Rzeczpospolita paździerzowa – Felieton posła Pawła Grabowskiego z cyklu „Widziane z Wiejskiej”

0
fot. archiwum
Reklama

Ostatnie dni zdominował temat tzw. „afery KNF”, która skutecznie odwróciła uwagę obywateli od wprowadzanych nowych podatków oraz tworzenia się nowych politycznych układów po wyborach samorządowych. W kilku żołnierskich słowach postaram się Państwu wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi.


Dykta i paździerz
Większość z Państwa zapewne słyszała już o tzw. „aferze KNF”, która zdominowała polityczną debatę ostatnich dni. Nie mi rozsądzać, czy doszło tam do złamania prawa, a jeśli tak – to jakich konkretnie przepisów. Od tego jest prokurator i niezależny, niezawisły sąd. Chcę jednak zwrócić Państwa uwagę na trzy ciekawe aspekty sprawy, które mogą w nas wszystkich budzić obawy, co do stanu państwa polskiego.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Po pierwsze – jak to możliwe, że szef banku idzie do szefa nadzoru finansowego i nagrywa potajemnie rozmowę? Żeby było śmieszniej, szef banku poszedł na spotkanie z szefem nadzoru finansowego nie z jednym, nie z dwoma, tylko z trzema dyktafonami. Niebywałe! Mało tego, okazuje się, że szef nadzoru finansowego w swoim gabinecie miał zainstalowane specjalne „szumidła”, które miały zakłócić pracę dyktafonów. I zakłóciły – tych nowoczesnych, cyfrowych, natomiast stary, poczciwy dyktafon taśmowy nagrał wszystko jak trzeba. Niesamowite! Żeby było śmieszniej – ja, poseł na Sejm RP, za każdym razem, gdy przyjeżdżam autem do Sejmu mam sprawdzany bagażnik, czy nie przewożę w nim Ryszarda Petru, a do instytucji, która ma dbać o bezpieczeństwo rynku finansowego można wejść z dyktafonami i nagrać potajemnie rozmowę z jej szefem.

Po drugie – jak to możliwe, że nagrany szef nadzoru finansowego, po wybuchu afery podaje się do dymisji, a następnie – kolejnego dnia rano, nie będąc już szefem nadzoru finansowego, idzie do swojego biura robić porządki? I jakby tego było mało, CBA wchodzi do jego biura dopiero po południu, kiedy wszystko – jak można przypuszczać – jest już „uporządkowane”. Pomijając już fakt, że szef nadzoru finansowego jest nieodwoływalny (więc, gdyby sam nie podał się do dymisji, to nikt go nie może odwołać), to w tak poważniej sprawie powinien być chyba zatrzymany, przynajmniej na czas zebrania najbardziej newralgicznych dowodów.

Po trzecie – w tle afery przewija się wątek poprawek złożonych przez posłów PiS, które – dziwnym trafem – dotyczyły jednego z ważniejszych wątków tzw. „afery KNF”, czyli przejmowania banków. I znów – nie mi oceniać, dlaczego te poprawki zostały złożone – to powinny wyjaśnić powołane do tego organy państwa. Chcę jednak zwrócić Państwa uwagę na dziwne standardy stanowienia prawa w Polsce. Otóż, zgodnie z przyjętym zwyczajem, ustawy w Sejmie muszą przejść trzy czytania. W czasie pierwszego i drugiego czytania można wnosić poprawki, czyli zmieniać, dopracowywać i doprecyzowywać to, co jest zapisane w pierwotnym projekcie, natomiast podczas trzeciego czytania posłowie głosują za lub przeciw przyjęciu opracowanych przepisów. Tymczasem w przypadku przepisów regulujących nadzór nad rynkiem finansowym, w końcowym etapie prac w Sejmie posłowie PiS złożyli szereg poprawek zupełnie zmieniających sens ustawy, tłumacząc to koniecznością implementacji przepisów unijnych. Jeśli zatem przepisy unijne mamy wprowadzać w taki sposób – bocznymi drzwiami, bez konsultacji, to ja dziękuję i wysiadam! Przecież to jest niepoważne… ale jednak prawdziwe.

Celowe zamulanie
Oczywiście tzw. „afera KNF” jest skandaliczna i nie będę tu nikogo usprawiedliwiał ani wybielał, jednak ciekawi mnie, ile – spośród szanownych czytelników moich felietonów – wie, że w tak zwanym między czasie, PiS wprowadził nowy podatek i dziarsko pracuje nad wprowadzeniem kolejnych podatków. Ciekawi mnie też, ilu czytelników moich felietonów zdaje sobie sprawę z tego, że blisko dwie trzecie tego, co zarabiacie, jest Wam zabierana w formie różnych podatków i parapodatków. Tymczasem większość, zamiast powiedzieć władzy „dość”, skupia się na kolejnych aferach, z których w zasadzie – i co najsmutniejsze – nie wynika nic nowego.

PO-PiS ma się dobrze
Zamieszanie wokół KNF pozwoliło również w miarę gładko i bez zbędnego zainteresowania obywateli przeprowadzić tzw. negocjacje koalicyjne, których efektem są nowe układy polityczne w samorządzie. Nie mi oceniać, czy to dobrze, że „jedni” się ułożyli z „drugimi”, a „trzeci” zostali ograni. Mnie natomiast zastanawia to, czy Państwo – czyli wyborcy, zagłosowalibyście na kandydatów PiS, wiedząc, że po wyborach ułożą się oni z PO albo SLD, albo czy zagłosowalibyście na kandydatów PO, wiedząc, że po wyborach ułożą się oni z PiS, a takie rzeczy dzieją się w wielu samorządach… I z tą refleksją pozostawiam Państwa na pięć lat kadencji nowego samorządu… a samorządowcom gratuluję wyboru i życzę sukcesów w pracy na rzecz swoich małych ojczyzn.


Paweł Grabowski – radca prawny, poseł Kukiz’15. W wyborach parlamentarnych uzyskał mandat od ponad 4,5 tysiąca mieszkańców Opolszczyzny, mimo iż były to pierwsze wybory, w których kandydował i nigdy nie należał do partii politycznej. W Sejmie jest członkiem Komisji Finansów Publicznych, Komisji Gospodarki i Rozwoju oraz wiceprzewodniczącym Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Prowadzi również prace Podkomisji ds. mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw. W naszym regionie najłatwiej umówić się z nim telefonicznie, pod numerem tel. 690 226 236.

Reklama