Mydlenie oczu

0
Reklama

Media kombinują
Tuż przed końcem starego roku telewizja i radio trąbiły o szalejącym zimowym żywiole na południowym wschodzie Polski. W wieczornych programach informacyjnych straszono Polaków zbliżającą się klęską, czyli obfitymi opadami śniegu, zaspami oraz nieprzejezdnymi drogami i unieruchomionymi na śmierć pojazdami. Ostrzegano, że w okolicach Lublina oraz Rzeszowa panuje straszliwa zima, a warunki drogowe są skrajnie niebezpieczne. W tym czasie maiłem okazję przebywać w tamtym dalekim regionie. Tuż po śniadaniu, z wielkim strachem, wybrałem się samochodem na ekstremalną przejażdżkę. Śnieg – owszem, na ziemi był, a nawet troszeczkę płatków fruwało w powietrzu. Główne drogi Lublina oraz okolic były czarne. Na bocznych oraz lokalnych panowała ślizgawka lub błoto. Poważniejszym problemem od śniegu okazały się być dla mnie dziury w jezdni. Tylu na raz i tak głębokich jeszcze w życiu nie widziałem. Tylko w nielicznych miejscach, na skutek silnego wiatru, tworzyły się niegroźne zaspy. Poza tym, zima, jak zima. Chłodno, ślisko i biało. Wiele miejsc było zupełnie wolnych od śniegu i, gdzie niegdzie, spod cienkiej warstwy białego puchu wyłaniały się placki zielonej trawy. Z tego właśnie powodu postanowiłem wieczorem (raz jeszcze!) przyjrzeć się informacjom pogodowym, przekazywanym przez niektóre media. W końcu zobaczyłem w telewizorze wielką górę śniegu. Operator kamery położył swój sprzęt nisko na ziemi i z pozycji jezdni filmował wielkie grudy (zwały) śniegu, które prawdopodobnie oderwały się spod kół jakiejś ciężarówki. Samego śniegu było, co kot napłakał! Żadnej klęski, żadnej katastrofy. Lubelskie stare trolejbusy jeździły sobie bez przeszkód po szerokich i wąskich uliczkach miasta. Dozorcy posypywali piaskiem chodniki. Miasteczko żyło normalnie i nic nadzwyczajnego się w nim nie działo. Rozumiem, że w polityce panowała wówczas świąteczna nuda. Ale żeby aż tak kombinować?! Oj, nieładnie!

I strugają wariata
Z podobnym medialnym oszustwem mieliśmy do czynienia pod koniec zeszłego tygodnia. Tym razem sytuacja dotyczyła całego kraju. We czwartek zapowiedziano nam wielką katastrofę. Miały być opady po 20-60 centymetrów na dobę. Groziły nam huragany i śnieżne nawałnice. Wyglądam przez okno, a tu… zwyczajna zima, by nie rzec – zimka. Śnieg sypał na Opolszczyźnie i na Dolnym Śląsku przez noc, z piątku na sobotę. Spadło go od 3-7 cm, a tylko w niektórych rejonach dwukrotnie więcej. W ciągu całego dnia pokrywa śniegu urosła zaledwie do wysokości kostek. W telewizorze pokazano nam powywracane i porozbijane na drogach pojazdy. Nikt nie wspominał, że kolizji było mniej, niż zazwyczaj. Zmienna aura zawsze powoduje określone utrudnienia. Gdy świeci słońce – zakładamy okulary. Pada deszcz – chwytamy za parasol. Sypie śnieg – nadziewamy ciepłe buty, narty lub łańcuchy na koła. Zimą trzeba odśnieżać, odmrażać i posypywać. Trzeba jeździć i chodzić ostrożnie. Ale można także lepić bałwanka i zjeżdżać na sankach. Zima to piękny okres, zwłaszcza, gdy śniegu jest pod dostatkiem. Że pociągi się spóźniają? – A kiedy się nie spóźniały! Że tiry się wywracają? – Wywracają się przecież każdego dnia! Po apelach i telewizyjnych przestrogach wyruszyłem w sobotę na ulice Brzegu, aby zrobić mrożący krew w żyłach reportaż. Niestety, z materiału nici. Ani zasp, ani zawalidróg, ani katastrof. Za wyjątkiem kilku pługów, jeżdżących dostojnie po mieście, nic nadzwyczajnego się nie działo. Kierowcy, na szczęście, poruszali się powolutku. Niektórzy mieli pod dach zasypane śniegiem samochody i spoglądali na drogę po przez małe otworki na przedniej szybie. Tylko szoferzy pojazdów, tych na letnich oponach, tańczyli na drodze, jak na lodowisku. Zima stulecia to była, ale w 1963 roku. Zastanawia mnie jedno. O czym media będą nas informować, jeśli naprawdę nadejdą ciężkie mrozy i metrowe opady śniegu? Na razie kończę, bo z wielkim zapałem biorę się za łopatę i odśnieżanie. Na zdrowie!
 

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Reklama