscowy Gawor zakopał je pod osłoną nocy. Ciała spoczęły w jednej mogile na miejskim cmentarzu. Ludzie się wtedy bardzo bali – wspomina pani Zofia. Gdzie konkretnie leżą te ciała to nie wiem. O tym wie tylko Gawor, ale on po wojnie wyjechał do Polski i nic o nim nie wiadomo.
Po tej relacji – mówi Joanna Mirecka – szukałam mogiły ale na próżno. Nie mogłam jej odnaleźć. Nie miałam gdzie zapalić świeczki, ani przybić tabliczki z imieniem i nazwiskiem ojca.
Ciężko
przeżyliśmy okupację sowiecką. Panował głód i było zimno. Przed 10 lutego 1940 r. ostrzeżono naszą rodzinę, że nocą zostaniemy wywiezieni na Syberię. Byliśmy na liście rodzin policyjnych przygotowanych do wywózki. Mama  wraz z nami , czwórką dzieci, schroniła się u dziadków na wsi. Tam przeżyliśmy całą okupacje sowiecką i w ten sposób uniknęliśmy więzienia czy wywózki. Dom nasz został splądrowany, wiele rzeczy skradziono. Po  wkroczeniu wojsk niemieckich, na początku lipca 1941 roku, wróciliśmy do Tarnopola, a w 1945 roku rodzina nasza wyjechała  na zachód do Strzelec Opolskich. Potem zamieszkaliśmy w Opolu.
Świadek
Odnalazł się jeszcze jeden świadek zbrodni w Jeziernej. Jest nim ksiądz Czesław Szymański, duszpasterz  w Letyczewie koło miasta Chmielnicki ( dawniej Płoskirów). Pisze on m.in. „ Tę smutną i historię  dobrze pamiętam i przeżywałem dość długo. To, że ciała rozstrzelanych zostały przewiezione na cmentarz – to pewne. Przed tym odarto je ze wszystkiego. Przez wiele miesięcy koło jaru paśliśmy krowy i mówiliśmy o tych wypadkach. Czasem wpadam do Jeziernej, gdzie na cmentarzu spoczywa moja matka i pytam starszych ludzi . Twierdza oni, że ciała zabitych złożono na furmankę  i zawieziono na cmentarz, gdzie pochowano ich na poboczu. Prawie nikt z inteligencji pracującej w Jeziernej nie ocalał. Odprawiałem w Katyniu Mszę Świętą, zawsze pamiętam , by pomodlić się za tych zamordowanych w pierwszych dniach napaści sowietów na Polskę w 1939 roku.
„ Złoty wrzesień”
W 1989 roku w Kijowie został wydany folder o Tarnopolu. Roi się w nim od kłamstw , przekrętów, określeń typu „polska okupacja”. Jeden z rozdziałów omawiający wejście wojsk sowieckich do miasta w 1939 roku. Zatytułowano go  „ złoty wrzesień”. Jakież krwawe to było złoto
W Jeziernej w 1939 roku mieszkało 6200  osób, miasteczko, siedziba gminy i parafii – skład narodowościowy: Polacy, Ukraińcy, Żydzi .
W marcu i kwietniu 1944 roku zamordowani zostali przez banderowców Jan Czereda, Wincenty Kołtowski, Franciszka Kołtowska. 2 grudnia 1944 r. zamordowano, po przesłuchaniu na posterunku milicji ukraińskiej w pobliskim lesie Stefanię Kuźmę. 2 lutego 1945 r. podczas napadu przez bandę UPA zostali spaleni żywcem w budynku Marek Kamiński i jego żona.

Tadeusz Bednarczuk

Reklama