Nie matura, a chęć szczera

0
Reklama

„Mój kolega ma dzisiaj maturę. Nie ma czasu na piwo w ogóle. Puchną oczy, w gardle suszy. Szkoda mi tak młodej duszy. Hura! hura! dzisiaj matura…” śpiewała swego czasu stara, dobra polska kapela punkowa Farben Lehre. Skąd pomysł aby o maturze pisać już w styczniu? Ano stąd, że za nami studniówki i nieubłagany licznik rozpoczął odliczanie.

„Mój kolega ma dzisiaj maturę. Nie ma czasu na piwo w ogóle. Puchną oczy, w gardle suszy. Szkoda mi tak młodej duszy. Hura! hura! dzisiaj matura…” śpiewała swego czasu stara, dobra polska kapela punkowa Farben Lehre. Skąd pomysł aby o maturze pisać już w styczniu? Ano stąd, że za nami studniówki i nieubłagany licznik rozpoczął odliczanie. Rankiem, w dzień po balu, pewno wszyscy wstali ciężko – jedni z ciężką głową po zbyt wielu łykach, inni z ciężkimi nogami po zbyt wielu tańcach. Tak czy owak u większości nieco starszych słowo studniówka odmalowuje na twarzy szczery uśmiech. Przypomnijmy więc sobie jak to wszystko wyglądało…

Ona wstała wczesnym rankiem, chociaż ciężko mówić o śnie, bo oko zmrużyła na ledwo dwie godziny. Od tygodnia skrzętnie pielęgnuje włosy, które za horrendalne pieniądze ułożył jej fryzjer więc spać musi w pozycji równie skomplikowanej co wybór studniówkowej kreacji. Notabene uradowana mamusia – przeżywająca tego dnia swoją drugą młodość – lekką ręką władowała w tą kreację pół wypłaty… ale studniówka rzecz święta i skąpstwo wyjdzie na jaw w najmniej oczekiwanym momencie – w środku poloneza dla przykładu…i co wtedy? Po tym jak wstała nic nie zjadła, bo wcześniej zjadły ją nerwy. Czy aby sukienka nie za pospolita? I czy ta lampucera z klasy obok nie będzie ubrana przypadkiem w dokładnie taką samą? Czy boy przybędzie taksówką, czy może samochodem ojca? Wszystko wszak diabelnie ważne. Te egzystencjalne dylematy towarzyszą jej w drodze na solarium. Styczeń dobry miesiąc, słońcem wali na całego, naturalna sprawa, że opalenizna jest. Później jeszcze tyko: ostatnia wizyta u fryzjera, który przez ostatni tydzień zdążył stać się tak bliski, że z powodzeniem mógłby świadkować na ślubie, no i manicure, pedicure, lifting, replay manicure – bo z nerwów obgryzła paznokcie, replay z liftingu – bo ze zgryzoty zmarszczka się pojawiła, wreszcie dom. Dwie godziny do balu. Paniczne szukanie czerwonej podwiązki, Napar z melisy na nerwy, mały jogurt na obiadokolację – nagle dzwonek do drzwi…
On wstał prawie w południe, zjadł obfite śniadanie, wziął szybką kąpiel. W pobliskim sklepie, podczas przedbalowych zakupów pochwalił się nowouzyskanym dowodem. Ojcu machnął przed oczyma nowouzyskanym prawem jazdy. Gdy się ściemniło, góra godzinkę przed balem, z ostrym nożem był widziany w ogródku sąsiada – w chwilę później przekradał się chyłkiem wzdłuż bloków z kilkoma różami w ręku. Tuż przed wyjściem ułożył naprędce wykaz odpowiedzi, które przydadzą się mu lada chwila: tak będę pilnował państwa córki, tak mam, no przecież prowadzę, dowidzenia, dziękuję.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Na sali wystrojonej balonami zjawili się punktualnie. Tam, w samym centrum, ci którzy latami stali nad ich głowami. Wrogowie, zabójcy świąt, inkwizytorzy gotowi posłać na stos za nieznajomość wzoru na deltę – nauczyciele. Jakby odmienieni, pod postacią ludzi. Bez mieczy piór i tarcz dzienników – na wskroś uczłowieczeni. Ona i on ostatnie chwile przed wielkim początkiem spędzają żartując z wystrojonymi kolegami. Wreszcie rozbrzmiewają pierwsze takty ćwiczonego tygodniami poloneza i machina potężnej imprezy rozpędza się by stanąć dopiero o świtaniu. Podczas tej nocy powstaną nowe legendy. O wuefiście, który romansował z uczennicą. O tym, co gdzieś zniknął i znaleźli go nazajutrz rodzice sprzątający salę. O tej, co dała po pysku swojemu partnerowi, bo ten cztery wolne przetańczył z jakąś blondyną.

Ona obudzi się nazajutrz rano ze strachem – wszak przed nią przysłowiowe sto dni nauki i najważniejszy egzamin. On wstanie sporo później, ale szczęśliwy – wszak przed nim przysłowiowe dziewięćdziesiąt osiem dni laby i dwa dni nauki.

A Farben Lehre…? Ano jak na starą, dobrą punkową kapelę przystało śpiewało „Nie matura, a chęć szczera z robi z ciebie oficera. Warto byś o tym pamiętał gdybyś bracie nie zdał” – chociaż dziś, w dobie zawodowego wojska to już chyba zdezaktualizowana pointa. Co zrobić dziewięć lat minęło od studniówki – może stąd u mnie ta zazdrość i złośliwość.

Krystian Ławreniuk

Reklama