Jura – kraina, gdzie odradza się człowiek

0
Reklama

Jura to malownicze, niewysokie góry ciągnące się wzdłuż granicy francusko-szwajcarskiej, mniej więcej od Miluzy (Mulhouse), Belfort i Bazylei (Bale) po Bourg-en-Bresse i Genewę.

Jura to malownicze, niewysokie góry ciągnące się wzdłuż granicy francusko-szwajcarskiej, mniej więcej od Miluzy (Mulhouse), Belfort i Bazylei (Bale) po Bourg-en-Bresse i Genewę. Nie była celem żadnego z naszych wyjazdów, ale w drodze na południe Francji parokrotnie wybieraliśmy szlak jurajski. Zasadą naszą było nie powtarzać przebytych już tras. Gdy tylko było możliwe, jechaliśmy zawsze innymi drogami, dzięki czemu poznaliśmy Jurę całkiem dobrze.

Jura jest inna od pozostałych regionów Francji, ale równie piękna i interesująca. Jest piękna swoją przyrodą, która kompensuje brak znaczniejszych budowli historycznych. Wydaje nam się, że Jura jest najbardziej zieloną krainą Francji. Widzieliśmy ją w różnych porach lata, a tamtejsza zieleń była zawsze jednakowo świeża i soczysta.
Cały urok Jury to zalesione wzgórza, głębokie doliny oraz rzeki tworzące malownicze wąwozy (gorges) i liczne wodospady (cascades).
Jedyną większą, a jednocześnie dość niezwykłą rzeką jest Doubs. Jej niezwykłość polega na tym, że tworzy ona wielką pętlę płynąc najpierw na płn-wsch. wzdłuż granicy ze Szwajcarią, by potem skręcić koło Montbeliard gwałtownie na płd–zach. i płynąć dalej równolegle do swego górnego biegu tyle, że w odwrotnym kierunku. Źródła i ujście Doubs (do Saony, dopływu Rodanu) są oddalone od siebie zaledwie o około 90 km, co przy długości rzeki 430 km jest bardzo niezwykłe. Doubs po prostu opływa północną Jurę.
W górnym biegu Doubs, w pobliżu miasta Morteau, znajduje się bardzo malowniczy wodospad Le saut du Doubs. Rzeka stanowi tu granicę państwową. Drugi brzeg to już Szwajcaria. Wodospad nie jest zbyt wysoki (około 15m), ale dość szeroki. Rzeka płynie tu w głębokim wąwozie i miejsce jest bardzo fotogeniczne. Nic dziwnego, że wodospad jest popularny wśród turystów, którzy jednak „gubią się” wśród drzew rosnącego tu lasu i – w przeciwieństwie do równie zatłoczonych wierzchołków Świnicy czy Rysów w naszych Tatrach – nie mącą majestatu otaczającej przyrody. Zupełnie inna atmosfera panuje wokół znajdującego się pewnym oddaleniu jeziorka, gdzie zbudowano liczne obiekty rekreacyjne i gastronomiczne i gdzie zawsze są tłumy gwarnych wycieczkowiczów.
Niewątpliwie najpiękniejsze wodospady tworzy niewielki Herrison (w j. francuskim – podobnie jak Doubs i Jura – jest rodzaju męskiego). By je zwiedzić, najlepiej jest dotrzeć do miasteczka Doucier, skąd – dojechawszy do pobliskiego parkingu – można odbyć pieszą wycieczkę w głąb wąwozu i zobaczyć trzy piękne wodospady, wyglądem bardzo się od siebie różniące.
Najniżej położona jest Cascade de l’Evenatail. Woda spadając z wysokości około 30 m. rozbija się na kilku schodkowo uformowanych tarasach skalnych.
Wodospad ten podobny jest nieco do naszej roztoczańskiej Siklawy. Dalej znajduje się Le saut Girard. Ten z kolei z sylwetki przypomina mi naszą strążyską Siklawicę. Toczy on jednak znacznie więcej niż ona wody, która spada z przewieszonego progu skalnego, a ścieżka obchodzi go od tyłu. Gdy wiatr zawieje w górę wąwozu, można zostać trochę zmoczonym. Wodospad ten jest wysokością równy pierwszemu. Najdalej znajduje się najniższy z wodospadów Herrison – Le saut des Forges (około 7m). Tutaj też kończy się wycieczka i trzeba wrócić do wylotu wąwozu, przechodząc raz jeszcze obok wodospadu.
Z licznych jaskiń (grottes) widzieliśmy tylko jedną – Grotte de Notre Dame de Remonot. Znajduje się ona w ścianie wąwozu Doubs między Montbenoit a Morteau. Poświecona jest Matce Boskiej, której figura tam się znajduje. Szczególnie piękne są jaskinie w Les Reculles (miedzy Lons a Arbois) oraz w okolicach Besancon, ale to są już obrzeża Jury. Znamy je tylko z ilustracji i opowieści – jaskinie to nie sfera naszych zainteresowań.
Ciekawostką tych stron są wozy kempingowe, które spotykaliśmy na drogach Jury. Na gumowych., kołach i ciągnięte przez konie. A na wozie rodzina (zawsze z dziećmi) i jej wakacyjny ekwipunek. Wędrują co lata drogami najmniej uczęszczanymi by uniknąć ruchu, ale też by być jak najdalej od tego z czym mają do czynienia przez niewakacyjną część roku – od cywilizacji. Poza tym te trzecio- czy czwartorzędne drogi najczęściej prowadzą przez najpiękniejsze okolice.
Patrzyłem na te wozy z nostalgicznym uśmiecham na twarzy. Przypomina mi dawno minioną młodość i tabory cygańskie, które – tak, jak te wozy teraz we Francji – ciągnęły przed laty po polskich drogach. Wróciły wspomnieniem słowa piosenki sprzed lat „Those were the days, my friend. We thought they’d never end…” Ale jednak skończyły się tamte dni i skończył się beztroski czas młodości. Zniknęły, przechodząc do historii, tabory cygańskie i zniknęli za urwiskiem skalnym ich francuscy quasi-kontynuatorzy. Nam też trzeba było ruszać i jechać dalej podziwiając uroki jurajskich krajobrazów.
Francuscy entuzjaści Jury nazywają ją krainą, gdzie człowiek się odradza. Jeżeli nawet przesadzają, to jednak coś w tym może jest…

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Andrzej Fiksa

Reklama